|
|
|||||||||||||
|
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Progressive Rock
Ilość torrentów:
72
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Zremasterowana edycja w digipaku, nagranego pod koniec 1972 roku debiutanckiego albumu zawierającego koncertowy, zdecydowanie progresywny i autentycznie świetny materiał nawiązujący do dokonań Yes, Wishbone Ash i mniej znanej, ale doskonałej grupy Wild Turkey. Sześć nagrań średnio trwających po 7 minut. Na klawiszach grał Tony Kaye (ex-Yes i Flash). Rewelacyjna, doskonale brzmiąca jakość koncertowego dźwięku, no i piękna okładka autorstwa Rogera Deana! JL Tony Kaye po odejściu z Yes przyłączył się w 1971 roku do Petera Banksa, który utworzył przyzwoitą, progresywną grupę Flash. Długo w niej nie pograł. Grupa nagrała trzy albumy, ale rozczarowany Kaye oczekujący czegoś bardziej ambitnego odszedł z niej już po nagraniu pierwszej płyty. Rok później, wczesną jesienią 1972, stanął na czele BADGER – własnego zespołu, do którego zaangażował basistę Davida Fostera, niegdyś autora tekstów dla Yes (mającego za sobą także współpracę z Jonem Andersonem w The Warriors) i perkusistę Roya Dyke’a (ex-Ashton, Gardner And Dyke). Ten ostatni polecił im znakomitego gitarzystę i wokalistę Briana Parrisha – co bardziej obeznani w temacie mogą go skojarzyć z całkiem fajnej, choć nieco zapomnianej płyty „Parrish & Gurvitz” (1971) duetu Parrish & Gurvitz wyprodukowanej przez George’a Martina… Z jakiegoś dziwnego powodu BADGER zdecydował się nagrać swój debiutancki album nie w studio, ale na… koncercie. Ryzykowne, choć na swój sposób praktyczne. Ryzykowne, gdyż wyruszając w trasę jako support dla Yes nie byli pewni jak zareaguje na nich publiczność. Praktyczne, bo to znacznie obniżało koszty nagrań, a poza tym grzechem było nie skorzystać z estradowej aparatury ustawionej pod zespół Andersona i spółki, który rejestrował swoje występy, a ich efekt usłyszeliśmy na wydanym w 1973 roku trzypłytowym albumie „Yessongs”. Był to też z ich strony pewien akt odwagi, który ostatecznie opłacił się. Porównując jakość dźwięku obu wydawnictw, płyta BADGER ma ją zdecydowanie lepszą! Nagrania, o których mowa zostały zarejestrowane w londyńskim Rainbow Theatre 15 i 16 grudnia 1972 roku. Współproducentem płyty był Jon Anderson, co uciszyło wszelkie plotki o rzekomym konflikcie między wokalistą Yes, a pianistą. Przypomnę, że Tony Kaye, współzałożyciel grupy, wystąpił na jej trzech pierwszych albumach i to jego utwór „Yours Is No Disgrace” otwierał krążek „The Yes Album” (1971) – ostatni przed jego odejściem. Tak się bowiem zdarzyło, że po koncercie w Crystal Palace w sierpniu 1971 roku Kaye został „poproszony” o opuszczenie grupy. Muzyczny konserwatyzm klawiszowca przytaczany był jako główny powód wydalenia go z zespołu. Grupa chciała ewoluować, włączyć do swojego brzmienia melotron i syntezatory, podczas gdy Kaye odmawiał grania na czymkolwiek innym niż fortepian i organy Hammonda… Wracając do tematu – płyta „One Live Badger” wydana przez Atlantic ukazała się dokładnie 16 lipca 1973 roku. Autorem okładki z borsuczą parą w zimowej scenerii był Roger Dean, stający się podówczas nadwornym grafikiem Yes. On też wymyślił kartonową postać borsuka (ang. badger) ukazującą się po jej rozłożeniu. Szkoda, że w późniejszych wydaniach już go nie było. Okładki Deana wielu kojarzy z zespołami art rockowymi i być może dlatego „One Live Bagder” tak szybko zaszufladkowano do rocka progresywnego. Czy słusznie? Mamy tu do czynienia z naprawdę oryginalnym dziełem, które przywodzi na myśl rodzaj tripowej mieszanki Pink Floyd i Yes z nutą Cream, oraz (tak na dokładkę) starego bluesa z posypką Howlin’ Wolfa. Zespół jako całość wydaje się być bardziej zwarty niż obrona Chelsea za czasów Jose Mourinho. Fakt, Tony Kaye wypełnia każdy z sześciu numerów eklektyczną pracą klawiszy: fortepianu, organów Hammonda, moogów, oraz… syntezatorów i melotronu (a jednak!), ale mocna para Parrish/ Foster potrafiła stworzyć niepowtarzalny klimat w „Fountaine”, czy bluesowy groove w funkowym i ciężkim „Wheel Of Fortune”. Roy Dyke gra solidne, ciężkie rytmy, ale nie ma tu tylu sekcji nieparzystych, jak można by się spodziewać po zespole tak blisko związanym z Yes – jego gra podporządkowana jest melodii. Zauważmy też, że muzycy improwizując na scenie nie wymyślają niczego at hoc; fantazja ponosi ich dopiero podczas grania świetnych wirtuozowskich solówek. Piękno tej płyty polega też na odkrywaniu ukrytych, pojawiających się nagle niespodzianek powodując jakże przyjemny zawrót głowy. Z sześciu nagrań tylko jedno trwa trzy i pół minuty – pozostałe nie schodzą poniżej siedmiu. Tym najkrótszym, znajdujący się pod sam koniec krążka jest nieco lżejszy od reszty, ale całkiem przyzwoity „The Preacher” z ciężkim gitarowym wypadem Parrisha. Całość otwiera „Wheels Of Fortune” i od razu niespodzianka. Tony Kaye włączając swój melotron wprowadza bardzo przyjemny, funkowy rytm, do którego dołącza się Parrish ze swoją rockową gitarą grając świetną solówkę na tle ciężkiej perkusji by po chwili, razem z basistą, stworzyć niepowtarzalny bluesowy groove. W środkowej części popis lidera zespołu na Hammondzie. Czuć, że to jego ulubiony instrument! I już żałuję, że nie zachował się materiał filmowy z tego koncertu. Jest taki moment na „Wheel Of Fortune”, w którym bębny ostro walą, Parish i Foster grają swoje partie, zaś Kaye potrząsa grzechotką, gra kilka nut na melotronie obsługując w tym samym czasie Hammonda. Fajnie byłoby to zobaczyć... Wysokiej jakości heavy prog rocka zespół funduje nam w „Fountaine” serwując przy okazji fantastyczne dialogi gitarowo-syntezatorowych solówek. Szczególnie ta końcowa i bardzo ciekawa w wykonaniu klawiszowca robi wielkie wrażenie. Jest tak świetna, że mogłaby by być punktem kulminacyjnym koncertu. Przy „Wind Of Change” zawsze zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jestem na widowni. Widzę Dyke’a jak bez oznak jakiegokolwiek zmęczenia wystukuje wściekły rytm; słyszę improwizowane, melodyjne solo na gitarze i basie będące ucztą dla wszystkich zmysłów, patrzę jak po chwilowej przerwie Kaye wraca do akcji ze swoim Hammondem C3 wciskając z całych sił pedały miażdżąc wszystko na scenie. Wow! Dlaczego nie ma tego gdzieś na wideo?! „River” objawia się jako ciężki, blues rockowy numer w stylu Ten Years After i wcale nie dlatego, że zapożyczono tu kilka sekund z ichniego „Hear Me Calling”. Po raz kolejny słyszymy tu naprawdę świetną gitarową solówkę podpartą doskonałą sekcją rytmiczną. Po wspomnianym już wcześniej krótkim „The Preacher” zbliżamy się do energetycznego finału. „On The Way Home” okazuje się być jednym z najlepszych utworów w historii zespołu i brzmi, jakby został napisany specjalnie na zakończenie tego koncertu. Pierwsza część waha się pomiędzy ciężkim riffem a cudowną, zapadającą w pamięć melodią przeradzającą się w improwizowany jam z organową orgią i szalejącym Kaye’em przejmującym totalną kontrolę do ostatniego dźwięku. Cudo! Nie da się zaprzeczyć, że ten album wypełniony wirtuozowskimi solówkami, tajemniczymi tekstami i szalonymi jamami łączy pustkę między progresywnym, a klasycznym rockiem. To obowiązkowa pozycja, która zadowoli prog rockowych fanów – tych od Yes po Dream Theater. Nie mówiąc już o miłośnikach borsuków. Zibi That the nucleus of Yes got rid of Peter Banks on guitar to make space for Steve Howe was not really a beautyful gesture , but to get rid of Tony Kaye was even worse ( they will invite him back during the eighties and those mediocre albums - feeling guilty Mr Anderson?) especially for the second most pompous KB player around (behind Keith) , Rick Wakeman . Of course this paid of incredibly well, as Fragile outsold all previous albums together, but the Yes Album is still my Yes fave album and Tony Kaye was really excellent. So Kaye will first join Banks in a group called Flash (unlike most proghead , I never really enjoyed that openly commercial semi-hard-prog . Commercial ? look at the covers to see how hard they tried ) and after one album Kaye , obviously not pleased with this band , left to form the much better Badger. Most people think Highly of this album and I do too but just barely making the fourth star ( your life will not be affected if you own it or not or even if you never hear this while you are alive , you will not have missed that much) . But I do give this album four star because Kaye really got a bum deal from Yes and to a lesser Extent frm Flash , and here he shows what he can do. Releasing your first album as a live is rather odd choice , but why not ? It was probably cheaper than a full-blown studio album. I think the drummer was from Ashton Gardner and Dyke who made a few good almost prog albums . If Kaye does not develop by himself the masterful songwriting from Yes (Anderson getting too much credit IMO for the composer part as he developped the idea and heard jingles and all the other four musicians ) but it is clear with this album that He held his share of the creation in his former group. This was of course very raw sounding and I would've like to hear the studio versions, but alas this never came to be as some of the members left after this and the following album sounds nothing like this , especially with Lomax singing. Give it a try , but I tell you there are better bands still to be discovered before this one. Worth a spin . Sean Trane ..::TRACK-LIST::.. 1. Wheel of Fortune 7:04 2. Fountain 7:12 3. Wind of Change 7:00 4. River 7:00 5. The Preacher 3:35 6. On the Way Home 7:10 ..::OBSADA::.. Brian Parrish - electric guitar, lead vocals (1,4-6) Tony Kaye - keyboards, Mellotron Dave Foster - bass, lead vocals (2,3) Roy Dyke - drums Recorded at the Rainbow Theatre, London, 15/16 December, 1972 Produced by Geoffrey Haslam, Badger and Jon Anderson Cover art by Roger Dean https://www.youtube.com/watch?v=PeooDvz4T8s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-27 18:08:58
Rozmiar: 95.42 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Zremasterowana edycja w digipaku, nagranego pod koniec 1972 roku debiutanckiego albumu zawierającego koncertowy, zdecydowanie progresywny i autentycznie świetny materiał nawiązujący do dokonań Yes, Wishbone Ash i mniej znanej, ale doskonałej grupy Wild Turkey. Sześć nagrań średnio trwających po 7 minut. Na klawiszach grał Tony Kaye (ex-Yes i Flash). Rewelacyjna, doskonale brzmiąca jakość koncertowego dźwięku, no i piękna okładka autorstwa Rogera Deana! JL Tony Kaye po odejściu z Yes przyłączył się w 1971 roku do Petera Banksa, który utworzył przyzwoitą, progresywną grupę Flash. Długo w niej nie pograł. Grupa nagrała trzy albumy, ale rozczarowany Kaye oczekujący czegoś bardziej ambitnego odszedł z niej już po nagraniu pierwszej płyty. Rok później, wczesną jesienią 1972, stanął na czele BADGER – własnego zespołu, do którego zaangażował basistę Davida Fostera, niegdyś autora tekstów dla Yes (mającego za sobą także współpracę z Jonem Andersonem w The Warriors) i perkusistę Roya Dyke’a (ex-Ashton, Gardner And Dyke). Ten ostatni polecił im znakomitego gitarzystę i wokalistę Briana Parrisha – co bardziej obeznani w temacie mogą go skojarzyć z całkiem fajnej, choć nieco zapomnianej płyty „Parrish & Gurvitz” (1971) duetu Parrish & Gurvitz wyprodukowanej przez George’a Martina… Z jakiegoś dziwnego powodu BADGER zdecydował się nagrać swój debiutancki album nie w studio, ale na… koncercie. Ryzykowne, choć na swój sposób praktyczne. Ryzykowne, gdyż wyruszając w trasę jako support dla Yes nie byli pewni jak zareaguje na nich publiczność. Praktyczne, bo to znacznie obniżało koszty nagrań, a poza tym grzechem było nie skorzystać z estradowej aparatury ustawionej pod zespół Andersona i spółki, który rejestrował swoje występy, a ich efekt usłyszeliśmy na wydanym w 1973 roku trzypłytowym albumie „Yessongs”. Był to też z ich strony pewien akt odwagi, który ostatecznie opłacił się. Porównując jakość dźwięku obu wydawnictw, płyta BADGER ma ją zdecydowanie lepszą! Nagrania, o których mowa zostały zarejestrowane w londyńskim Rainbow Theatre 15 i 16 grudnia 1972 roku. Współproducentem płyty był Jon Anderson, co uciszyło wszelkie plotki o rzekomym konflikcie między wokalistą Yes, a pianistą. Przypomnę, że Tony Kaye, współzałożyciel grupy, wystąpił na jej trzech pierwszych albumach i to jego utwór „Yours Is No Disgrace” otwierał krążek „The Yes Album” (1971) – ostatni przed jego odejściem. Tak się bowiem zdarzyło, że po koncercie w Crystal Palace w sierpniu 1971 roku Kaye został „poproszony” o opuszczenie grupy. Muzyczny konserwatyzm klawiszowca przytaczany był jako główny powód wydalenia go z zespołu. Grupa chciała ewoluować, włączyć do swojego brzmienia melotron i syntezatory, podczas gdy Kaye odmawiał grania na czymkolwiek innym niż fortepian i organy Hammonda… Wracając do tematu – płyta „One Live Badger” wydana przez Atlantic ukazała się dokładnie 16 lipca 1973 roku. Autorem okładki z borsuczą parą w zimowej scenerii był Roger Dean, stający się podówczas nadwornym grafikiem Yes. On też wymyślił kartonową postać borsuka (ang. badger) ukazującą się po jej rozłożeniu. Szkoda, że w późniejszych wydaniach już go nie było. Okładki Deana wielu kojarzy z zespołami art rockowymi i być może dlatego „One Live Bagder” tak szybko zaszufladkowano do rocka progresywnego. Czy słusznie? Mamy tu do czynienia z naprawdę oryginalnym dziełem, które przywodzi na myśl rodzaj tripowej mieszanki Pink Floyd i Yes z nutą Cream, oraz (tak na dokładkę) starego bluesa z posypką Howlin’ Wolfa. Zespół jako całość wydaje się być bardziej zwarty niż obrona Chelsea za czasów Jose Mourinho. Fakt, Tony Kaye wypełnia każdy z sześciu numerów eklektyczną pracą klawiszy: fortepianu, organów Hammonda, moogów, oraz… syntezatorów i melotronu (a jednak!), ale mocna para Parrish/ Foster potrafiła stworzyć niepowtarzalny klimat w „Fountaine”, czy bluesowy groove w funkowym i ciężkim „Wheel Of Fortune”. Roy Dyke gra solidne, ciężkie rytmy, ale nie ma tu tylu sekcji nieparzystych, jak można by się spodziewać po zespole tak blisko związanym z Yes – jego gra podporządkowana jest melodii. Zauważmy też, że muzycy improwizując na scenie nie wymyślają niczego at hoc; fantazja ponosi ich dopiero podczas grania świetnych wirtuozowskich solówek. Piękno tej płyty polega też na odkrywaniu ukrytych, pojawiających się nagle niespodzianek powodując jakże przyjemny zawrót głowy. Z sześciu nagrań tylko jedno trwa trzy i pół minuty – pozostałe nie schodzą poniżej siedmiu. Tym najkrótszym, znajdujący się pod sam koniec krążka jest nieco lżejszy od reszty, ale całkiem przyzwoity „The Preacher” z ciężkim gitarowym wypadem Parrisha. Całość otwiera „Wheels Of Fortune” i od razu niespodzianka. Tony Kaye włączając swój melotron wprowadza bardzo przyjemny, funkowy rytm, do którego dołącza się Parrish ze swoją rockową gitarą grając świetną solówkę na tle ciężkiej perkusji by po chwili, razem z basistą, stworzyć niepowtarzalny bluesowy groove. W środkowej części popis lidera zespołu na Hammondzie. Czuć, że to jego ulubiony instrument! I już żałuję, że nie zachował się materiał filmowy z tego koncertu. Jest taki moment na „Wheel Of Fortune”, w którym bębny ostro walą, Parish i Foster grają swoje partie, zaś Kaye potrząsa grzechotką, gra kilka nut na melotronie obsługując w tym samym czasie Hammonda. Fajnie byłoby to zobaczyć... Wysokiej jakości heavy prog rocka zespół funduje nam w „Fountaine” serwując przy okazji fantastyczne dialogi gitarowo-syntezatorowych solówek. Szczególnie ta końcowa i bardzo ciekawa w wykonaniu klawiszowca robi wielkie wrażenie. Jest tak świetna, że mogłaby by być punktem kulminacyjnym koncertu. Przy „Wind Of Change” zawsze zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jestem na widowni. Widzę Dyke’a jak bez oznak jakiegokolwiek zmęczenia wystukuje wściekły rytm; słyszę improwizowane, melodyjne solo na gitarze i basie będące ucztą dla wszystkich zmysłów, patrzę jak po chwilowej przerwie Kaye wraca do akcji ze swoim Hammondem C3 wciskając z całych sił pedały miażdżąc wszystko na scenie. Wow! Dlaczego nie ma tego gdzieś na wideo?! „River” objawia się jako ciężki, blues rockowy numer w stylu Ten Years After i wcale nie dlatego, że zapożyczono tu kilka sekund z ichniego „Hear Me Calling”. Po raz kolejny słyszymy tu naprawdę świetną gitarową solówkę podpartą doskonałą sekcją rytmiczną. Po wspomnianym już wcześniej krótkim „The Preacher” zbliżamy się do energetycznego finału. „On The Way Home” okazuje się być jednym z najlepszych utworów w historii zespołu i brzmi, jakby został napisany specjalnie na zakończenie tego koncertu. Pierwsza część waha się pomiędzy ciężkim riffem a cudowną, zapadającą w pamięć melodią przeradzającą się w improwizowany jam z organową orgią i szalejącym Kaye’em przejmującym totalną kontrolę do ostatniego dźwięku. Cudo! Nie da się zaprzeczyć, że ten album wypełniony wirtuozowskimi solówkami, tajemniczymi tekstami i szalonymi jamami łączy pustkę między progresywnym, a klasycznym rockiem. To obowiązkowa pozycja, która zadowoli prog rockowych fanów – tych od Yes po Dream Theater. Nie mówiąc już o miłośnikach borsuków. Zibi That the nucleus of Yes got rid of Peter Banks on guitar to make space for Steve Howe was not really a beautyful gesture , but to get rid of Tony Kaye was even worse ( they will invite him back during the eighties and those mediocre albums - feeling guilty Mr Anderson?) especially for the second most pompous KB player around (behind Keith) , Rick Wakeman . Of course this paid of incredibly well, as Fragile outsold all previous albums together, but the Yes Album is still my Yes fave album and Tony Kaye was really excellent. So Kaye will first join Banks in a group called Flash (unlike most proghead , I never really enjoyed that openly commercial semi-hard-prog . Commercial ? look at the covers to see how hard they tried ) and after one album Kaye , obviously not pleased with this band , left to form the much better Badger. Most people think Highly of this album and I do too but just barely making the fourth star ( your life will not be affected if you own it or not or even if you never hear this while you are alive , you will not have missed that much) . But I do give this album four star because Kaye really got a bum deal from Yes and to a lesser Extent frm Flash , and here he shows what he can do. Releasing your first album as a live is rather odd choice , but why not ? It was probably cheaper than a full-blown studio album. I think the drummer was from Ashton Gardner and Dyke who made a few good almost prog albums . If Kaye does not develop by himself the masterful songwriting from Yes (Anderson getting too much credit IMO for the composer part as he developped the idea and heard jingles and all the other four musicians ) but it is clear with this album that He held his share of the creation in his former group. This was of course very raw sounding and I would've like to hear the studio versions, but alas this never came to be as some of the members left after this and the following album sounds nothing like this , especially with Lomax singing. Give it a try , but I tell you there are better bands still to be discovered before this one. Worth a spin . Sean Trane ..::TRACK-LIST::.. 1. Wheel of Fortune 7:04 2. Fountain 7:12 3. Wind of Change 7:00 4. River 7:00 5. The Preacher 3:35 6. On the Way Home 7:10 ..::OBSADA::.. Brian Parrish - electric guitar, lead vocals (1,4-6) Tony Kaye - keyboards, Mellotron Dave Foster - bass, lead vocals (2,3) Roy Dyke - drums Recorded at the Rainbow Theatre, London, 15/16 December, 1972 Produced by Geoffrey Haslam, Badger and Jon Anderson Cover art by Roger Dean https://www.youtube.com/watch?v=PeooDvz4T8s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-27 18:03:59
Rozmiar: 279.47 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. To jest niemiecki zespół z (prawdopodobnym) błędem w nazwie (dwa 'g' zamiast dwóch 'd')! Tak więc proszę go nie mylić z brytyjską formacją z albumem z 1975 roku! Jedyna płyta Niemców to dość unikalny, heavy-progresywny, rockowy majstersztyk oparty na współbrzmieniu ciężkiej, przesterowanej gitary, mocnej sekcji rytmicznej, nieco hendrixowskiego wokalu i dość nieśmiałych fraz elektrycznego fortepianu. Całość zainspirowana została nagraniami Deep Purple, Spooky Tooth i Hendrixa. Zresztą zespół wykonał m.in. świetne wersje kompozycji Spooky Tooth i Jeff Beck Group. Ta wydana pod koniec 1970 roku płyta, powinna zadowolić większość fanów wczesnych Grand Funk, Sir Lord Baltimore i australijskiego Buffalo. Po rozpadzie Armaggedon gitarzysta Frank Diez zagrał m.in. na drugim albumie Emergency oraz na debiucie Atlantis. JL Armageddon – w „Apokalipsie Św. Jana: symboliczne miejsce ostatecznej zguby wrogów Boga” ( „Słownik Języka Polskiego PWN”). Taką nazwę dla swego zespołu wymyślili sobie młodzi muzycy z Niemiec, ale że w tym czasie w USA istniała już grupa Armageddon ( nawiasem mówiąc nagrała bardzo dobry gitarowy, rockowo psychodeliczny album w stylu Cream z okresu LP. „Disraeli Gears”) wpisali więc dwa razy „g” zamiast „d” i wyszedł z tego ARMAGGEDON. Grupę tworzyło czterech muzyków : gitarzysta i wokalista Frank Diez, grający na instrumentach klawiszowych Manfred Galaktik, basista Michael Nurnberg i perkusista Jurgen Lorenzen. Dziś te nazwiska nic nam nie mówią i pewnie sami muzycy w tamtym czasie też nie byli zbyt rozpoznawalni. A jednak płyta, którą nagrali i którą wydała legendarna wytwórnia KUCKUCK w 1970 roku jest do dziś jedną z najbardziej cenionych jaka w ogóle wyszła Niemczech w tamtych latach. Nagrania trwały na przełomie lipca i sierpnia 1970 r. Muzycy spędzili w studiu nagraniowym tylko dziewięć dni. I te dziewięć dni wystarczyło, by wstrząsnąć słuchaczy na tyle, że do dziś płyta ta jest obiektem westchnień wszystkich miłośników rocka z tego okresu! Rozpoczyna go utwór „Round” – czadowe heavy progresywne granie w stylu Hendrixa z kapitalnym wokalem Franka Dieza. Po nim senny, oniryczny „Open” z rozmytą gitarą i kapitalną przestrzenną grą perkusisty. Klimat niczym z płyty „Meddle” Pink Floyd! Na płycie mamy też dwa covery. Pierwszy z nich to blisko 10-cio minutowy „Rice Pudding” Jeff Beck Group. Tak ciężkich, gitarowych riffów i takiego mocnego brzmienia do tej pory w Niemczech nikt nie grał! Mocnym akcentem kończy płytę drugi z coverów. Tym razem jest to „Better By You, Better Than Me” z repertuaru Spooky Tooth. I nie wiem, która wersja: oryginał, czy ta grupy ARMAGGEDON podoba mi się bardziej. A pomiędzy nimi jest jeszcze mocny „People Talking”. Ten album to wzorcowy przykład doskonałej niemieckiej progresywnej sceny krautrocka początku lat 70-tych. Album, który koniecznie powinien znaleźć się w każdej szanującej się kolekcji płytowej! Zibi The band of the excellent guitar player Frank Diez played British inspired bluesrock with complex structures. They recorded only one single album "Armageddon", which was published in 1970 on the Kuckuck label and is one of the best hardrock albums of the early seventies. Unfortunately, it remained unnoticed. ..::TRACK-LIST::.. 1. Round 2. Open 3. Oh Man 4. Rice Pudding 5. People Talking 6. Better By You, Better Than Me ..::OBSADA::.. Drums - Jürgen Lorenzen Keyboards, Bass Guitar, Vocals - Manfred Galatik Lead Guitar, Vocals - Frank Diez Bass Guitar, Rhythm Guitar - Michael Nürnberg https://www.youtube.com/watch?v=vn9d0FtxHeo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-26 16:29:11
Rozmiar: 85.13 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. To jest niemiecki zespół z (prawdopodobnym) błędem w nazwie (dwa 'g' zamiast dwóch 'd')! Tak więc proszę go nie mylić z brytyjską formacją z albumem z 1975 roku! Jedyna płyta Niemców to dość unikalny, heavy-progresywny, rockowy majstersztyk oparty na współbrzmieniu ciężkiej, przesterowanej gitary, mocnej sekcji rytmicznej, nieco hendrixowskiego wokalu i dość nieśmiałych fraz elektrycznego fortepianu. Całość zainspirowana została nagraniami Deep Purple, Spooky Tooth i Hendrixa. Zresztą zespół wykonał m.in. świetne wersje kompozycji Spooky Tooth i Jeff Beck Group. Ta wydana pod koniec 1970 roku płyta, powinna zadowolić większość fanów wczesnych Grand Funk, Sir Lord Baltimore i australijskiego Buffalo. Po rozpadzie Armaggedon gitarzysta Frank Diez zagrał m.in. na drugim albumie Emergency oraz na debiucie Atlantis. JL Armageddon – w „Apokalipsie Św. Jana: symboliczne miejsce ostatecznej zguby wrogów Boga” ( „Słownik Języka Polskiego PWN”). Taką nazwę dla swego zespołu wymyślili sobie młodzi muzycy z Niemiec, ale że w tym czasie w USA istniała już grupa Armageddon ( nawiasem mówiąc nagrała bardzo dobry gitarowy, rockowo psychodeliczny album w stylu Cream z okresu LP. „Disraeli Gears”) wpisali więc dwa razy „g” zamiast „d” i wyszedł z tego ARMAGGEDON. Grupę tworzyło czterech muzyków : gitarzysta i wokalista Frank Diez, grający na instrumentach klawiszowych Manfred Galaktik, basista Michael Nurnberg i perkusista Jurgen Lorenzen. Dziś te nazwiska nic nam nie mówią i pewnie sami muzycy w tamtym czasie też nie byli zbyt rozpoznawalni. A jednak płyta, którą nagrali i którą wydała legendarna wytwórnia KUCKUCK w 1970 roku jest do dziś jedną z najbardziej cenionych jaka w ogóle wyszła Niemczech w tamtych latach. Nagrania trwały na przełomie lipca i sierpnia 1970 r. Muzycy spędzili w studiu nagraniowym tylko dziewięć dni. I te dziewięć dni wystarczyło, by wstrząsnąć słuchaczy na tyle, że do dziś płyta ta jest obiektem westchnień wszystkich miłośników rocka z tego okresu! Rozpoczyna go utwór „Round” – czadowe heavy progresywne granie w stylu Hendrixa z kapitalnym wokalem Franka Dieza. Po nim senny, oniryczny „Open” z rozmytą gitarą i kapitalną przestrzenną grą perkusisty. Klimat niczym z płyty „Meddle” Pink Floyd! Na płycie mamy też dwa covery. Pierwszy z nich to blisko 10-cio minutowy „Rice Pudding” Jeff Beck Group. Tak ciężkich, gitarowych riffów i takiego mocnego brzmienia do tej pory w Niemczech nikt nie grał! Mocnym akcentem kończy płytę drugi z coverów. Tym razem jest to „Better By You, Better Than Me” z repertuaru Spooky Tooth. I nie wiem, która wersja: oryginał, czy ta grupy ARMAGGEDON podoba mi się bardziej. A pomiędzy nimi jest jeszcze mocny „People Talking”. Ten album to wzorcowy przykład doskonałej niemieckiej progresywnej sceny krautrocka początku lat 70-tych. Album, który koniecznie powinien znaleźć się w każdej szanującej się kolekcji płytowej! Zibi The band of the excellent guitar player Frank Diez played British inspired bluesrock with complex structures. They recorded only one single album "Armageddon", which was published in 1970 on the Kuckuck label and is one of the best hardrock albums of the early seventies. Unfortunately, it remained unnoticed. ..::TRACK-LIST::.. 1. Round 2. Open 3. Oh Man 4. Rice Pudding 5. People Talking 6. Better By You, Better Than Me ..::OBSADA::.. Drums - Jürgen Lorenzen Keyboards, Bass Guitar, Vocals - Manfred Galatik Lead Guitar, Vocals - Frank Diez Bass Guitar, Rhythm Guitar - Michael Nürnberg https://www.youtube.com/watch?v=vn9d0FtxHeo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-26 16:25:38
Rozmiar: 247.49 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Fascynacja zaczęła się od pierwszego usłyszenia płyty Rush '2112' i uświadomienia sobie, że muzyka może służyć do opowiadania wielkich, porywających historii. Od tego momentu moje pragnienie misternego opowiadania historii przerodziło się w nieprzemijającą miłość do albumów koncepcyjnych, które splatały utwory niczym rozdziały książki, tworząc głębszą narrację. Coheed wydawał się spełnieniem marzeń – zespołem tworzącym epicką opowieść science fiction, która rozciąga się na wiele powiązanych ze sobą albumów. To coś, czym ja, jako dziecko, byłbym zafascynowany i co ukształtowałoby całą moją osobowość... Czy tak się stało? ..::TRACK-LIST::.. 1. Yesterday Lost 3:24 2. Goodbye, Sunshine 4:16 3. Searching for Tomorrow 3:33 4. The Father of Make Believe 4:39 5. Meri of Mercy 4:16 6. Blind Side Sonny 2:23 7. Play the Poet 3:30 8. One Last Miracle 3:13 9. Corner My Confidence 4:04 10. Someone Who Can 3:45 11. The Continuum I: Welcome to Forever, Mr. Nobody 3:43 12. The Continuum II: The Flood 6:23 13. The Continuum III: Tethered Together 4:36 14. The Continuum IV: So It Goes 5:46 ..::OBSADA::.. Claudio Sanchez - vocals, guitar, synthesizer, production Travis Stever - guitar Zach Cooper - bass Josh Eppard - drums Christopher Jahnke - orchestrations https://www.youtube.com/watch?v=de6OW0I7Yow SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-21 19:05:33
Rozmiar: 133.93 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Fascynacja zaczęła się od pierwszego usłyszenia płyty Rush '2112' i uświadomienia sobie, że muzyka może służyć do opowiadania wielkich, porywających historii. Od tego momentu moje pragnienie misternego opowiadania historii przerodziło się w nieprzemijającą miłość do albumów koncepcyjnych, które splatały utwory niczym rozdziały książki, tworząc głębszą narrację. Coheed wydawał się spełnieniem marzeń – zespołem tworzącym epicką opowieść science fiction, która rozciąga się na wiele powiązanych ze sobą albumów. To coś, czym ja, jako dziecko, byłbym zafascynowany i co ukształtowałoby całą moją osobowość... Czy tak się stało? ..::TRACK-LIST::.. 1. Yesterday Lost 3:24 2. Goodbye, Sunshine 4:16 3. Searching for Tomorrow 3:33 4. The Father of Make Believe 4:39 5. Meri of Mercy 4:16 6. Blind Side Sonny 2:23 7. Play the Poet 3:30 8. One Last Miracle 3:13 9. Corner My Confidence 4:04 10. Someone Who Can 3:45 11. The Continuum I: Welcome to Forever, Mr. Nobody 3:43 12. The Continuum II: The Flood 6:23 13. The Continuum III: Tethered Together 4:36 14. The Continuum IV: So It Goes 5:46 ..::OBSADA::.. Claudio Sanchez - vocals, guitar, synthesizer, production Travis Stever - guitar Zach Cooper - bass Josh Eppard - drums Christopher Jahnke - orchestrations https://www.youtube.com/watch?v=de6OW0I7Yow SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-21 19:01:27
Rozmiar: 425.92 MB
Peerów: 8
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Ten album to prawdziwe arcydzieło rocka progresywnego wszech czasów!!! Muzyka jest złożona, czasem inspirowana średniowieczem, czasem oparta na jazzie, zawsze progresywna i pełna emocji. Wszyscy są świetnymi wokalistami, a ich wielogłosowe harmonie i kontrapunkty są wyjątkowe!!! Posłuchajcie 'Funny Ways' z ich pierwszego albumu, a potem zagrajcie tę wersję na żywo... Solo Minneara na ksylofonie jest po prostu niesamowite, a Weathers to potwór za zestawem perkusyjnym!!! Tyle... The iconic 1977 live album, now fully reimagined, mixed, and mastered for an immersive experience! Available on triple LP, The Complete Live Experiencedelivers the ultimate Gentle Giant live performance as it was originally intended. Complete with restored in-between-song commentary, band introductions, and the authentic ambience of each venue. It features the full original setlist including three unreleased tracks--Interview, Timing, and Ray Shulman's solo violin feature--plus alternate performances. Mixed and produced by Dan Bornemark, The Complete Live Experience brings a fresh level of clarity and depth to Gentle Giant's live recordings, capturing the full scope of the band's artistry as they were meant to be heard. 3LP pressed on black vinyl and housed in tri-fold sleeve Double Sided Poster Exclusive booklet with photos and new band interviews Extended liner notes by Alan Kinsman ..::TRACK-LIST::.. Recorded (au Naturel) on European Tour September to October 1976. CD 1: 1. Intro 1:24 2. Just the Same / Proclamation 10:40 3. On Reflection 7:31 4. Interview 7:06 5. The Runaway / Experience 9:54 6. Sweet Georgia Brown (Breakdown in Brussels) 1:54 7. So Sincere 10:42 CD 2: 1. Excerpts from Octopus 15:58 2. Band Introduction 1:23 3. Funny Ways 8:58 4. Timing / Violin Solo 11:40 5. Free Hand 8:20 6. Peel The Paint / I Lost My Head 8:01 ..::OBSADA::.. Vocals, Alto Saxophone, Soprano Recorder [Descant], Bass, Percussion - Derek Shulman Keyboards, Cello, Vibraphone, Tenor Recorder, Vocals, Percussion - Kerry Minnear Drums, Vibraphone, Drum [Tambour], Vocals, Percussion - John Weathers Electric Guitar, Acoustic Guitar, Twelve-String Guitar, Alto Recorder, Soprano Recorder [Descant], Vocals, Percussion - Gary Green Bass, Violin, Acoustic Guitar, Soprano Recorder [Descant], Trumpet, Vocals, Percussion - Ray Shulman https://www.youtube.com/watch?v=vcoaAzfj8Gw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-20 17:54:35
Rozmiar: 239.25 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Ten album to prawdziwe arcydzieło rocka progresywnego wszech czasów!!! Muzyka jest złożona, czasem inspirowana średniowieczem, czasem oparta na jazzie, zawsze progresywna i pełna emocji. Wszyscy są świetnymi wokalistami, a ich wielogłosowe harmonie i kontrapunkty są wyjątkowe!!! Posłuchajcie 'Funny Ways' z ich pierwszego albumu, a potem zagrajcie tę wersję na żywo... Solo Minneara na ksylofonie jest po prostu niesamowite, a Weathers to potwór za zestawem perkusyjnym!!! Tyle... The iconic 1977 live album, now fully reimagined, mixed, and mastered for an immersive experience! Available on triple LP, The Complete Live Experiencedelivers the ultimate Gentle Giant live performance as it was originally intended. Complete with restored in-between-song commentary, band introductions, and the authentic ambience of each venue. It features the full original setlist including three unreleased tracks--Interview, Timing, and Ray Shulman's solo violin feature--plus alternate performances. Mixed and produced by Dan Bornemark, The Complete Live Experience brings a fresh level of clarity and depth to Gentle Giant's live recordings, capturing the full scope of the band's artistry as they were meant to be heard. 3LP pressed on black vinyl and housed in tri-fold sleeve Double Sided Poster Exclusive booklet with photos and new band interviews Extended liner notes by Alan Kinsman ..::TRACK-LIST::.. Recorded (au Naturel) on European Tour September to October 1976. CD 1: 1. Intro 1:24 2. Just the Same / Proclamation 10:40 3. On Reflection 7:31 4. Interview 7:06 5. The Runaway / Experience 9:54 6. Sweet Georgia Brown (Breakdown in Brussels) 1:54 7. So Sincere 10:42 CD 2: 1. Excerpts from Octopus 15:58 2. Band Introduction 1:23 3. Funny Ways 8:58 4. Timing / Violin Solo 11:40 5. Free Hand 8:20 6. Peel The Paint / I Lost My Head 8:01 ..::OBSADA::.. Vocals, Alto Saxophone, Soprano Recorder [Descant], Bass, Percussion - Derek Shulman Keyboards, Cello, Vibraphone, Tenor Recorder, Vocals, Percussion - Kerry Minnear Drums, Vibraphone, Drum [Tambour], Vocals, Percussion - John Weathers Electric Guitar, Acoustic Guitar, Twelve-String Guitar, Alto Recorder, Soprano Recorder [Descant], Vocals, Percussion - Gary Green Bass, Violin, Acoustic Guitar, Soprano Recorder [Descant], Trumpet, Vocals, Percussion - Ray Shulman https://www.youtube.com/watch?v=vcoaAzfj8Gw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-20 17:50:51
Rozmiar: 683.19 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pierwszy raz na CD! Debiutancki i bardzo niedoceniony album tej amerykańskiej, progresywnej formacji zazwyczaj błędnie jest opisywany jako soul-rock i z tego powodu niemal całkowicie ignorowany przez miłośników naszego ulubionego gatunku. Duży błąd, gdyż 80% muzyki na tym świetnym albumie to bardzo brytyjski w klimacie rock progresywny bazujący na soczystym i wszechobecnym brzmieniu organów Hammonda i bez wątpienia wzorowany na twórczości wczesnych Procol Harum! Co również ważne, lider zespołu (niejaki Kosinski) autentycznie potrafił komponować wpadające w ucho a zarazem niemal hymniczne utwory - co oczywiście dodawało całości dużego uroku. Tak naprawdę od progresywnej stylistyki odbiegał jedynie otwierający całość hard-soul-rockowy utwór oraz nawiązująca do stylistyki gospel, rockowa końcówka. Oba fragmenty całkiem fajne. Natomiast wszystko zawarte pomiędzy to najwyższej klasy prog-rock który z pewnością chciałoby nagrać wiele popularniejszych formacji! ..::TRACK-LIST::.. 1. Walk Down The Path Of Freedom 4:05 2. It's Just A Dream 3:19 3. You And I 3:17 4. Tell Me 3:15 5. The Axe 4:24 6. Crack In A Bell 4:43 7. Let The Son Shine In 3:46 8. Child Of Mine (written Goffin and King) 4:01 ..::OBSADA::.. Vocals - Richard Glenn Fidge Drums, Percussion - Richard Martin Mitchell Guitar, Bass, Vocals - Ronald Clark Aitken Keyboards, Vocals - Richard Walter Kosinski https://www.youtube.com/watch?v=YQ-Nl_T5IJQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-19 11:50:22
Rozmiar: 72.56 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pierwszy raz na CD! Debiutancki i bardzo niedoceniony album tej amerykańskiej, progresywnej formacji zazwyczaj błędnie jest opisywany jako soul-rock i z tego powodu niemal całkowicie ignorowany przez miłośników naszego ulubionego gatunku. Duży błąd, gdyż 80% muzyki na tym świetnym albumie to bardzo brytyjski w klimacie rock progresywny bazujący na soczystym i wszechobecnym brzmieniu organów Hammonda i bez wątpienia wzorowany na twórczości wczesnych Procol Harum! Co również ważne, lider zespołu (niejaki Kosinski) autentycznie potrafił komponować wpadające w ucho a zarazem niemal hymniczne utwory - co oczywiście dodawało całości dużego uroku. Tak naprawdę od progresywnej stylistyki odbiegał jedynie otwierający całość hard-soul-rockowy utwór oraz nawiązująca do stylistyki gospel, rockowa końcówka. Oba fragmenty całkiem fajne. Natomiast wszystko zawarte pomiędzy to najwyższej klasy prog-rock który z pewnością chciałoby nagrać wiele popularniejszych formacji! ..::TRACK-LIST::.. 1. Walk Down The Path Of Freedom 4:05 2. It's Just A Dream 3:19 3. You And I 3:17 4. Tell Me 3:15 5. The Axe 4:24 6. Crack In A Bell 4:43 7. Let The Son Shine In 3:46 8. Child Of Mine (written Goffin and King) 4:01 ..::OBSADA::.. Vocals - Richard Glenn Fidge Drums, Percussion - Richard Martin Mitchell Guitar, Bass, Vocals - Ronald Clark Aitken Keyboards, Vocals - Richard Walter Kosinski https://www.youtube.com/watch?v=YQ-Nl_T5IJQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-19 11:46:57
Rozmiar: 208.39 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Trzeci album krakowskiej grupy Loonypark powstawał bardzo długo i światło dzienne ujrzał dopiero z początkiem tegorocznej kalendarzowej wiosny. Miał to być szczególny album, definitywnie różny od wcześniejszych dokonań krakowskiej grupy. Jak się okazuje – zabieg ten udał się. Otrzymaliśmy płytę bardzo bliską sztandarowym wydawnictwom wytwórni Lynx Music. Patrząc na wcześniejszą twórczość Loonypark, „Unbroken Spirit Lives In Us” wydaje się być naturalną kontynuacją drogi muzycznej obranej na płycie „Straw Andy” z jeszcze wyraźniejszym podążaniem w stronę rocka progresywnego. Poszczególne kompozycje są nieco bardziej rozbudowane – nie brakuje tutaj dłuższych form muzycznych. Rozpoczynający płytę utwór „Failed Game” zdecydowanie nadawałby się do radia. Jego zakończenie zostało tak skonstruowane, że słuchacz oczekuje pojawienia się po nim głosu spikera. W początkowych jego fragmentach brzmienie klawiszy Krzysztofa Lepiarczyka może się kojarzyć ze słynnym analogowym keyboardem – minimoogiem. W ogóle gra Krzysztofa to najmocniejsza strona tej płyty. Podobnie jak mocny, krystalicznie czysty, śpiewający nienaganną angielszczyzną wokal Sabiny Goduli-Zając. Tradycyjnych dźwięków imitujących pianino jest tu zdecydowanie mniej lub nie rzucają się one w uszy aż tak bardzo jak na wcześniejszych płytach zespołu. Brzmienie albumu jest bardzo zróżnicowane i nie brakuje tu ostrzejszych i bardziej zadziornych form. Przykładem tego jest chociażby nagranie „Upside Down” z bardzo interesującym wstępem. Niektóre kompozycje płynnie przechodzą jedna w drugą, czyli nie mamy tu takiego po prostu zbiorowiska poszczególnych utworów, lecz zwarty kompozycyjnie materiał. Tak właśnie jest z nagraniami „Upside Down” i „Treasure”. Żywiołowe brzmienia, które pojawiają się w środkowej części „Treasure” po prostu powalają. Stanowią one kontrast w stosunku do łagodnego wstępu. Pod sam koniec tego utworu mamy wręcz rewelacyjne solo gitarowe Piotra Grodeckiego. Z kolei „Awakening” to porywająca balladka chwytająca za serca. Pełni ona podobną funkcję jak „Stranger” na poprzednim albumie. Ba, nawet przewyższa „Stranger”, gdyż idealnie wpasowuje się w całość płyty. Myślę, że gdyby utwór ten odpowiednio wyedytować, to otrzymalibyśmy krótki, na przykład trzyminutowy kawałek idealnie nadający się do radia. Może zespół powinien z tego pomysłu skorzystać? Kto wie? Podsuwam go za darmo. „A Star” to kolejna balladka, ale już nie tak ciekawa. Prawdę powiedziawszy, jest to chyba najsłabszy utwór na płycie. Na szczęście to tylko chwilowe obniżenie lotów. Rozpoczynające się zaraz potem tytułowe nagranie to typowy Loonypark, jaki znamy z wcześniejszych płyt. Ale dojrzalszy, precyzyjnie zbudowany i rozwijający się w sposób precyzyjny i konsekwentny. W piątej minucie trwania utworu następuje nagły zwrot akcji i kompozycja ta ze spokojnej miniaturki staje się bardziej dynamiczna, wręcz patetyczna. Jej zakończenie to prawdziwy punkt kulminacyjny całej płyty. Ale jest jeszcze zakończenie. Dwuczęściowe „The End” w pewnym sensie może kojarzyć się z finałem albumu „Interdead” grupy Millenium. Pierwsza część to instrumentalna miniatura z przepiękną partią delikatnej gitary Piotra Grodeckiego, zaś pod koniec części drugiej wchodzi wokal Sabiny oraz co jakiś czas pojawiają się zniekształcone, puszczone jakby od tyłu, głosy. Wszystko to robi niezłe wrażenie i sprawia, że po zakończeniu płyty „Unbroken Spirit Lives In Us” chce się jej słuchać od początku. Album ten dowodzi, że zespół Loonypark z płyty na płytę rozwija się. Chociaż pomiędzy poszczególnymi płytami występuje długi interwał czasowy, zaś nagrywanie zajmuje zespołowi wyjątkowo dużo czasu (w tym przypadku około pół roku), to dzięki temu otrzymujemy bardzo udaną płytę. Zdecydowanie najlepszą w dorobku tej krakowskiej grupy. Oby tak dalej. Paweł Świrek Ponarzekałem delikatnie na debiut Loonypark i podkreśliłem pewne zmiany, jakie zaszły na Straw Andy – drugim albumie projektu Krzysztofa Lepiarczyka. Jak jest na trzeciej w dyskografii płycie grupy? Bardzo solidnie i na tyle udanie, że można Unbroken Spirit Lives In Us nazwać najlepszym dokonaniem formacji. Choć tak naprawdę wielkich zaskoczeń tu nie ma. Tym bardziej, że grupa zyskała pewną stabilizację (album nagrał dokładnie ten sam skład, który rejestrował poprzednią płytę). Otrzymujemy zatem bardzo dobrze zagrany i nagrany neoprogresywny rock, bez niepotrzebnych wirtuozerskich szaleństw, za to z ciepłą melodyką i miłą dla ucha szczególną nostalgią. Pewną wyrazistość tego zespołu podkreśla, z pozoru nieprzystający do tak delikatnej muzycznej materii, niski i mocny wokal Sabiny Goduli – Zając. Nie zmienił się też pomysł na konstrukcję poszczególnych kompozycji, rozpoczynanych zazwyczaj delikatnie i rozwijanych z czasem ciekawymi formami gitarowymi Piotra Grodeckiego, czy klawiszowymi zagrywkami Lepiarczyka. Tych ostatnich jest tu naprawdę sporo, czy to w formie teł, czy solowych popisów – jednym słowem, czuć silną rękę lidera. W czym zatem tkwi siła tej udanej płyty. Chyba w tym, że Lepiarczykowi udało się zgrabnie połączyć doświadczenia z dwóch dotychczasowych krążków i umiejętnie je tu wymieszać. W efekcie tego muzyka na Unbroken Spirit Lives In Us nie jest tak statyczna, jak na debiucie. Mam wrażenie, że ma więcej feelingu, przestrzeni i pewnej rockowej swobody. Sam krążek dobrze obrazuje już otwierający całość Failed Game. Rozpoczęty jakby „oldskulowymi” klawiszami ma w podkładzie sporo zadziornej gitary, soczysty bas, zaangażowany śpiew Goduli i popisowe solo Lepiarczyka na instrumentach klawiszowych. A wszystko kończy piękny, jesienny motyw pianina. Dużo rockowego żaru, już na samym początku, jest w następnym Upside Down. I choć pierwotnie kompozycja sprawia wrażenie zbudowanej z jakby nieprzystających do siebie części, z czasem zyskuje na tak wyrazistym kontraście zestawionych elementów. To w tym utworze po raz pierwszy otrzymujemy gitarowe solo Grodeckiego w Camelowym stylu. W Treasure muzycy też łączą delikatność i powolność w zwrotce z prawie rockową galopadką napędzaną klawiszowym motywem w dalszych fragmentach numeru. Warto też tu zwrócić uwagę na fajnie wykorzystane „smyczkowe” klawisze. W Awakening nietrudno zauważyć akustyczne gitarowe brzmienia wcześniej tu niewykorzystywane. Niczym szczególnym nie wyróżnia się zwięzły A Star, jednak już kompozycja tytułowa jest bardzo udaną balladą podkręconą perkusją i szerszym instrumentarium w drugiej części. Album kończy rzecz zdecydowanie najbardziej intrygująca i udana na krążku. Dwuczęściowy The End. Jego pierwsza część to wykreowane przede wszystkim na gitarze solo (chyba najlepsze na krążku), druga urzeka klimatem i nastrojem stworzonym głównie przez elektronikę, sample i przejmujący tekst autorstwa Goduli: This is the end, when heart stops beat, when people are gone, and storm will come… Wartościowa rzecz, choć z pewnością głównie dla fanów neoprogresywnego grania. Mariusz Danielak This was the third album from Polish act Loonypark, and in the intervening years there was just the one line-up change with drummer Jakub Grzesło departing prior to their 2011 release, 'Straw Andy', and being replaced by Grzegorz Fieber. In many ways, this is quite a different album to the debut, which perhaps isn't surprising given that there were seven years between the two, as the band were by now confident in what they were doing, and it is this confidence that shines through in everything they touch. It is more symphonic than before, and whereas the power was somewhat restrained in the past, here it is allowed more freedom. Sabina hits the notes she wants to, and maintains them without a quiver, standing proud to the world, showing that she knows she has the voice, and is going to use it. The delicate guitar lines that were the trademark sound of the debut are still here, but not as frequent as they once were. The band have shifted so that Krzysztof's keyboards are even more important than they were previously: they are much more integral to the overall being that is Loonypark. He isn't afraid to play delicate piano if that is what is needed, or use the sounds of a harpsichord, while Piotr Lipka brings in a fretless bass to give that extra warmth, or they can easily move into all-out bombastic over the top symphonic prog. There is a real sense of space within the music, so that the listener can move between the interweaving strands and concentrate on whatever seems to be the most important. "Treasure" is a real highlight, with so much delicacy at the beginning that it feels as if a gossamer thread is being wove, before being blast away just in time for them to start the process all over again. I became a fan of Loonypark when I first heard their debut all those years ago, but this album is just so much more than I could ever have imagined that they would become. Awesome. kev rowland ..::TRACK-LIST::.. 1. Failed Game 5:10 2. Upside Down 5:06 3. Treasure 6:59 4. Awakening 6:31 5. A Star 4:39 6. Unbroken Spirit Lives In Us 7:06 7. The End Part I 3:06 8. The End Part II 4:13 ..::OBSADA::.. Sabina Godula-Zając - vocals Piotr Grodecki - guitars Krzysztof Lepiarczyk - keyboards, horn, composer, co-producer Piotr Lipka - bass Grzegorz Fieber - drums https://www.youtube.com/watch?v=re-iUAvjYLs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-17 19:51:16
Rozmiar: 98.68 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Trzeci album krakowskiej grupy Loonypark powstawał bardzo długo i światło dzienne ujrzał dopiero z początkiem tegorocznej kalendarzowej wiosny. Miał to być szczególny album, definitywnie różny od wcześniejszych dokonań krakowskiej grupy. Jak się okazuje – zabieg ten udał się. Otrzymaliśmy płytę bardzo bliską sztandarowym wydawnictwom wytwórni Lynx Music. Patrząc na wcześniejszą twórczość Loonypark, „Unbroken Spirit Lives In Us” wydaje się być naturalną kontynuacją drogi muzycznej obranej na płycie „Straw Andy” z jeszcze wyraźniejszym podążaniem w stronę rocka progresywnego. Poszczególne kompozycje są nieco bardziej rozbudowane – nie brakuje tutaj dłuższych form muzycznych. Rozpoczynający płytę utwór „Failed Game” zdecydowanie nadawałby się do radia. Jego zakończenie zostało tak skonstruowane, że słuchacz oczekuje pojawienia się po nim głosu spikera. W początkowych jego fragmentach brzmienie klawiszy Krzysztofa Lepiarczyka może się kojarzyć ze słynnym analogowym keyboardem – minimoogiem. W ogóle gra Krzysztofa to najmocniejsza strona tej płyty. Podobnie jak mocny, krystalicznie czysty, śpiewający nienaganną angielszczyzną wokal Sabiny Goduli-Zając. Tradycyjnych dźwięków imitujących pianino jest tu zdecydowanie mniej lub nie rzucają się one w uszy aż tak bardzo jak na wcześniejszych płytach zespołu. Brzmienie albumu jest bardzo zróżnicowane i nie brakuje tu ostrzejszych i bardziej zadziornych form. Przykładem tego jest chociażby nagranie „Upside Down” z bardzo interesującym wstępem. Niektóre kompozycje płynnie przechodzą jedna w drugą, czyli nie mamy tu takiego po prostu zbiorowiska poszczególnych utworów, lecz zwarty kompozycyjnie materiał. Tak właśnie jest z nagraniami „Upside Down” i „Treasure”. Żywiołowe brzmienia, które pojawiają się w środkowej części „Treasure” po prostu powalają. Stanowią one kontrast w stosunku do łagodnego wstępu. Pod sam koniec tego utworu mamy wręcz rewelacyjne solo gitarowe Piotra Grodeckiego. Z kolei „Awakening” to porywająca balladka chwytająca za serca. Pełni ona podobną funkcję jak „Stranger” na poprzednim albumie. Ba, nawet przewyższa „Stranger”, gdyż idealnie wpasowuje się w całość płyty. Myślę, że gdyby utwór ten odpowiednio wyedytować, to otrzymalibyśmy krótki, na przykład trzyminutowy kawałek idealnie nadający się do radia. Może zespół powinien z tego pomysłu skorzystać? Kto wie? Podsuwam go za darmo. „A Star” to kolejna balladka, ale już nie tak ciekawa. Prawdę powiedziawszy, jest to chyba najsłabszy utwór na płycie. Na szczęście to tylko chwilowe obniżenie lotów. Rozpoczynające się zaraz potem tytułowe nagranie to typowy Loonypark, jaki znamy z wcześniejszych płyt. Ale dojrzalszy, precyzyjnie zbudowany i rozwijający się w sposób precyzyjny i konsekwentny. W piątej minucie trwania utworu następuje nagły zwrot akcji i kompozycja ta ze spokojnej miniaturki staje się bardziej dynamiczna, wręcz patetyczna. Jej zakończenie to prawdziwy punkt kulminacyjny całej płyty. Ale jest jeszcze zakończenie. Dwuczęściowe „The End” w pewnym sensie może kojarzyć się z finałem albumu „Interdead” grupy Millenium. Pierwsza część to instrumentalna miniatura z przepiękną partią delikatnej gitary Piotra Grodeckiego, zaś pod koniec części drugiej wchodzi wokal Sabiny oraz co jakiś czas pojawiają się zniekształcone, puszczone jakby od tyłu, głosy. Wszystko to robi niezłe wrażenie i sprawia, że po zakończeniu płyty „Unbroken Spirit Lives In Us” chce się jej słuchać od początku. Album ten dowodzi, że zespół Loonypark z płyty na płytę rozwija się. Chociaż pomiędzy poszczególnymi płytami występuje długi interwał czasowy, zaś nagrywanie zajmuje zespołowi wyjątkowo dużo czasu (w tym przypadku około pół roku), to dzięki temu otrzymujemy bardzo udaną płytę. Zdecydowanie najlepszą w dorobku tej krakowskiej grupy. Oby tak dalej. Paweł Świrek Ponarzekałem delikatnie na debiut Loonypark i podkreśliłem pewne zmiany, jakie zaszły na Straw Andy – drugim albumie projektu Krzysztofa Lepiarczyka. Jak jest na trzeciej w dyskografii płycie grupy? Bardzo solidnie i na tyle udanie, że można Unbroken Spirit Lives In Us nazwać najlepszym dokonaniem formacji. Choć tak naprawdę wielkich zaskoczeń tu nie ma. Tym bardziej, że grupa zyskała pewną stabilizację (album nagrał dokładnie ten sam skład, który rejestrował poprzednią płytę). Otrzymujemy zatem bardzo dobrze zagrany i nagrany neoprogresywny rock, bez niepotrzebnych wirtuozerskich szaleństw, za to z ciepłą melodyką i miłą dla ucha szczególną nostalgią. Pewną wyrazistość tego zespołu podkreśla, z pozoru nieprzystający do tak delikatnej muzycznej materii, niski i mocny wokal Sabiny Goduli – Zając. Nie zmienił się też pomysł na konstrukcję poszczególnych kompozycji, rozpoczynanych zazwyczaj delikatnie i rozwijanych z czasem ciekawymi formami gitarowymi Piotra Grodeckiego, czy klawiszowymi zagrywkami Lepiarczyka. Tych ostatnich jest tu naprawdę sporo, czy to w formie teł, czy solowych popisów – jednym słowem, czuć silną rękę lidera. W czym zatem tkwi siła tej udanej płyty. Chyba w tym, że Lepiarczykowi udało się zgrabnie połączyć doświadczenia z dwóch dotychczasowych krążków i umiejętnie je tu wymieszać. W efekcie tego muzyka na Unbroken Spirit Lives In Us nie jest tak statyczna, jak na debiucie. Mam wrażenie, że ma więcej feelingu, przestrzeni i pewnej rockowej swobody. Sam krążek dobrze obrazuje już otwierający całość Failed Game. Rozpoczęty jakby „oldskulowymi” klawiszami ma w podkładzie sporo zadziornej gitary, soczysty bas, zaangażowany śpiew Goduli i popisowe solo Lepiarczyka na instrumentach klawiszowych. A wszystko kończy piękny, jesienny motyw pianina. Dużo rockowego żaru, już na samym początku, jest w następnym Upside Down. I choć pierwotnie kompozycja sprawia wrażenie zbudowanej z jakby nieprzystających do siebie części, z czasem zyskuje na tak wyrazistym kontraście zestawionych elementów. To w tym utworze po raz pierwszy otrzymujemy gitarowe solo Grodeckiego w Camelowym stylu. W Treasure muzycy też łączą delikatność i powolność w zwrotce z prawie rockową galopadką napędzaną klawiszowym motywem w dalszych fragmentach numeru. Warto też tu zwrócić uwagę na fajnie wykorzystane „smyczkowe” klawisze. W Awakening nietrudno zauważyć akustyczne gitarowe brzmienia wcześniej tu niewykorzystywane. Niczym szczególnym nie wyróżnia się zwięzły A Star, jednak już kompozycja tytułowa jest bardzo udaną balladą podkręconą perkusją i szerszym instrumentarium w drugiej części. Album kończy rzecz zdecydowanie najbardziej intrygująca i udana na krążku. Dwuczęściowy The End. Jego pierwsza część to wykreowane przede wszystkim na gitarze solo (chyba najlepsze na krążku), druga urzeka klimatem i nastrojem stworzonym głównie przez elektronikę, sample i przejmujący tekst autorstwa Goduli: This is the end, when heart stops beat, when people are gone, and storm will come… Wartościowa rzecz, choć z pewnością głównie dla fanów neoprogresywnego grania. Mariusz Danielak This was the third album from Polish act Loonypark, and in the intervening years there was just the one line-up change with drummer Jakub Grzesło departing prior to their 2011 release, 'Straw Andy', and being replaced by Grzegorz Fieber. In many ways, this is quite a different album to the debut, which perhaps isn't surprising given that there were seven years between the two, as the band were by now confident in what they were doing, and it is this confidence that shines through in everything they touch. It is more symphonic than before, and whereas the power was somewhat restrained in the past, here it is allowed more freedom. Sabina hits the notes she wants to, and maintains them without a quiver, standing proud to the world, showing that she knows she has the voice, and is going to use it. The delicate guitar lines that were the trademark sound of the debut are still here, but not as frequent as they once were. The band have shifted so that Krzysztof's keyboards are even more important than they were previously: they are much more integral to the overall being that is Loonypark. He isn't afraid to play delicate piano if that is what is needed, or use the sounds of a harpsichord, while Piotr Lipka brings in a fretless bass to give that extra warmth, or they can easily move into all-out bombastic over the top symphonic prog. There is a real sense of space within the music, so that the listener can move between the interweaving strands and concentrate on whatever seems to be the most important. "Treasure" is a real highlight, with so much delicacy at the beginning that it feels as if a gossamer thread is being wove, before being blast away just in time for them to start the process all over again. I became a fan of Loonypark when I first heard their debut all those years ago, but this album is just so much more than I could ever have imagined that they would become. Awesome. kev rowland ..::TRACK-LIST::.. 1. Failed Game 5:10 2. Upside Down 5:06 3. Treasure 6:59 4. Awakening 6:31 5. A Star 4:39 6. Unbroken Spirit Lives In Us 7:06 7. The End Part I 3:06 8. The End Part II 4:13 ..::OBSADA::.. Sabina Godula-Zając - vocals Piotr Grodecki - guitars Krzysztof Lepiarczyk - keyboards, horn, composer, co-producer Piotr Lipka - bass Grzegorz Fieber - drums https://www.youtube.com/watch?v=re-iUAvjYLs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-17 19:44:10
Rozmiar: 272.86 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pełen zaraźliwej energii i porywających rytmów, Focus zapuszcza się jeszcze dalej w eklektyczną i eksperymentalną sferę muzyczną, która kryje w sobie zarówno idyllę, jak i subtelną melancholię. Aranżacje są niezwykle kreatywne i pomysłowe, ale nie ma w nich nic pretensjonalnego, a cztery kompozycje są niczym ciepły powiew, który jest jednocześnie przyjazny i orzeźwiający. Ich brzmienie łączy w sobie wiele smaków i wpływów, a rzut oka na trzy znaczące tytuły utworów pozwoli dostrzec, skąd pochodzą niektóre pomysły i impulsy (tj. Camel, Focus i Hendrix). Chwilami muzyka wydaje się cudownie beztroska, innym razem jesteśmy raczeni intensywnymi i ekstatycznymi fragmentami, które są niczym napędowe i hipnotyzujące, ale jedną rzeczą, która pozostaje niezmienna, jest jej blask i rozmach. Jestem OCZAROWANY! [FA] Soft Ffog is a Norwegian progressive jazz-rock band celebrated for its exceptional virtuosity and high musicianship levels. The band combines intricate jazz improvisation with rock elements, creating a dynamic and engaging listening experience that showcases precision and creativity. On their second album Focus, the band is more progrock than ever. The Soft is Ffoggier and the Ffog is softer. Highly influenced by 70s underground heroes like Camel and Focus, sprinkled with that old jazz dust, this new record should satisfy all you 70s nostalgics with a jazz tickle out there! SOFT FFOG are a four piece from Norway led by guitarist Tom Hasslan. He is the composer of all the music, and some may now him from his main band KROKOFANT. We have Trond Frones on bass from the band GRAND GENERAL. That album they released is a good reference to the music here, with the guitar led jazzy music on display there. We get keyboardist Vegard Lien Bjerkan who also plays with WIZRD. Same with drummer Axel Skalstad but not only with WIZRD he also drums with KROKOFANT. And sadly I have to say the late Axel Skalstad as he passed away due to an accident a month shy of his 33rd birthday. This just happened on June 9th and the news has sent shock waves through the Norwegien Jazz community in particular, where Axel was a staple playing with pretty much everyone. I'm not sure if this album is the last he recorded but if it is I can't praise him enough for going out like this. I used to think of him as a John Marshall type who was powerful and more rock sounding than jazz. But Axel's performance here is nothing short of astonishing. His jazz chops were alive and well my friends on this recording. He's very active but so much touch here. It was from the first listen what stood out to me. The album ends with "Oh Jimi" and after we hear the heaviest part of the album after 9 minutes, it settles to just drums only around 10 minutes in, then silence. You couldn't script that any better. Emotion for me, just hearing Axel, then it's over. It's really over. I feel that this album is better than their debut. It's interesting the song titles like "Camel", "Pocus", "Focus" and "Oh Jimi", because they all relate to those three artists, with Pocus giving us no doubt to who Focus is. My least favourite track is "Focus" but the keyboard led final three minutes are great. The opener Camel contrasts two themes then the electric piano takes the lead after 5 1/2 minutes with some killer drum work. What a combination! And they run this to the end. "Pocus" is interesting with those punchy and intricate sounds. I like that the bass has the spotlight for a change. The drumming and guitar are outstanding before 5 minutes to almost the end. Insane drum work to end this song. My favourite though is "Oh Jimi" and not just for the way it ends. I really like the keyboard led parts, and again the drumming is all over this. I like how it trips along before 6 minutes. Guitar leads after 8 minutes before it turns heavy and powerful ending with drums and nothing but. Better than the debut in my opinion, but you have to wonder if this band will continue in light of Axel's passing. Mellotron Storm ..::TRACK-LIST::.. 1. Camel 09:11 2. Pocus 08:30 3. Focus 08:40 4. Oh Jimi 10:17 ..::OBSADA::.. Tom 'Zappa-finger' Hasslan - guitars Axel 'Pheel the Collin's' Skalstad - drums Trond 'Geezer Jeezuz' Frønes - bass Vegard 'Wake(up the)man' Lien Bjerkan - keyboards https://www.youtube.com/watch?v=Xut6vF_MU-4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-16 17:10:56
Rozmiar: 86.54 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pełen zaraźliwej energii i porywających rytmów, Focus zapuszcza się jeszcze dalej w eklektyczną i eksperymentalną sferę muzyczną, która kryje w sobie zarówno idyllę, jak i subtelną melancholię. Aranżacje są niezwykle kreatywne i pomysłowe, ale nie ma w nich nic pretensjonalnego, a cztery kompozycje są niczym ciepły powiew, który jest jednocześnie przyjazny i orzeźwiający. Ich brzmienie łączy w sobie wiele smaków i wpływów, a rzut oka na trzy znaczące tytuły utworów pozwoli dostrzec, skąd pochodzą niektóre pomysły i impulsy (tj. Camel, Focus i Hendrix). Chwilami muzyka wydaje się cudownie beztroska, innym razem jesteśmy raczeni intensywnymi i ekstatycznymi fragmentami, które są niczym napędowe i hipnotyzujące, ale jedną rzeczą, która pozostaje niezmienna, jest jej blask i rozmach. Jestem OCZAROWANY! [FA] Soft Ffog is a Norwegian progressive jazz-rock band celebrated for its exceptional virtuosity and high musicianship levels. The band combines intricate jazz improvisation with rock elements, creating a dynamic and engaging listening experience that showcases precision and creativity. On their second album Focus, the band is more progrock than ever. The Soft is Ffoggier and the Ffog is softer. Highly influenced by 70s underground heroes like Camel and Focus, sprinkled with that old jazz dust, this new record should satisfy all you 70s nostalgics with a jazz tickle out there! SOFT FFOG are a four piece from Norway led by guitarist Tom Hasslan. He is the composer of all the music, and some may now him from his main band KROKOFANT. We have Trond Frones on bass from the band GRAND GENERAL. That album they released is a good reference to the music here, with the guitar led jazzy music on display there. We get keyboardist Vegard Lien Bjerkan who also plays with WIZRD. Same with drummer Axel Skalstad but not only with WIZRD he also drums with KROKOFANT. And sadly I have to say the late Axel Skalstad as he passed away due to an accident a month shy of his 33rd birthday. This just happened on June 9th and the news has sent shock waves through the Norwegien Jazz community in particular, where Axel was a staple playing with pretty much everyone. I'm not sure if this album is the last he recorded but if it is I can't praise him enough for going out like this. I used to think of him as a John Marshall type who was powerful and more rock sounding than jazz. But Axel's performance here is nothing short of astonishing. His jazz chops were alive and well my friends on this recording. He's very active but so much touch here. It was from the first listen what stood out to me. The album ends with "Oh Jimi" and after we hear the heaviest part of the album after 9 minutes, it settles to just drums only around 10 minutes in, then silence. You couldn't script that any better. Emotion for me, just hearing Axel, then it's over. It's really over. I feel that this album is better than their debut. It's interesting the song titles like "Camel", "Pocus", "Focus" and "Oh Jimi", because they all relate to those three artists, with Pocus giving us no doubt to who Focus is. My least favourite track is "Focus" but the keyboard led final three minutes are great. The opener Camel contrasts two themes then the electric piano takes the lead after 5 1/2 minutes with some killer drum work. What a combination! And they run this to the end. "Pocus" is interesting with those punchy and intricate sounds. I like that the bass has the spotlight for a change. The drumming and guitar are outstanding before 5 minutes to almost the end. Insane drum work to end this song. My favourite though is "Oh Jimi" and not just for the way it ends. I really like the keyboard led parts, and again the drumming is all over this. I like how it trips along before 6 minutes. Guitar leads after 8 minutes before it turns heavy and powerful ending with drums and nothing but. Better than the debut in my opinion, but you have to wonder if this band will continue in light of Axel's passing. Mellotron Storm ..::TRACK-LIST::.. 1. Camel 09:11 2. Pocus 08:30 3. Focus 08:40 4. Oh Jimi 10:17 ..::OBSADA::.. Tom 'Zappa-finger' Hasslan - guitars Axel 'Pheel the Collin's' Skalstad - drums Trond 'Geezer Jeezuz' Frønes - bass Vegard 'Wake(up the)man' Lien Bjerkan - keyboards https://www.youtube.com/watch?v=Xut6vF_MU-4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-16 17:07:33
Rozmiar: 250.05 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Ten krążek stanowi świadectwo artystycznego dojrzewania i kreatywnej ewolucji zespołu. Od melodii, przez solówki, po niesamowite harmonie... Piękna płyta!!! Przesiąknięta monumentalnymi dziełami THIN LIZZY, URIAH HEEP, GENTLE GIANT, JETHRO TULL, MAGNUM i innymi kultowymi kapelami. FA Bursting forth from The Black Spire with a charming blend of classic prog rock and NWOBHM-era metal, Phantom Spell has been tantalising unsuspecting onlookers since emerging in 2021… Dexterous twin-lead guitars entwine with undulating synths and Hammond organ to form the perfect backdrop for Kyle McNeill’s enchanting voice. Like a long-lost soundtrack to your favourite AD&D supplement, Phantom Spell promises adventure and mystery aplenty! Heather & Hearth It’s coming up on three long years since Phantom Spell’s debut album, Immortal’s Requiem, left the comfort of its dusty home. Since then, only whispers have been heard — the odd rumour caught on the wind. Reports of a skulking wizard with a travelling band of roguish bards, appearing only for a fleeting moment before retiring back to the shadows of his tower. Now, the wizard returns with a new set of compositions. Hark! Phantom Spell’s second full-length offering, Heather & Hearth, is a collection of heartfelt tales, weaving the potent nostalgia of home with vivid fantasy and cautionary storytelling. It retains all the ingredients that made Immortal’s Requiem such a tantalising listen, but adds fragility and subtlety. As the album title suggests, a folk thread is woven into the fabric of each song. Acoustic guitar moves to the forefront, no longer just a supporting role. The artful use of space in the brooding quiet sections amplifies the Hammond-fuelled uproar that follows. There is melancholy in the majesty, but hope is never lost. Once again, McNeill plays and programs all instruments on the record. Recorded and mixed at his own Wizard Tower Studios, Heather & Hearth is another solo adventure. However, with a now-established live act, it won’t be long before these new compositions take on a life of their own out in the wild. Mastered once again by Justin Weis of Trakworx. ..::TRACK-LIST::.. 1. The Autumn Citadel 11:50 2. Siren Song 03:33 3. Evil Hand 03:46 4. A Distant Shore 05:52 5. Heather & Hearth 11:00 6. Old Pendle 03:37 ..::OBSADA::.. Kyle McNeill - Vocals, Guitar Jose Soler - Guitar Ramon Romero - Keyboards Miguel Moreno - Bass José Vicente - Drums https://www.youtube.com/watch?v=jdX42bci4YM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-12 13:15:31
Rozmiar: 95.38 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Ten krążek stanowi świadectwo artystycznego dojrzewania i kreatywnej ewolucji zespołu. Od melodii, przez solówki, po niesamowite harmonie... Piękna płyta!!! Przesiąknięta monumentalnymi dziełami THIN LIZZY, URIAH HEEP, GENTLE GIANT, JETHRO TULL, MAGNUM i innymi kultowymi kapelami. FA Bursting forth from The Black Spire with a charming blend of classic prog rock and NWOBHM-era metal, Phantom Spell has been tantalising unsuspecting onlookers since emerging in 2021… Dexterous twin-lead guitars entwine with undulating synths and Hammond organ to form the perfect backdrop for Kyle McNeill’s enchanting voice. Like a long-lost soundtrack to your favourite AD&D supplement, Phantom Spell promises adventure and mystery aplenty! Heather & Hearth It’s coming up on three long years since Phantom Spell’s debut album, Immortal’s Requiem, left the comfort of its dusty home. Since then, only whispers have been heard — the odd rumour caught on the wind. Reports of a skulking wizard with a travelling band of roguish bards, appearing only for a fleeting moment before retiring back to the shadows of his tower. Now, the wizard returns with a new set of compositions. Hark! Phantom Spell’s second full-length offering, Heather & Hearth, is a collection of heartfelt tales, weaving the potent nostalgia of home with vivid fantasy and cautionary storytelling. It retains all the ingredients that made Immortal’s Requiem such a tantalising listen, but adds fragility and subtlety. As the album title suggests, a folk thread is woven into the fabric of each song. Acoustic guitar moves to the forefront, no longer just a supporting role. The artful use of space in the brooding quiet sections amplifies the Hammond-fuelled uproar that follows. There is melancholy in the majesty, but hope is never lost. Once again, McNeill plays and programs all instruments on the record. Recorded and mixed at his own Wizard Tower Studios, Heather & Hearth is another solo adventure. However, with a now-established live act, it won’t be long before these new compositions take on a life of their own out in the wild. Mastered once again by Justin Weis of Trakworx. ..::TRACK-LIST::.. 1. The Autumn Citadel 11:50 2. Siren Song 03:33 3. Evil Hand 03:46 4. A Distant Shore 05:52 5. Heather & Hearth 11:00 6. Old Pendle 03:37 ..::OBSADA::.. Kyle McNeill - Vocals, Guitar Jose Soler - Guitar Ramon Romero - Keyboards Miguel Moreno - Bass José Vicente - Drums https://www.youtube.com/watch?v=jdX42bci4YM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-12 13:12:09
Rozmiar: 267.92 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. To wspaniałe wydawnictwo przygotowano dla uczczenia 40. rocznicy powstania zespołu. Pięknie wydany zestaw zawiera 21 CD (zremasterowanych i opakowanych jak LP), 36-stronicową książeczkę z historią zespołu i szczegółowymi opisami każdego albumu oraz 32-stronicową książkę ze wspomnieniami Manfreda, anegdotami i plakatem przedstawiającym aktualny skład zespołu. Atrakcją jest bez wątpienia album 'Live In Ersingen' zarejestrowany 22 lipca 2011r. z nowym wokalistą Robertem Hartem oraz kompilacja 'Leftovers' zawierająca przebojowe single, nie publikowane wcześniej nagrania oraz rarytasy. Nakład zestawu jest limitowany! ..::TRACK-LIST::.. CD 8 - Watch (1978): 1. Circles 4:50 2. Drowning On Dry Land / Fish Soup 6:00 3. Chicago Institute 5:47 4. California 5:33 5. Davy's On The Road Again 5:55 6. Martha's Madman 4:52 7. Mighty Quinn 6:18 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar - Chris Hamlet Thompson Keyboards - Manfred Mann Lead Guitar, Acoustic Guitar - Dave Flett Bass Guitar - Pat King Drums, Percussion - Chris Slade Backing Vocals - Doreen Chanter, Irene Chanter, Kim Goddy*, Manfred Mann, Pat King, Stevie Lange, Victy Silva https://www.youtube.com/watch?v=5YWaIglbCak SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-06 17:29:55
Rozmiar: 91.20 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. To wspaniałe wydawnictwo przygotowano dla uczczenia 40. rocznicy powstania zespołu. Pięknie wydany zestaw zawiera 21 CD (zremasterowanych i opakowanych jak LP), 36-stronicową książeczkę z historią zespołu i szczegółowymi opisami każdego albumu oraz 32-stronicową książkę ze wspomnieniami Manfreda, anegdotami i plakatem przedstawiającym aktualny skład zespołu. Atrakcją jest bez wątpienia album 'Live In Ersingen' zarejestrowany 22 lipca 2011r. z nowym wokalistą Robertem Hartem oraz kompilacja 'Leftovers' zawierająca przebojowe single, nie publikowane wcześniej nagrania oraz rarytasy. Nakład zestawu jest limitowany! ..::TRACK-LIST::.. CD 8 - Watch (1978): 1. Circles 4:50 2. Drowning On Dry Land / Fish Soup 6:00 3. Chicago Institute 5:47 4. California 5:33 5. Davy's On The Road Again 5:55 6. Martha's Madman 4:52 7. Mighty Quinn 6:18 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar - Chris Hamlet Thompson Keyboards - Manfred Mann Lead Guitar, Acoustic Guitar - Dave Flett Bass Guitar - Pat King Drums, Percussion - Chris Slade Backing Vocals - Doreen Chanter, Irene Chanter, Kim Goddy*, Manfred Mann, Pat King, Stevie Lange, Victy Silva https://www.youtube.com/watch?v=5YWaIglbCak SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
MANFRED MANN'S EARTH BAND - 40TH ANNIVERSARY BOX SET (2011) [CD8: WATCH (1978)] [WMA] [FALLEN ANGEL]
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-06 17:25:31
Rozmiar: 258.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z muzyką krakowskiego Hipgnosis. Do redakcji czasopisma, w którym wówczas pracowałem, przyszła płyta "Sky is the Limit", a że wszelakie progresywne dźwięki trafiały do mnie niemal z automatu i tym razem to ja miałem zrecenzować wspomniany album. Widząc nazwę zespołu, pomyślałem sobie szyderczo: No tak, kolejny młody zespół zafascynowany Pink Floyd. Gdy jednak płyta trafiła do odtwarzacza, stopniowo szyderczy uśmiech zmieniał się w wyraz zachwytu. Zwłaszcza, że grupa mocno korzystała z elektronicznego instrumentarium (elektroniczna perkusja, syntezatory gitarowe…), co bardzo odpowiadało moim dźwiękowym fascynacjom. Najważniejsza jednak była sama muzyka. A ta wciągnęła mnie bez reszty. I dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że za pseudonimami kryją się muzycy, których debiutantami trudno byłoby nazwać. Reasumując ten przydługi wstęp, od tego czasu stałem się bacznym obserwatorem działań zespołu Sławka Ziemisławskiego, a nawet jego fanem. Dlatego na ten wyjątkowo długo wyczekiwany trzeci album czekałem z wielką niecierpliwością. Ale w końcu jest! "Valley of the Kings" to naprawdę pokaźna dawka muzyki, która wypełnia ten dwupłytowy album! Jak napisał na stronie sam zespół, to kolejna spójna opowieść, tym razem o życiu człowieka od narodzin do... no właśnie, dokąd? Do śmierci czy jednak dłużej...? A może zależy to tylko od tego, w co wierzymy? Zacznę może od końca, czyli najważniejszej kompozycji na tej płycie. Dwuczęściowej suicie "Traveller". Trwająca jedenaście minut część pierwsza zaczyna się od kosmicznie elektronicznych dźwięków, których nie powstydziłby się Gary Numan czy inni ambitniejsi, post-noworomantyczni artyści. To jednak tylko zaproszeni do niezwykłego, bardzo różnorodnego i niepokojącego dźwiękowego świata Hipgnosis. Intrygujący głos KUL (w cywilu Anny Batko, którą pamiętam jeszcze z lat dziewięćdziesiątych i występów w równie interesującej grupie Albion), jeszcze bardziej potęguje ten mroczny nastrój. Po chwili zaczyna się jednak instrumentalne szaleństwo, niczym połączenie el-muzycznej awangardy z prog-rockową mocą, którą pięknie dopełnia głos. Pod koniec pojawia się nieco gotyzujący nastrój, który mi kojarzy się z muzyką, jaką w swoich pamiętnych audycjach prezentował nieodżałowany Tomek Beksiński. Emocje aż rozsadzają słuchacza. A to przecież tylko ta krótsza część utworu Traveller. Ta druga trwa ponad 44 minuty! To jeden z takich utworów, przy słuchaniu którego same nasuwają się słowa Franka Zappy mówiące o "tańczeniu o architekturze". Trudno w każdym razie opisać słowami to co dzieje się, a właściwie to jak oddziałuje na słuchacza ten utwór. Po prostu hipnotyzująca, transowa magia. To właśnie za takie dźwięki pokochałem ich muzykę piętnaście lat temu. I to jeden z tych utworów, po wysłuchaniu którego trudno wrócić do rzeczywistości. Właściwie tylko dla tych dwóch kompozycji warto sięgnąć po "Valley of the Kings". A to przecież nie wszystko co znalazło się na tym wyjątkowym wydawnictwie. Wcześniej dostajemy sześć, równie niezwykłych kompozycji. Pierwsze dźwięki tej płyty, to utwór "Macbeth", rozpoczynający się niczym jakaś suita Tangerine Dream czy tego typu wykonawców, jednak po kilku chwilach utwór pokazuje bardziej piosenkowy charakter. Do momentu, gdy docieramy do niemal orkiestrowej wstawki, przeradzającej się w transowy, bardziej współcześnie elektronicznie brzmiący fragment. I tak ten utwór się rozwija, pozostawiając we mnie podobne odczucia jak te, które towarzyszyły mi gdy pierwszy raz usłyszałem na przykład utwór "Mantra". Niesamowite powitanie i zarazem pułapka. Bo po tych dźwiękach już wiemy, że staliśmy się zakładnikiem Hipgnosis i płyty "Valley of the Kings". Takich rozbudowanych utworów jest tu zresztą więcej. Jak bardziej spójny pod względem nastroju, przestrzenny "Hyde Park" (ze wspaniałą, trochę awangardową końcówką) czy zróżnicowany dynamicznie "Heavy". Tak, taki Hipgnosis lubię najbardziej! A co jak ktoś nie czuje się na siłach, by zaczynać przygodę z tym albumem od tak ambitnych i rozbudowanych dźwięków? Znajdziemy tutaj także krótsze formy. Jak utwór "Love" - klimat ten sam, ale w skondensowanej formie, nadającej ich muzyce bardziej przystępny, żeby nie powiedzieć wpadający w ucho charakter. "Puls Life" z kolei zaczyna się niczym - nota bene także wspaniała - muzyka do serialu "Stranger Things". Klasyczna muzyka elektroniczna, ale widziana z dzisiejszej perspektywy. Po prostu kolejna perła na tym albumie. W podobny nastrój wprowadza nas "Depart Like A Tree", spuentowany piękną - i nie jedyną na tej płycie - "moogową" solówką klawiszy i wzbogacony wyjątkową partią wokalną, pod koniec trochę odbiegającą od melodyki, do której nas przyzwyczaiła KUL. Ufff, dosyć tych peanów. Kiedyś Wiesiek Królikowski powiedział mi, że "pozycja na kolanach nie jest wygodna do pisania recenzji". Ale co ja mogę zrobić, jak wpadła mi w ręce płyta, która faktycznie sprawiła, że znalazłem się w takiej pozycji. Co mogę jeszcze dodać? Chyba tylko tyle, że jak dla mnie, to nie tylko jedna z najpiękniejszych polskich płyt ostatnich miesięcy, ale może i lat. Hipgnosis - wielki szacunek. Naprawdę warto było czekać. A teraz wracam do słuchania tych dźwięków, bo organizm sam się domaga, by dostarczyć mu kolejną dawkę tej używki, która się zowie "Valley of the Kings". Michał Kirmuć Powstała ponad piętnaście lat temu krakowska formacja Hipgnosis zawsze miała wokół siebie – przynajmniej w moich odczuciach - pewną aurę tajemniczości. I nie chodzi tu tylko o to, że muzycy od początku ukrywali się pod pseudonimami SEQ, KUL, THUG, PITU czy Przemo. Bo już w ich muzyce zawsze była jakaś niejednoznaczność i tajemnica. A i koncerty (miałem okazję widzieć formację sześć lat temu w Łodzi) miały w sobie coś z pełnego transu misterium, podkreślonego kluczową elektroniką, transową sekcją rytmiczną i introwertyczną na scenie KUL. Poprzez związki z krakowską sceną progresywnego rocka (choćby Anna Batko, wokalistka Albionu), czy udział w muzycznych wydarzeniach związanych z tą muzyczną szufladą, zawsze byli postrzegani przez pryzmat prog rocka. Czy słusznie? Raczej nie, chyba że odrzucimy w ich przypadku tradycyjne pojmowanie tego stylu i nazwiemy ich formację progresywną, bo poszukującą nieszablonowości i odchodzącą od artrockowych standardów i schematów. I pewnie dlatego ich każda płyta była artystycznym wydarzeniem w świecie ludzi poszukujących w muzyce czegoś więcej. Tak samo jest w przypadku, Valley Of The Kings, trzeciego studyjnego albumu grupy, na który trzeba było czekać aż dziesięć lat. To oczekiwanie oczywiście potęguje jego wartość już na starcie. Ale nie na wyrost. Zupełnie zasłużenie. Artyści w swojej twórczości zawsze byli bezkompromisowi i także w przypadku tego wydawnictwa pokazali, że lubią iść pod prąd. Choćby w zakresie dostępności płyty. Bo ta osiągalna jest na nośnikach fizycznych oraz wyłącznie na Bandcampie, nie zaś na innych portalach streamingowych, gdyż muzycy nie chcą wspierać nieuczciwego ich zdaniem sposobu traktowania twórców. Zamieścili zresztą wewnątrz gustownego digipaku wiele mówiące motto: streaming doesn't kill music - but it kills musicians! Na najnowszym dwupłytowym albumie, zawierającym ponad półtorej godziny muzyki, artyści ujawniają swoje nazwiska, jednak ich muzyka nic a nic nie traci ze swojej tajemniczej aury. Koncept, będący – według słów artystów – opowieścią o życiu człowieka od narodzin do … no właśnie, dokąd? Do śmierci, dłużej? - wraz z ciekawą szatą graficzną (po raz kolejny album zdobi obraz Tomasza Sętowskiego, tym razem zatytułowany Dolina Królów) i muzyką, tworzy spójną, jednorodną całość. I tak trzeba tej muzyki słuchać. Bez odrywania utworów od całości. Wszystkie spaja niezwykle ekspansywnie wykorzystywana elektronika, duża rola sekcji rytmicznej, chyba nieco mniejsza gitar i czasami chłodny, jakby „nieobecny”, innym razem pełen pasji i emocji, głos Anny Batko. Jest w tym wszystkim miejsce na złowieszczo brzmiące symfoniczne figury w Mackbeth, mnóstwo ambientowych rozwiązań (na przykład Puls Life) ale i space rockowe rozwiązania czy totalnie odjechaną psychodeliczność w znakomitym Hyde Park. A jak ktoś poszukuje dramatycznego i przejmującego piękna polecam finał 11 – minutowego Traveller Part 1, w którym wokalizy Batko, w połączeniu z potężnym brzmieniem, emocjonalnie rozsadzają. Formacja tak to sobie wymyśliła, że na pierwszym dysku umieściła siedem kompozycji, zaś na drugim tylko jedną. Za to trwająca aż trzy kwadranse Traveller Part 2. Odważna decyzja, bo to rzecz bazująca na klimacie, transie, hipnotyczności, czerpiąca z ducha psychodelii i muzyki etnicznej, a do tego jej początek mógłby posłużyć jako idealna ścieżka dźwiękowa do klasycznego, demonicznego horroru albo traumatycznego dramatu psychologicznego. Nie jest to oczywiście muzyka łatwa, z pięknymi solówkami i prostymi refrenami. Bardziej rzecz stymulująca naszą wyobraźnię, zmuszająca do zamyślenia i zatrzymania. I na swój sposób piękna w niejednoznaczności. Mariusz Danielak Krakowski zespół Hipgnosis po 10 latach od ostatniego wydawnictwa studyjnego „Relusion” powraca z nowym albumem. „Valley Of The Kings” to album dwupłytowy (z czego na drugim krążku znalazł się tylko jeden utwór) i jest on kolejną opowieścią o życiu człowieka od narodzin do… no właśnie, do kiedy? Do śmierci? Dłużej?… Wydawnictwo zostało udostępnione wyłącznie na fizycznych nośnikach oraz na Bandcampie. Nie będzie go na żadnym innym serwisie streamingowym, gdyż muzycy świadomie nie chcą wspierać nieuczciwego procederu traktowania twórców przez wspomniane serwisy (teoretycznie nowa dyrektywa unijna miała w zamyśle to zmienić, lecz nasz kraj nie kwapi się, by dostosować prawo autorskie do tego rozporządzenia). Okładkę nowej płyty stanowi obraz Tomasza Sętowskiego „Dolina Królów”. A jaka jest muzyka na tym albumie? Przede wszystkim jest na niej jeszcze mniej gitar w stosunku do poprzedniego albumu (na gitarze gościnnie zagrał Filip Wyrwa epizodycznie w utworach „Hyde Park”, „Heavy” i "Macbeth”; Filip już wcześniej był muzykiem tego zespołu do 2008 roku, a potem jeszcze gościnnie grywał na późniejszych koncertach). Klawiszy i elektroniki jest tu dużo, powiem nawet, że bardzo dużo. I to do tego stopnia, że elektroniczne brzmienia całkowicie zdominowały całe wydawnictwo spychając pozostałe instrumenty do roli dodatków. Skład zespołu jest dokładnie taki, w jakim grali swe ostatnie koncerty przed pandemią i, co ciekawe, członkowie Hipgnosis tym razem postanowili się ujawnić (na poprzednich płytach muzycy ukrywali się pod pseudonimami), przedstawiając się z imienia i nazwiska. Liderem zespołu jest SeQ (Sławek Ziemisławski – perkusja, klawisze, elektronika), na wokalu nieodmiennie KuL (Ania Batko znana z Albionu), na basie i dodatkowym wokalu PiTu (Piotr Nodzeński), na klawiszach ThuG (Radosław Czapka) oraz jako wokal growlujący/recytujący PRZEMO (Przemek Nodzeński – syn basisty). Przemek od 2012 roku okazjonalnie występował z zespołem dodając growle do starszych numerów podczas koncertów. Tu growli nie ma za wiele (pojawiają się jedynie w utworach „Macbeth” i „Depart Like A Tree”). Gościnnie na skrzypcach (w utworze "Traveler Pt. 2") gra Ewa Jabłońska, która doknała nie lada sztuki: nagrała swoje partie dwa razy po 45 minut pełnymi podejściami, bez cięć. Na płytę wybrano jedno pełne podejście. Rozpoczynający płytę dziesięciominutowy utwór „Macbeth” był grywany na ostatnich przed pandemią koncertach zespołu. I choć należy on do wyróżniających się tematów tego wydawnictwa, to musze stwierdzić, że początkowe utwory na płycie nie zrobiły na mnie dużego wrażenia (zapewne dlatego, że wolę bardziej dynamiczne numery, a klasyczny synth pop wolę w wykonaniu grup z lat 80.). Niektóre dość szybko i niezauważalnie przemijają (zwłaszcza instrumentalny „Puls Life”). Może z kolejnymi przesłuchaniami płyty bardziej się przekonam do jej początkowych fragmentów (przyznaję, tak było w przypadku albumu „Relusion”)? Ballada „Hyde Park” sprawia wrażenie nieco rozwleczonej. Ciekawiej zaczyna się dziać dopiero bliżej środka płyty, a ściślej od utworu „Heavy”. Na początku „Heavy” można usłyszeć fragment „On the Run” z repertuaru Pink Floyd. Wokal Ani Batko został tu bardzo wyeksponowany. Często zachwyca ona swą niesamowitą ekspresją, szczególnie w utworach umieszczonych pod koniec pierwszego krążka. Wstęp do „Depart Like A Tree” może trochę przypominać solową twórczość Petera Gabriela - zapewne dzięki melorecytacji bardzo przypominającej głos Petera. Prawdziwym magnum opus krążka jest kompozycja „The Traveller Part 1”: krystalicznie czyste wokale pełne ekspresji i niesamowity unoszący się w powietrzu klimat, który pamiętamy jeszcze z płyty „Relusion” jest tym, co z pewnością trafi do serc wiernych fanów Hipgnosis. Pierwsza płyta kończy się złowrogimi, zanikającymi elektronicznymi dźwiękami (podobne dźwięki pojawiały się już w utworze „Heavy”). Zakończenie trzymające w napięciu. Stan zawieszenia, niepewności… Może nawet dyskomfortu?... Na szczęście jest jeszcze dysk nr 2. Wypełnia go tylko jeden utwór - „The Traveller Part 2”. Zaczyna się dokładnie takimi samymi niepokojącymi dźwiękami, ale dalej mamy ponad 30 minut wielkiej elektronicznej impresji. Mroczne i kakofoniczne brzmienia mogą przywoływać na myśl na przykład „The Waiting Room” z repertuaru Genesis. Z każdą minutą robi się coraz bardziej tajemniczo i coraz bardziej intensywnie. Do elektroniki dołączają instrumenty perkusyjne, a potem cały zestaw perkusyjny. Robi się coraz bardziej hałaśliwie, a po około 32 minutach wszystko się uspokaja i do samego końca mamy już tylko wokalizę Ani Batko w towarzystwie klawiszy. Ta impresyjna część druga „Travellera” może trochę kojarzyć się z pamiętnym 22-minutowym utworem „Large Hadron Collider” z albumu „Relusion”, lecz w tym przypadku mamy o wiele bardziej zakręcony numer, w którym zdecydowanie więcej się dzieje (choć koncepcja utworu jest bardzo podobna). Zaś ostatnie 12 minut może się kojarzyć z „Mantra – Sky Is The Limit”, który kończył debiutancki krążek zespołu. Pomysł ten sam, lecz melodia inna. Na koniec następuje wyciszenie i w taki oto sposób kończy się najbardziej eksperymentalny utwór z tego wydawnictwa. Utwór udany, trudny i wymagający. Na miarę awangardowych kompozycji Klausa Schulze. Dziesięć lat czekania na kolejny album Hipgnosis i, pomimo drobnych uwag, uważam, że warto było tyle czekać. Płyta „Valley Of The Kings”, choć różna od poprzednich, posiada jednak z nimi wiele wspólnych cech. Podobnie jak na poprzednim wydawnictwie mamy dwa utwory instrumentalne i podobnie jak wcześniej płytę kończy rozbudowany utwór instrumentalny. Jest bardziej mrocznie w stosunku do wcześniejszych wydawnictw i zdecydowanie mniej tutaj chwytliwych i wpadających w ucho numerów. Całość jest mimo to w miarę spójna. Brzmi bardzo przestrzennie i zawiera tak dużo muzyki, że z pewnością nikt nie pozostanie na nią obojętny. Lecz…wydaje mi się, że chyba nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak „Sky Is The Limit” czy „Relusion”. Choć, tak jak już zastrzegłem się powyżej, być może wraz z kolejnymi przesłuchaniami przekonam się bardziej. Paweł Świrek Przerwa pomiędzy „Sky Is the Limit” a „Relusion” trwała 5 lat. Tym razem przyszło nam czekać aż 10. Czy to oznacza, ze kolejna płyta ukaże się za lat 20? Zostawmy tę kwestię i przejdźmy do najnowszego wydawnictwa nietuzinkowej formacji zwanej HIPGNOSIS. Uwagę zwraca już okładka zdobiąca elegancki digipack. Obraz Tomasza Sętowskiego, jak większość jago prac, które miałem okazję zobaczyć, po prostu powala . Abstrakcyjne światy przez niego tworzone, hybrydy budowli i ludzi są oszałamiające i obok Zbigniewa Bielaka jest on obecnie jednym z najbardziej intrygujących polskim artystów grafików. Muzycznie? Powiedzieć o tej płycie, że to ogromna dźwiękowa piguła to jakby nic nie powiedzieć. Album został podzielony na dwa krążki CD, z czego ten drugi to trwający ponad 40 min transowy, niemal ambientowy i pozbawiony wokali „Traveller Part 2”. Płyta numer jeden ma nieco bardziej klasyczny układ, to 7 utworów, choć w przypadku HIPGNOSIS nigdy nie mieliśmy do czynienia z typowymi piosenkami. Króluje to dość spokojna i klimatyczna muzyka oparta w dużej mierze o brzmienia instrumentów klawiszowych i nieziemskie wokale KuL. Pulsujący bas, niespieszna melodia, odrobina zdecydowanych klawiszowych uderzeń, i (UWAGA) growle to cechy charakteryzujące otwierający krążek utwór „Macbeth”. Następujący po nim „Love” rozpoczyna się nastrojowo, ale z czasem nabiera dynamiki ocierając się o zimnofalowe klimaty. Niezwykle przekonująco wypada „Hyde Park”, w którym KuL śpiewa delikatnie a zakończenie to gitarowy, psychodeliczny odlot. Lubicie serial Stranger Things? Ja lubię, a instrumentalny “Puls Life” nieodparcie kojarzy mi się ze ścieżką filmową tego hitu Netflixa. W „Heavy” pojawia się coś co nazywam kontrolowanym chaosem kontrastującym z dziewczęcym, niemal dziecięcym głosem KuL. Zaskakująco prezentuje się „Depart Like a Tree”, gdyż w otwarciu słyszymy męski wokal a oniryczny klimat jest przetykany czymś na kształt… reggae? Utwór zamykający ten krążek to „Traveller Part 1” I stanowi on jedynie przygrywkę do płyty drugiej. Jest mocno elektroniczny, podszyty ambientem i zachęca do odpalenia kolejnego krążka. HIPGNOSOS nagrali trudną płytę. Nie jest to album, który masowo trafi pod strzechy. Nie znajdziecie go też na platformach streamingowych, bo jak głosi zespół „Streaming doesn’t kill music – but it kills musicians”. Tu ważna jest całość, grafika, teksty i muzyka, jedno nie może istnieć bez pozostałych. „Valley of the Kings” to kilkadziesiąt minut wysmakowanej sztuki i jeśli jesteście otwarci na nowe doznania to płyta dla Was. Piotr Michalski Hipgnosis is this group founded in 2004 tinged with Floydian sounds at the start. In 2011 'Relusion' was released on a neo prog planing base, on the border between Pink Floyd and Tangerine Dream, a little post and with a superb feminine voice. This 3rd album is a double, including a single track on the second, recounting the full life of a man like a musical theater play. This is also the first time that the musicians have revealed their names, so I can say that Anna has a very beautiful voice enveloped in electronic sounds and various keys and a violin piloted by Ewa; the growls are not from Donald Cardwell but from the bassist's son. "Macbeth" begins the album, the only track played before pandemic for a symphonic entry, a melting pot between advanced new age and dance breaks, yes you read that right; the synths give their touches, Anna des Albion her organ and a final on the 'Ushuaia' to show the diversity. Love 'for a short, sung, rhythmic piece, giving space to synths and metronomic drums. 'Hyde Park' on a latent track, an atmospheric ballad at the beginning that will start with Schulze sounds and then a Peter Gabriel finale where gripping percussions combine with a squirting guitar. "Puls Life" on a Tangerine Dream base, an atmosphere of the 70s merging synths and bringing on Schulze, a more revival track. 'Heavy' on Look for the Boy 'just for the key, plus prog on On The Run' by Pink Floyd; we approach the dark wave, a sound that leads to trance; 3 minutes and Anna finally appears her voice, beautiful, a bit on Lisa Gerrard, that's telling you the tone, the vibrations! A brutal finale with percussions, synths coming out all over the place. "Depart Like A Tree" and a soaring intro, male voice, come on we rock to a tune Peter Gabriel could have created; Anna then comes to push the song on an air of musical comedy, cabaret genre, the most pop title in the end; Anna then returns as a liberator for this swing ballad. 'Traveler Part 1' and the return to the electronic / psychedelic atmosphere, a bit on Quantum Fantay and of course the fathers Ozric Tentacles, a bit new age / dark age for this long sequel which finally deposits and descales. The ardor of the record and its dark, lugubrious side engages in the 2nd part on the same tune "Traveler Part 2", well there it is "Atem", "Zeit", "Black Dance", oppressive and regressive atmosphere; 30 minutes to donf for a hypnosis without drugs, without suspect spirits, those which make you see the purple night; a cacophony orchestrated on a long explosive crescendo by the contribution of the drums; the last quarter of an hour with that ultimate break, soaring where Anna's voice is magnified; a sort of mantra of the new millennium, where Schulze recalls his association with Lisa Gerrard, here it is Anna who orchestrates and melts the most recalcitrant of you. Hipgnosis continues its slow definition of cosmic, electronic rock and religious limit with their latest avant-garde opus. Slawek took 10 years to release this long, dark, bewitching and symphonic opus; 10 years to take you to scorched lands where every sound can no longer be stopped, an album without concession where you have to be able to still love traveling for a long time. Alain PP ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Macbeth 10:26 2. Love 3:39 3. Hyde Park 9:15 4. Puls Life 5:22 5. Heavy 8:21 6. Depart Like A Tree 4:24 7. Traveller Part 1 10:58 CD 2: 1. Traveller Part 2 44:17 ..::OBSADA::.. Sławek SEQ Ziemisławski - drums ,keyboards, sequencers, virtual synthesizers, Anna KUL Batko - lead vocal, vocals Piotr PITU Nodzeński - bass, vocals Radosław THUG Czapka - keyboards Przemek PRZEMO Nodzeński - vocals in 'Macbeth' & 'Depart Like A Tree' Guests: Ewa Jabłońska - electric violin Filip GODDARD Wyrwa - electric guitar https://www.youtube.com/watch?v=EmP5rgXCpyQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 16:39:08
Rozmiar: 226.07 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z muzyką krakowskiego Hipgnosis. Do redakcji czasopisma, w którym wówczas pracowałem, przyszła płyta "Sky is the Limit", a że wszelakie progresywne dźwięki trafiały do mnie niemal z automatu i tym razem to ja miałem zrecenzować wspomniany album. Widząc nazwę zespołu, pomyślałem sobie szyderczo: No tak, kolejny młody zespół zafascynowany Pink Floyd. Gdy jednak płyta trafiła do odtwarzacza, stopniowo szyderczy uśmiech zmieniał się w wyraz zachwytu. Zwłaszcza, że grupa mocno korzystała z elektronicznego instrumentarium (elektroniczna perkusja, syntezatory gitarowe…), co bardzo odpowiadało moim dźwiękowym fascynacjom. Najważniejsza jednak była sama muzyka. A ta wciągnęła mnie bez reszty. I dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że za pseudonimami kryją się muzycy, których debiutantami trudno byłoby nazwać. Reasumując ten przydługi wstęp, od tego czasu stałem się bacznym obserwatorem działań zespołu Sławka Ziemisławskiego, a nawet jego fanem. Dlatego na ten wyjątkowo długo wyczekiwany trzeci album czekałem z wielką niecierpliwością. Ale w końcu jest! "Valley of the Kings" to naprawdę pokaźna dawka muzyki, która wypełnia ten dwupłytowy album! Jak napisał na stronie sam zespół, to kolejna spójna opowieść, tym razem o życiu człowieka od narodzin do... no właśnie, dokąd? Do śmierci czy jednak dłużej...? A może zależy to tylko od tego, w co wierzymy? Zacznę może od końca, czyli najważniejszej kompozycji na tej płycie. Dwuczęściowej suicie "Traveller". Trwająca jedenaście minut część pierwsza zaczyna się od kosmicznie elektronicznych dźwięków, których nie powstydziłby się Gary Numan czy inni ambitniejsi, post-noworomantyczni artyści. To jednak tylko zaproszeni do niezwykłego, bardzo różnorodnego i niepokojącego dźwiękowego świata Hipgnosis. Intrygujący głos KUL (w cywilu Anny Batko, którą pamiętam jeszcze z lat dziewięćdziesiątych i występów w równie interesującej grupie Albion), jeszcze bardziej potęguje ten mroczny nastrój. Po chwili zaczyna się jednak instrumentalne szaleństwo, niczym połączenie el-muzycznej awangardy z prog-rockową mocą, którą pięknie dopełnia głos. Pod koniec pojawia się nieco gotyzujący nastrój, który mi kojarzy się z muzyką, jaką w swoich pamiętnych audycjach prezentował nieodżałowany Tomek Beksiński. Emocje aż rozsadzają słuchacza. A to przecież tylko ta krótsza część utworu Traveller. Ta druga trwa ponad 44 minuty! To jeden z takich utworów, przy słuchaniu którego same nasuwają się słowa Franka Zappy mówiące o "tańczeniu o architekturze". Trudno w każdym razie opisać słowami to co dzieje się, a właściwie to jak oddziałuje na słuchacza ten utwór. Po prostu hipnotyzująca, transowa magia. To właśnie za takie dźwięki pokochałem ich muzykę piętnaście lat temu. I to jeden z tych utworów, po wysłuchaniu którego trudno wrócić do rzeczywistości. Właściwie tylko dla tych dwóch kompozycji warto sięgnąć po "Valley of the Kings". A to przecież nie wszystko co znalazło się na tym wyjątkowym wydawnictwie. Wcześniej dostajemy sześć, równie niezwykłych kompozycji. Pierwsze dźwięki tej płyty, to utwór "Macbeth", rozpoczynający się niczym jakaś suita Tangerine Dream czy tego typu wykonawców, jednak po kilku chwilach utwór pokazuje bardziej piosenkowy charakter. Do momentu, gdy docieramy do niemal orkiestrowej wstawki, przeradzającej się w transowy, bardziej współcześnie elektronicznie brzmiący fragment. I tak ten utwór się rozwija, pozostawiając we mnie podobne odczucia jak te, które towarzyszyły mi gdy pierwszy raz usłyszałem na przykład utwór "Mantra". Niesamowite powitanie i zarazem pułapka. Bo po tych dźwiękach już wiemy, że staliśmy się zakładnikiem Hipgnosis i płyty "Valley of the Kings". Takich rozbudowanych utworów jest tu zresztą więcej. Jak bardziej spójny pod względem nastroju, przestrzenny "Hyde Park" (ze wspaniałą, trochę awangardową końcówką) czy zróżnicowany dynamicznie "Heavy". Tak, taki Hipgnosis lubię najbardziej! A co jak ktoś nie czuje się na siłach, by zaczynać przygodę z tym albumem od tak ambitnych i rozbudowanych dźwięków? Znajdziemy tutaj także krótsze formy. Jak utwór "Love" - klimat ten sam, ale w skondensowanej formie, nadającej ich muzyce bardziej przystępny, żeby nie powiedzieć wpadający w ucho charakter. "Puls Life" z kolei zaczyna się niczym - nota bene także wspaniała - muzyka do serialu "Stranger Things". Klasyczna muzyka elektroniczna, ale widziana z dzisiejszej perspektywy. Po prostu kolejna perła na tym albumie. W podobny nastrój wprowadza nas "Depart Like A Tree", spuentowany piękną - i nie jedyną na tej płycie - "moogową" solówką klawiszy i wzbogacony wyjątkową partią wokalną, pod koniec trochę odbiegającą od melodyki, do której nas przyzwyczaiła KUL. Ufff, dosyć tych peanów. Kiedyś Wiesiek Królikowski powiedział mi, że "pozycja na kolanach nie jest wygodna do pisania recenzji". Ale co ja mogę zrobić, jak wpadła mi w ręce płyta, która faktycznie sprawiła, że znalazłem się w takiej pozycji. Co mogę jeszcze dodać? Chyba tylko tyle, że jak dla mnie, to nie tylko jedna z najpiękniejszych polskich płyt ostatnich miesięcy, ale może i lat. Hipgnosis - wielki szacunek. Naprawdę warto było czekać. A teraz wracam do słuchania tych dźwięków, bo organizm sam się domaga, by dostarczyć mu kolejną dawkę tej używki, która się zowie "Valley of the Kings". Michał Kirmuć Powstała ponad piętnaście lat temu krakowska formacja Hipgnosis zawsze miała wokół siebie – przynajmniej w moich odczuciach - pewną aurę tajemniczości. I nie chodzi tu tylko o to, że muzycy od początku ukrywali się pod pseudonimami SEQ, KUL, THUG, PITU czy Przemo. Bo już w ich muzyce zawsze była jakaś niejednoznaczność i tajemnica. A i koncerty (miałem okazję widzieć formację sześć lat temu w Łodzi) miały w sobie coś z pełnego transu misterium, podkreślonego kluczową elektroniką, transową sekcją rytmiczną i introwertyczną na scenie KUL. Poprzez związki z krakowską sceną progresywnego rocka (choćby Anna Batko, wokalistka Albionu), czy udział w muzycznych wydarzeniach związanych z tą muzyczną szufladą, zawsze byli postrzegani przez pryzmat prog rocka. Czy słusznie? Raczej nie, chyba że odrzucimy w ich przypadku tradycyjne pojmowanie tego stylu i nazwiemy ich formację progresywną, bo poszukującą nieszablonowości i odchodzącą od artrockowych standardów i schematów. I pewnie dlatego ich każda płyta była artystycznym wydarzeniem w świecie ludzi poszukujących w muzyce czegoś więcej. Tak samo jest w przypadku, Valley Of The Kings, trzeciego studyjnego albumu grupy, na który trzeba było czekać aż dziesięć lat. To oczekiwanie oczywiście potęguje jego wartość już na starcie. Ale nie na wyrost. Zupełnie zasłużenie. Artyści w swojej twórczości zawsze byli bezkompromisowi i także w przypadku tego wydawnictwa pokazali, że lubią iść pod prąd. Choćby w zakresie dostępności płyty. Bo ta osiągalna jest na nośnikach fizycznych oraz wyłącznie na Bandcampie, nie zaś na innych portalach streamingowych, gdyż muzycy nie chcą wspierać nieuczciwego ich zdaniem sposobu traktowania twórców. Zamieścili zresztą wewnątrz gustownego digipaku wiele mówiące motto: streaming doesn't kill music - but it kills musicians! Na najnowszym dwupłytowym albumie, zawierającym ponad półtorej godziny muzyki, artyści ujawniają swoje nazwiska, jednak ich muzyka nic a nic nie traci ze swojej tajemniczej aury. Koncept, będący – według słów artystów – opowieścią o życiu człowieka od narodzin do … no właśnie, dokąd? Do śmierci, dłużej? - wraz z ciekawą szatą graficzną (po raz kolejny album zdobi obraz Tomasza Sętowskiego, tym razem zatytułowany Dolina Królów) i muzyką, tworzy spójną, jednorodną całość. I tak trzeba tej muzyki słuchać. Bez odrywania utworów od całości. Wszystkie spaja niezwykle ekspansywnie wykorzystywana elektronika, duża rola sekcji rytmicznej, chyba nieco mniejsza gitar i czasami chłodny, jakby „nieobecny”, innym razem pełen pasji i emocji, głos Anny Batko. Jest w tym wszystkim miejsce na złowieszczo brzmiące symfoniczne figury w Mackbeth, mnóstwo ambientowych rozwiązań (na przykład Puls Life) ale i space rockowe rozwiązania czy totalnie odjechaną psychodeliczność w znakomitym Hyde Park. A jak ktoś poszukuje dramatycznego i przejmującego piękna polecam finał 11 – minutowego Traveller Part 1, w którym wokalizy Batko, w połączeniu z potężnym brzmieniem, emocjonalnie rozsadzają. Formacja tak to sobie wymyśliła, że na pierwszym dysku umieściła siedem kompozycji, zaś na drugim tylko jedną. Za to trwająca aż trzy kwadranse Traveller Part 2. Odważna decyzja, bo to rzecz bazująca na klimacie, transie, hipnotyczności, czerpiąca z ducha psychodelii i muzyki etnicznej, a do tego jej początek mógłby posłużyć jako idealna ścieżka dźwiękowa do klasycznego, demonicznego horroru albo traumatycznego dramatu psychologicznego. Nie jest to oczywiście muzyka łatwa, z pięknymi solówkami i prostymi refrenami. Bardziej rzecz stymulująca naszą wyobraźnię, zmuszająca do zamyślenia i zatrzymania. I na swój sposób piękna w niejednoznaczności. Mariusz Danielak Krakowski zespół Hipgnosis po 10 latach od ostatniego wydawnictwa studyjnego „Relusion” powraca z nowym albumem. „Valley Of The Kings” to album dwupłytowy (z czego na drugim krążku znalazł się tylko jeden utwór) i jest on kolejną opowieścią o życiu człowieka od narodzin do… no właśnie, do kiedy? Do śmierci? Dłużej?… Wydawnictwo zostało udostępnione wyłącznie na fizycznych nośnikach oraz na Bandcampie. Nie będzie go na żadnym innym serwisie streamingowym, gdyż muzycy świadomie nie chcą wspierać nieuczciwego procederu traktowania twórców przez wspomniane serwisy (teoretycznie nowa dyrektywa unijna miała w zamyśle to zmienić, lecz nasz kraj nie kwapi się, by dostosować prawo autorskie do tego rozporządzenia). Okładkę nowej płyty stanowi obraz Tomasza Sętowskiego „Dolina Królów”. A jaka jest muzyka na tym albumie? Przede wszystkim jest na niej jeszcze mniej gitar w stosunku do poprzedniego albumu (na gitarze gościnnie zagrał Filip Wyrwa epizodycznie w utworach „Hyde Park”, „Heavy” i "Macbeth”; Filip już wcześniej był muzykiem tego zespołu do 2008 roku, a potem jeszcze gościnnie grywał na późniejszych koncertach). Klawiszy i elektroniki jest tu dużo, powiem nawet, że bardzo dużo. I to do tego stopnia, że elektroniczne brzmienia całkowicie zdominowały całe wydawnictwo spychając pozostałe instrumenty do roli dodatków. Skład zespołu jest dokładnie taki, w jakim grali swe ostatnie koncerty przed pandemią i, co ciekawe, członkowie Hipgnosis tym razem postanowili się ujawnić (na poprzednich płytach muzycy ukrywali się pod pseudonimami), przedstawiając się z imienia i nazwiska. Liderem zespołu jest SeQ (Sławek Ziemisławski – perkusja, klawisze, elektronika), na wokalu nieodmiennie KuL (Ania Batko znana z Albionu), na basie i dodatkowym wokalu PiTu (Piotr Nodzeński), na klawiszach ThuG (Radosław Czapka) oraz jako wokal growlujący/recytujący PRZEMO (Przemek Nodzeński – syn basisty). Przemek od 2012 roku okazjonalnie występował z zespołem dodając growle do starszych numerów podczas koncertów. Tu growli nie ma za wiele (pojawiają się jedynie w utworach „Macbeth” i „Depart Like A Tree”). Gościnnie na skrzypcach (w utworze "Traveler Pt. 2") gra Ewa Jabłońska, która doknała nie lada sztuki: nagrała swoje partie dwa razy po 45 minut pełnymi podejściami, bez cięć. Na płytę wybrano jedno pełne podejście. Rozpoczynający płytę dziesięciominutowy utwór „Macbeth” był grywany na ostatnich przed pandemią koncertach zespołu. I choć należy on do wyróżniających się tematów tego wydawnictwa, to musze stwierdzić, że początkowe utwory na płycie nie zrobiły na mnie dużego wrażenia (zapewne dlatego, że wolę bardziej dynamiczne numery, a klasyczny synth pop wolę w wykonaniu grup z lat 80.). Niektóre dość szybko i niezauważalnie przemijają (zwłaszcza instrumentalny „Puls Life”). Może z kolejnymi przesłuchaniami płyty bardziej się przekonam do jej początkowych fragmentów (przyznaję, tak było w przypadku albumu „Relusion”)? Ballada „Hyde Park” sprawia wrażenie nieco rozwleczonej. Ciekawiej zaczyna się dziać dopiero bliżej środka płyty, a ściślej od utworu „Heavy”. Na początku „Heavy” można usłyszeć fragment „On the Run” z repertuaru Pink Floyd. Wokal Ani Batko został tu bardzo wyeksponowany. Często zachwyca ona swą niesamowitą ekspresją, szczególnie w utworach umieszczonych pod koniec pierwszego krążka. Wstęp do „Depart Like A Tree” może trochę przypominać solową twórczość Petera Gabriela - zapewne dzięki melorecytacji bardzo przypominającej głos Petera. Prawdziwym magnum opus krążka jest kompozycja „The Traveller Part 1”: krystalicznie czyste wokale pełne ekspresji i niesamowity unoszący się w powietrzu klimat, który pamiętamy jeszcze z płyty „Relusion” jest tym, co z pewnością trafi do serc wiernych fanów Hipgnosis. Pierwsza płyta kończy się złowrogimi, zanikającymi elektronicznymi dźwiękami (podobne dźwięki pojawiały się już w utworze „Heavy”). Zakończenie trzymające w napięciu. Stan zawieszenia, niepewności… Może nawet dyskomfortu?... Na szczęście jest jeszcze dysk nr 2. Wypełnia go tylko jeden utwór - „The Traveller Part 2”. Zaczyna się dokładnie takimi samymi niepokojącymi dźwiękami, ale dalej mamy ponad 30 minut wielkiej elektronicznej impresji. Mroczne i kakofoniczne brzmienia mogą przywoływać na myśl na przykład „The Waiting Room” z repertuaru Genesis. Z każdą minutą robi się coraz bardziej tajemniczo i coraz bardziej intensywnie. Do elektroniki dołączają instrumenty perkusyjne, a potem cały zestaw perkusyjny. Robi się coraz bardziej hałaśliwie, a po około 32 minutach wszystko się uspokaja i do samego końca mamy już tylko wokalizę Ani Batko w towarzystwie klawiszy. Ta impresyjna część druga „Travellera” może trochę kojarzyć się z pamiętnym 22-minutowym utworem „Large Hadron Collider” z albumu „Relusion”, lecz w tym przypadku mamy o wiele bardziej zakręcony numer, w którym zdecydowanie więcej się dzieje (choć koncepcja utworu jest bardzo podobna). Zaś ostatnie 12 minut może się kojarzyć z „Mantra – Sky Is The Limit”, który kończył debiutancki krążek zespołu. Pomysł ten sam, lecz melodia inna. Na koniec następuje wyciszenie i w taki oto sposób kończy się najbardziej eksperymentalny utwór z tego wydawnictwa. Utwór udany, trudny i wymagający. Na miarę awangardowych kompozycji Klausa Schulze. Dziesięć lat czekania na kolejny album Hipgnosis i, pomimo drobnych uwag, uważam, że warto było tyle czekać. Płyta „Valley Of The Kings”, choć różna od poprzednich, posiada jednak z nimi wiele wspólnych cech. Podobnie jak na poprzednim wydawnictwie mamy dwa utwory instrumentalne i podobnie jak wcześniej płytę kończy rozbudowany utwór instrumentalny. Jest bardziej mrocznie w stosunku do wcześniejszych wydawnictw i zdecydowanie mniej tutaj chwytliwych i wpadających w ucho numerów. Całość jest mimo to w miarę spójna. Brzmi bardzo przestrzennie i zawiera tak dużo muzyki, że z pewnością nikt nie pozostanie na nią obojętny. Lecz…wydaje mi się, że chyba nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak „Sky Is The Limit” czy „Relusion”. Choć, tak jak już zastrzegłem się powyżej, być może wraz z kolejnymi przesłuchaniami przekonam się bardziej. Paweł Świrek Przerwa pomiędzy „Sky Is the Limit” a „Relusion” trwała 5 lat. Tym razem przyszło nam czekać aż 10. Czy to oznacza, ze kolejna płyta ukaże się za lat 20? Zostawmy tę kwestię i przejdźmy do najnowszego wydawnictwa nietuzinkowej formacji zwanej HIPGNOSIS. Uwagę zwraca już okładka zdobiąca elegancki digipack. Obraz Tomasza Sętowskiego, jak większość jago prac, które miałem okazję zobaczyć, po prostu powala . Abstrakcyjne światy przez niego tworzone, hybrydy budowli i ludzi są oszałamiające i obok Zbigniewa Bielaka jest on obecnie jednym z najbardziej intrygujących polskim artystów grafików. Muzycznie? Powiedzieć o tej płycie, że to ogromna dźwiękowa piguła to jakby nic nie powiedzieć. Album został podzielony na dwa krążki CD, z czego ten drugi to trwający ponad 40 min transowy, niemal ambientowy i pozbawiony wokali „Traveller Part 2”. Płyta numer jeden ma nieco bardziej klasyczny układ, to 7 utworów, choć w przypadku HIPGNOSIS nigdy nie mieliśmy do czynienia z typowymi piosenkami. Króluje to dość spokojna i klimatyczna muzyka oparta w dużej mierze o brzmienia instrumentów klawiszowych i nieziemskie wokale KuL. Pulsujący bas, niespieszna melodia, odrobina zdecydowanych klawiszowych uderzeń, i (UWAGA) growle to cechy charakteryzujące otwierający krążek utwór „Macbeth”. Następujący po nim „Love” rozpoczyna się nastrojowo, ale z czasem nabiera dynamiki ocierając się o zimnofalowe klimaty. Niezwykle przekonująco wypada „Hyde Park”, w którym KuL śpiewa delikatnie a zakończenie to gitarowy, psychodeliczny odlot. Lubicie serial Stranger Things? Ja lubię, a instrumentalny “Puls Life” nieodparcie kojarzy mi się ze ścieżką filmową tego hitu Netflixa. W „Heavy” pojawia się coś co nazywam kontrolowanym chaosem kontrastującym z dziewczęcym, niemal dziecięcym głosem KuL. Zaskakująco prezentuje się „Depart Like a Tree”, gdyż w otwarciu słyszymy męski wokal a oniryczny klimat jest przetykany czymś na kształt… reggae? Utwór zamykający ten krążek to „Traveller Part 1” I stanowi on jedynie przygrywkę do płyty drugiej. Jest mocno elektroniczny, podszyty ambientem i zachęca do odpalenia kolejnego krążka. HIPGNOSOS nagrali trudną płytę. Nie jest to album, który masowo trafi pod strzechy. Nie znajdziecie go też na platformach streamingowych, bo jak głosi zespół „Streaming doesn’t kill music – but it kills musicians”. Tu ważna jest całość, grafika, teksty i muzyka, jedno nie może istnieć bez pozostałych. „Valley of the Kings” to kilkadziesiąt minut wysmakowanej sztuki i jeśli jesteście otwarci na nowe doznania to płyta dla Was. Piotr Michalski Hipgnosis is this group founded in 2004 tinged with Floydian sounds at the start. In 2011 'Relusion' was released on a neo prog planing base, on the border between Pink Floyd and Tangerine Dream, a little post and with a superb feminine voice. This 3rd album is a double, including a single track on the second, recounting the full life of a man like a musical theater play. This is also the first time that the musicians have revealed their names, so I can say that Anna has a very beautiful voice enveloped in electronic sounds and various keys and a violin piloted by Ewa; the growls are not from Donald Cardwell but from the bassist's son. "Macbeth" begins the album, the only track played before pandemic for a symphonic entry, a melting pot between advanced new age and dance breaks, yes you read that right; the synths give their touches, Anna des Albion her organ and a final on the 'Ushuaia' to show the diversity. Love 'for a short, sung, rhythmic piece, giving space to synths and metronomic drums. 'Hyde Park' on a latent track, an atmospheric ballad at the beginning that will start with Schulze sounds and then a Peter Gabriel finale where gripping percussions combine with a squirting guitar. "Puls Life" on a Tangerine Dream base, an atmosphere of the 70s merging synths and bringing on Schulze, a more revival track. 'Heavy' on Look for the Boy 'just for the key, plus prog on On The Run' by Pink Floyd; we approach the dark wave, a sound that leads to trance; 3 minutes and Anna finally appears her voice, beautiful, a bit on Lisa Gerrard, that's telling you the tone, the vibrations! A brutal finale with percussions, synths coming out all over the place. "Depart Like A Tree" and a soaring intro, male voice, come on we rock to a tune Peter Gabriel could have created; Anna then comes to push the song on an air of musical comedy, cabaret genre, the most pop title in the end; Anna then returns as a liberator for this swing ballad. 'Traveler Part 1' and the return to the electronic / psychedelic atmosphere, a bit on Quantum Fantay and of course the fathers Ozric Tentacles, a bit new age / dark age for this long sequel which finally deposits and descales. The ardor of the record and its dark, lugubrious side engages in the 2nd part on the same tune "Traveler Part 2", well there it is "Atem", "Zeit", "Black Dance", oppressive and regressive atmosphere; 30 minutes to donf for a hypnosis without drugs, without suspect spirits, those which make you see the purple night; a cacophony orchestrated on a long explosive crescendo by the contribution of the drums; the last quarter of an hour with that ultimate break, soaring where Anna's voice is magnified; a sort of mantra of the new millennium, where Schulze recalls his association with Lisa Gerrard, here it is Anna who orchestrates and melts the most recalcitrant of you. Hipgnosis continues its slow definition of cosmic, electronic rock and religious limit with their latest avant-garde opus. Slawek took 10 years to release this long, dark, bewitching and symphonic opus; 10 years to take you to scorched lands where every sound can no longer be stopped, an album without concession where you have to be able to still love traveling for a long time. Alain PP ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Macbeth 10:26 2. Love 3:39 3. Hyde Park 9:15 4. Puls Life 5:22 5. Heavy 8:21 6. Depart Like A Tree 4:24 7. Traveller Part 1 10:58 CD 2: 1. Traveller Part 2 44:17 ..::OBSADA::.. Sławek SEQ Ziemisławski - drums ,keyboards, sequencers, virtual synthesizers, Anna KUL Batko - lead vocal, vocals Piotr PITU Nodzeński - bass, vocals Radosław THUG Czapka - keyboards Przemek PRZEMO Nodzeński - vocals in 'Macbeth' & 'Depart Like A Tree' Guests: Ewa Jabłońska - electric violin Filip GODDARD Wyrwa - electric guitar https://www.youtube.com/watch?v=EmP5rgXCpyQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 16:35:33
Rozmiar: 609.33 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. BEAT: Former King Crimson members ADRIAN BELEW and TONY LEVIN band together with guitar virtuoso STEVE VAI and explosive Tool drummer DANNY CAREY for the first time to create BEAT, a creative reinterpretation of the three iconic 80s KING CRIMSON albums – Discipline, Beat, and Three Of A Perfect Pair. ADRIAN BELEW “The 1981 through 1984 King Crimson created a music all its own. Timeless. Beautiful. Complex. Fierce. For the fans who lived through it then, and the ones who never got to witness it, our aim is to bring it to life again. A monumental task but we’re going for it! There are not enough exclamation points to express my excitement!” STEVE VAI “Being a part of this ensemble is an extraordinary privilege and opportunity to perform some of the most beloved, timeless, and monumental music of the 80’s (and beyond) with truly inspired musicians. This music resonates deeply with me. Adrian, Tony and Danny are unique musicians with an otherworldly insight into presenting rich musical complexities in a very accessible way, and I am looking forward to searching each other’s musical minds in real time on stage. I’m sure sparks will fly.” He continues, “Father Robert Fripp is one of our historical geniuses. His highly specific and exceptionally brilliant guitar technique is studied and revered. His contribution to the quality of my musical life, and so many others is supreme. I can assure the fans of KC that I will be putting my best foot forward to respect this great music with the care and intensity it deserves. Did I say ‘sparks will fly?’” TONY LEVIN “This is going to be quite a tour. Revisiting some of my favorite music is a treat in itself, but in company of this stellar lineup, I expect to have my musical butt kicked! And it’s also great that we’re not just playing a few shows, we’re hitting it hard. So, Road Dogs are coming to your area soon.” DANNY CAREY “I am very excited to share the stage with three of my favorite musicians on the planet. Tony, Steve and Adrian have always been a source of inspiration for me since the beginning of my career, and now to be able to share a bit of my musical journey with them is a dream come true. There’s nothing better to make some sparks fly and light a fire under your ass than getting out of your musical comfort zone, and I can’t think of any other three guys I’d rather do this with. I think I can speak for all of us when I say I hope all of our fans are as excited as we are about this tour.” “A truly virtuosic and deeply musical homage to King Crimson’s legacy – hugely entertaining”: BEAT LIVE captures the joy of Adrian Belew, Steve Vai, Tony Levin and Danny Carey reviving and evolving the 80s" In 2017, as they were working on the live production of Celebrating David Bowie, Adrian Belew and the show’s producer Angelo Bundini got chatting. Wouldn’t it be great, Bundini enthused, if Belew could put together a live band performing songs from Discipline, Beat and Three Of A Perfect Pair, the celebrated King Crimson triptych of the 1980s? Founding member Robert Fripp was consulted. He eventually declined involvement, but gave Belew his blessing to proceed. The pandemic and the conflicting tour schedules of eminent in-demand musicians further stalled proceedings, but by 2024 Belew’s dream line-up was good to go. Tony Levin would revive his position on Chapman stick, Tool’s resident Bill Bruford aficionado Danny Carey would handle drums, and Steve Vai – a big fan of Fripp’s 1979 solo LP Exposure – would step up on second guitar alongside frontman Belew. “Crimson’s music has a complexity that scratches an itch I have,” Vai said in 2024, chatting about the challenges of nailing Fripp’s “relentless” riffage on Discipline and other releases. Documenting the band’s September 2024 show at The Theater On Broadway, Los Angeles, BEAT LIVE is a truly virtuosic and deeply musical homage to Crimson’s legacy. The deluxe Blu-ray version has beautifully filmed footage of the entire show – hugely entertaining from the moment a grinning Belew appears in a salmon-pink suit and pork pie hat. Buzzing on the live resurrection of such deliciously tricksy tunes as Neal And Jack And Me – not to mention Three Of A Perfect Pair material that was never played live back in the day – BEAT also sound supremely relaxed here, as can be garnered from Belew’s banter with the crowd. He and Vai coax alien love secrets from their guitars, while Carey pounds on Bruford’s old rototoms, given to him by Belew. There’s an audible joy in their live performance, which, together with their ability to segue from pachyderm-impersonating dissonance (Elephant Talk) to languorous ambience (Matte Kudasai), ensures they never sound remotely indulgent. The quartet’s combined chops are next level, but it’s all done in the service of some wonderfully daring and unique music that Belew’s articulate, stream-of- consciousness lyrics pull in a more art-rock direction. And Vai, we’re reminded, is often at his very best while serving the music of others. Belew is clearly in his element here, thrilled that he and Levin’s work with Crimson is alive, kicking and evolving. ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Neurotica 2. Neal And Jack And Me 3. Heartbeat 4. Sartori In Tangier 5. Model Man 6. Dig Me 7. Man With An Open Heart 8. Industry 9. Larks' Tongues In Aspic Part III CD 2: 1. Waiting Man 2. The Sheltering Sky 3. Sleepless 4. Frame By Frame 5. Matte Kudasai 6. Elephant Talk 7. Three Of A Perfect Pair 8. Indiscipline 9. Red 10. Thela Hun Ginjeet ..::OBSADA::.. Adrian Belew - guitar & vocals Tony Levin - bass, chapman stick, keyboards, backing vocals Steve Vai - guitar Danny Carey - drums https://www.youtube.com/watch?v=Z3A0HtMbq1A SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 17:42:20
Rozmiar: 260.16 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. BEAT: Former King Crimson members ADRIAN BELEW and TONY LEVIN band together with guitar virtuoso STEVE VAI and explosive Tool drummer DANNY CAREY for the first time to create BEAT, a creative reinterpretation of the three iconic 80s KING CRIMSON albums – Discipline, Beat, and Three Of A Perfect Pair. ADRIAN BELEW “The 1981 through 1984 King Crimson created a music all its own. Timeless. Beautiful. Complex. Fierce. For the fans who lived through it then, and the ones who never got to witness it, our aim is to bring it to life again. A monumental task but we’re going for it! There are not enough exclamation points to express my excitement!” STEVE VAI “Being a part of this ensemble is an extraordinary privilege and opportunity to perform some of the most beloved, timeless, and monumental music of the 80’s (and beyond) with truly inspired musicians. This music resonates deeply with me. Adrian, Tony and Danny are unique musicians with an otherworldly insight into presenting rich musical complexities in a very accessible way, and I am looking forward to searching each other’s musical minds in real time on stage. I’m sure sparks will fly.” He continues, “Father Robert Fripp is one of our historical geniuses. His highly specific and exceptionally brilliant guitar technique is studied and revered. His contribution to the quality of my musical life, and so many others is supreme. I can assure the fans of KC that I will be putting my best foot forward to respect this great music with the care and intensity it deserves. Did I say ‘sparks will fly?’” TONY LEVIN “This is going to be quite a tour. Revisiting some of my favorite music is a treat in itself, but in company of this stellar lineup, I expect to have my musical butt kicked! And it’s also great that we’re not just playing a few shows, we’re hitting it hard. So, Road Dogs are coming to your area soon.” DANNY CAREY “I am very excited to share the stage with three of my favorite musicians on the planet. Tony, Steve and Adrian have always been a source of inspiration for me since the beginning of my career, and now to be able to share a bit of my musical journey with them is a dream come true. There’s nothing better to make some sparks fly and light a fire under your ass than getting out of your musical comfort zone, and I can’t think of any other three guys I’d rather do this with. I think I can speak for all of us when I say I hope all of our fans are as excited as we are about this tour.” “A truly virtuosic and deeply musical homage to King Crimson’s legacy – hugely entertaining”: BEAT LIVE captures the joy of Adrian Belew, Steve Vai, Tony Levin and Danny Carey reviving and evolving the 80s" In 2017, as they were working on the live production of Celebrating David Bowie, Adrian Belew and the show’s producer Angelo Bundini got chatting. Wouldn’t it be great, Bundini enthused, if Belew could put together a live band performing songs from Discipline, Beat and Three Of A Perfect Pair, the celebrated King Crimson triptych of the 1980s? Founding member Robert Fripp was consulted. He eventually declined involvement, but gave Belew his blessing to proceed. The pandemic and the conflicting tour schedules of eminent in-demand musicians further stalled proceedings, but by 2024 Belew’s dream line-up was good to go. Tony Levin would revive his position on Chapman stick, Tool’s resident Bill Bruford aficionado Danny Carey would handle drums, and Steve Vai – a big fan of Fripp’s 1979 solo LP Exposure – would step up on second guitar alongside frontman Belew. “Crimson’s music has a complexity that scratches an itch I have,” Vai said in 2024, chatting about the challenges of nailing Fripp’s “relentless” riffage on Discipline and other releases. Documenting the band’s September 2024 show at The Theater On Broadway, Los Angeles, BEAT LIVE is a truly virtuosic and deeply musical homage to Crimson’s legacy. The deluxe Blu-ray version has beautifully filmed footage of the entire show – hugely entertaining from the moment a grinning Belew appears in a salmon-pink suit and pork pie hat. Buzzing on the live resurrection of such deliciously tricksy tunes as Neal And Jack And Me – not to mention Three Of A Perfect Pair material that was never played live back in the day – BEAT also sound supremely relaxed here, as can be garnered from Belew’s banter with the crowd. He and Vai coax alien love secrets from their guitars, while Carey pounds on Bruford’s old rototoms, given to him by Belew. There’s an audible joy in their live performance, which, together with their ability to segue from pachyderm-impersonating dissonance (Elephant Talk) to languorous ambience (Matte Kudasai), ensures they never sound remotely indulgent. The quartet’s combined chops are next level, but it’s all done in the service of some wonderfully daring and unique music that Belew’s articulate, stream-of- consciousness lyrics pull in a more art-rock direction. And Vai, we’re reminded, is often at his very best while serving the music of others. Belew is clearly in his element here, thrilled that he and Levin’s work with Crimson is alive, kicking and evolving. ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Neurotica 2. Neal And Jack And Me 3. Heartbeat 4. Sartori In Tangier 5. Model Man 6. Dig Me 7. Man With An Open Heart 8. Industry 9. Larks' Tongues In Aspic Part III CD 2: 1. Waiting Man 2. The Sheltering Sky 3. Sleepless 4. Frame By Frame 5. Matte Kudasai 6. Elephant Talk 7. Three Of A Perfect Pair 8. Indiscipline 9. Red 10. Thela Hun Ginjeet ..::OBSADA::.. Adrian Belew - guitar & vocals Tony Levin - bass, chapman stick, keyboards, backing vocals Steve Vai - guitar Danny Carey - drums https://www.youtube.com/watch?v=Z3A0HtMbq1A SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 17:38:59
Rozmiar: 751.76 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 9 - In The Court Of The Crimson King, Alternate Album, Expanded: 1. Wind Session 4:27 2. 21st Century Schizoid Man (Morgan Studio Version With Overdubs) 6:46 3. I Talk To The Wind (Alt 2019 Mix) 6:35 4. I Talk To The Wind (Duo Version 2019 Mix) 7:17 5. Epitaph (Isolated Vocal 2019 Mix) 5:44 6. Epitaph (Alt Take 2019 Mix) 9:30 7. Moonchild (Take One 2019 Mix) 2:21 8. The Court Of The Crimson King (Take 3 2019 Mix) 7:10 9. 21st Century Schizoid Man (Trio Version 2019 Mix) 7:05 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 17:36:06
Rozmiar: 131.76 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 9 - In The Court Of The Crimson King, Alternate Album, Expanded: 1. Wind Session 4:27 2. 21st Century Schizoid Man (Morgan Studio Version With Overdubs) 6:46 3. I Talk To The Wind (Alt 2019 Mix) 6:35 4. I Talk To The Wind (Duo Version 2019 Mix) 7:17 5. Epitaph (Isolated Vocal 2019 Mix) 5:44 6. Epitaph (Alt Take 2019 Mix) 9:30 7. Moonchild (Take One 2019 Mix) 2:21 8. The Court Of The Crimson King (Take 3 2019 Mix) 7:10 9. 21st Century Schizoid Man (Trio Version 2019 Mix) 7:05 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 17:22:01
Rozmiar: 311.34 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 8 - In The Court Of The Crimson King, Original Master Edition, Expanded: 1. 21st Century Schizoid Man 7:22 2. I Talk To The Wind 6:05 3. Epitaph 8:48 4. Moonchild 12:13 5. The Court Of The Crimson King 9:28 Additional Material: 6. 21st Century Schizoid Man 6:46 7. I Talk To The Wind 4:15 8. Epitaph 9:06 9. The Court of the Crimson King (Single A Side) 3:23 10. The Court Of The Crimson King (Single B Side) 4:30 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 17:03:31
Rozmiar: 166.17 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 8 - In The Court Of The Crimson King, Original Master Edition, Expanded: 1. 21st Century Schizoid Man 7:22 2. I Talk To The Wind 6:05 3. Epitaph 8:48 4. Moonchild 12:13 5. The Court Of The Crimson King 9:28 Additional Material: 6. 21st Century Schizoid Man 6:46 7. I Talk To The Wind 4:15 8. Epitaph 9:06 9. The Court of the Crimson King (Single A Side) 3:23 10. The Court Of The Crimson King (Single B Side) 4:30 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 16:59:45
Rozmiar: 423.65 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 7 - Live At The Fillmore West, December 13 & 14, 1969: December 13 1. Mantra 3:46 2. Travel Weary Capricorn 3:17 3. Improv Travel Bleary Capricorn 2:23 4. Mars 8:57 December 14 5. The Court Of The Crimson King 7:00 6. Announcement 0:23 7. Drop In 5:15 8. A Man, A City 11:20 9. Announcement 0:24 10. Epitaph 7:31 11. Announcement 0:50 12. 21st Century Schizoid Man 7:37 13. Announcement 0:25 14. Mars 9:44 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 16:47:16
Rozmiar: 159.55 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 7 - Live At The Fillmore West, December 13 & 14, 1969: December 13 1. Mantra 3:46 2. Travel Weary Capricorn 3:17 3. Improv Travel Bleary Capricorn 2:23 4. Mars 8:57 December 14 5. The Court Of The Crimson King 7:00 6. Announcement 0:23 7. Drop In 5:15 8. A Man, A City 11:20 9. Announcement 0:24 10. Epitaph 7:31 11. Announcement 0:50 12. 21st Century Schizoid Man 7:37 13. Announcement 0:25 14. Mars 9:44 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 16:43:28
Rozmiar: 395.91 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Atrakcyjnie wydana, limitowana kompilacja rzadkich nagrań z wczesnych singli oraz taśm demo, zarejestrowanych w latach 1967-1973. Ten blisko 80-minutowy CD zawiera wszystkie znane/dostępne nagrania zarejestrowanie przez najwcześniejszy Genesis (Gabriel/Banks/Rutherford/Phillips/Silver) do czasu debiutanckiego LP "From Genesis To Revelation", m.in. doskonały, niepublikowany "Build Me A Mountain", który byłby chyba najlepszym kawałkiem na debiucie! Poza tym zamieszczono oryginalne, singlowe, winylowe miksy takich nagrań, jak "Twilight Alehouse", "Happy The Man" oraz skróconej wersji (z alternatywnym zakończeniem) "Watcher Of The Skies". Poza tym zmieściły się także dwie wersje demo z perkusistą Johnem Mayhew, z sierpnia 1969: "Going Out To Get You" oraz "Dusk". Wszystkie nagrania były profesjonalnie zarejestrowane i brzmią po prostu doskonale! Proszę zwrócić też uwagę na bardzo atrakcyjną, fantazyjną okładkę autorstwa Paula Whiteheada (twórcy okładek do "Trespass", "Nursery Cryme" i "Foxtrot") + kilka rzadkich zdjęć, w tym jedno przedstawiające Genesis w towarzystwie włoskiego tria Le Orme (w 1972 roku)!!! ..::TRACK-LIST::.. 1. Twilight Alchouse [UK single B-side, 1973] 7:40 2. Watcher of the Skies [German single version, 1972] 3:41 3. Happy the Man [UK single, 1972] 4. Going Out to Get You [August 1969 demo] 5. Dusk [August 1969 demo] 6. Build Me a Mountain 4:09 7. Image Blown Out 2:11 8. In the Wilderness [without strings] 2:57 9. One Day [without strings] 3:06 10. A Winter's Tale [UK single A-side, 1968] 11. One-Eyed Hound [UK single B-side, 1968] 12. That's Me [UK single B-side, 1968] 13. Where The Sour Turns To Sweet 3:12 14. In the Beginning 3:29 15. The Magic of Time 1:58 16. Hey! 2:26 17. Hidden in the World of Dawn 3:08 18. Sea Bee 3:02 19. The Mystery of the Flannan Isle Lighthouse 2:32 20. Hair on the Arms and Legs 2:40 21. She is Beautiful 3:17 22. Try a Little Sadness 3:17 23. Patricia (instrumental) 3:02 ..::OBSADA::.. Peter Gabriel - lead vocals, tambourine, flute Tony Banks - hammond organ, piano, acoustic guitars, vocals Mike Rutherford - bass guitar, acoustic guitars, vocals Anthony Phillips - acoustic & electric guitars, vocals (tracks 4-23) Chris Stewart - drums (tracks 12, 15, 22) Steve Hackett - acoustic & electric guitars (tracks 1-3) John Silver - drums (tracks 6-11, 13, 14, 16) Phil Collins - drums, percussion (tracks 1-3) https://www.youtube.com/watch?v=Ii0eCtVl-is SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 45
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-28 11:02:41
Rozmiar: 191.11 MB
Peerów: 26
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Atrakcyjnie wydana, limitowana kompilacja rzadkich nagrań z wczesnych singli oraz taśm demo, zarejestrowanych w latach 1967-1973. Ten blisko 80-minutowy CD zawiera wszystkie znane/dostępne nagrania zarejestrowanie przez najwcześniejszy Genesis (Gabriel/Banks/Rutherford/Phillips/Silver) do czasu debiutanckiego LP "From Genesis To Revelation", m.in. doskonały, niepublikowany "Build Me A Mountain", który byłby chyba najlepszym kawałkiem na debiucie! Poza tym zamieszczono oryginalne, singlowe, winylowe miksy takich nagrań, jak "Twilight Alehouse", "Happy The Man" oraz skróconej wersji (z alternatywnym zakończeniem) "Watcher Of The Skies". Poza tym zmieściły się także dwie wersje demo z perkusistą Johnem Mayhew, z sierpnia 1969: "Going Out To Get You" oraz "Dusk". Wszystkie nagrania były profesjonalnie zarejestrowane i brzmią po prostu doskonale! Proszę zwrócić też uwagę na bardzo atrakcyjną, fantazyjną okładkę autorstwa Paula Whiteheada (twórcy okładek do "Trespass", "Nursery Cryme" i "Foxtrot") + kilka rzadkich zdjęć, w tym jedno przedstawiające Genesis w towarzystwie włoskiego tria Le Orme (w 1972 roku)!!! ..::TRACK-LIST::.. 1. Twilight Alchouse [UK single B-side, 1973] 7:40 2. Watcher of the Skies [German single version, 1972] 3:41 3. Happy the Man [UK single, 1972] 4. Going Out to Get You [August 1969 demo] 5. Dusk [August 1969 demo] 6. Build Me a Mountain 4:09 7. Image Blown Out 2:11 8. In the Wilderness [without strings] 2:57 9. One Day [without strings] 3:06 10. A Winter's Tale [UK single A-side, 1968] 11. One-Eyed Hound [UK single B-side, 1968] 12. That's Me [UK single B-side, 1968] 13. Where The Sour Turns To Sweet 3:12 14. In the Beginning 3:29 15. The Magic of Time 1:58 16. Hey! 2:26 17. Hidden in the World of Dawn 3:08 18. Sea Bee 3:02 19. The Mystery of the Flannan Isle Lighthouse 2:32 20. Hair on the Arms and Legs 2:40 21. She is Beautiful 3:17 22. Try a Little Sadness 3:17 23. Patricia (instrumental) 3:02 ..::OBSADA::.. Peter Gabriel - lead vocals, tambourine, flute Tony Banks - hammond organ, piano, acoustic guitars, vocals Mike Rutherford - bass guitar, acoustic guitars, vocals Anthony Phillips - acoustic & electric guitars, vocals (tracks 4-23) Chris Stewart - drums (tracks 12, 15, 22) Steve Hackett - acoustic & electric guitars (tracks 1-3) John Silver - drums (tracks 6-11, 13, 14, 16) Phil Collins - drums, percussion (tracks 1-3) https://www.youtube.com/watch?v=Ii0eCtVl-is SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-28 10:58:43
Rozmiar: 447.53 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|
|||||||||||||