![]() |
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Progressive Rock
Ilość torrentów:
72
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. To wspaniałe wydawnictwo przygotowano dla uczczenia 40. rocznicy powstania zespołu. Pięknie wydany zestaw zawiera 21 CD (zremasterowanych i opakowanych jak LP), 36-stronicową książeczkę z historią zespołu i szczegółowymi opisami każdego albumu oraz 32-stronicową książkę ze wspomnieniami Manfreda, anegdotami i plakatem przedstawiającym aktualny skład zespołu. Atrakcją jest bez wątpienia album 'Live In Ersingen' zarejestrowany 22 lipca 2011r. z nowym wokalistą Robertem Hartem oraz kompilacja 'Leftovers' zawierająca przebojowe single, nie publikowane wcześniej nagrania oraz rarytasy. Nakład zestawu jest limitowany! ..::TRACK-LIST::.. CD 8 - Watch (1978): 1. Circles 4:50 2. Drowning On Dry Land / Fish Soup 6:00 3. Chicago Institute 5:47 4. California 5:33 5. Davy's On The Road Again 5:55 6. Martha's Madman 4:52 7. Mighty Quinn 6:18 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar - Chris Hamlet Thompson Keyboards - Manfred Mann Lead Guitar, Acoustic Guitar - Dave Flett Bass Guitar - Pat King Drums, Percussion - Chris Slade Backing Vocals - Doreen Chanter, Irene Chanter, Kim Goddy*, Manfred Mann, Pat King, Stevie Lange, Victy Silva https://www.youtube.com/watch?v=5YWaIglbCak SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-06 17:29:55
Rozmiar: 91.20 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. To wspaniałe wydawnictwo przygotowano dla uczczenia 40. rocznicy powstania zespołu. Pięknie wydany zestaw zawiera 21 CD (zremasterowanych i opakowanych jak LP), 36-stronicową książeczkę z historią zespołu i szczegółowymi opisami każdego albumu oraz 32-stronicową książkę ze wspomnieniami Manfreda, anegdotami i plakatem przedstawiającym aktualny skład zespołu. Atrakcją jest bez wątpienia album 'Live In Ersingen' zarejestrowany 22 lipca 2011r. z nowym wokalistą Robertem Hartem oraz kompilacja 'Leftovers' zawierająca przebojowe single, nie publikowane wcześniej nagrania oraz rarytasy. Nakład zestawu jest limitowany! ..::TRACK-LIST::.. CD 8 - Watch (1978): 1. Circles 4:50 2. Drowning On Dry Land / Fish Soup 6:00 3. Chicago Institute 5:47 4. California 5:33 5. Davy's On The Road Again 5:55 6. Martha's Madman 4:52 7. Mighty Quinn 6:18 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar - Chris Hamlet Thompson Keyboards - Manfred Mann Lead Guitar, Acoustic Guitar - Dave Flett Bass Guitar - Pat King Drums, Percussion - Chris Slade Backing Vocals - Doreen Chanter, Irene Chanter, Kim Goddy*, Manfred Mann, Pat King, Stevie Lange, Victy Silva https://www.youtube.com/watch?v=5YWaIglbCak SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
MANFRED MANN'S EARTH BAND - 40TH ANNIVERSARY BOX SET (2011) [CD8: WATCH (1978)] [WMA] [FALLEN ANGEL]
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-06 17:25:31
Rozmiar: 258.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z muzyką krakowskiego Hipgnosis. Do redakcji czasopisma, w którym wówczas pracowałem, przyszła płyta "Sky is the Limit", a że wszelakie progresywne dźwięki trafiały do mnie niemal z automatu i tym razem to ja miałem zrecenzować wspomniany album. Widząc nazwę zespołu, pomyślałem sobie szyderczo: No tak, kolejny młody zespół zafascynowany Pink Floyd. Gdy jednak płyta trafiła do odtwarzacza, stopniowo szyderczy uśmiech zmieniał się w wyraz zachwytu. Zwłaszcza, że grupa mocno korzystała z elektronicznego instrumentarium (elektroniczna perkusja, syntezatory gitarowe…), co bardzo odpowiadało moim dźwiękowym fascynacjom. Najważniejsza jednak była sama muzyka. A ta wciągnęła mnie bez reszty. I dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że za pseudonimami kryją się muzycy, których debiutantami trudno byłoby nazwać. Reasumując ten przydługi wstęp, od tego czasu stałem się bacznym obserwatorem działań zespołu Sławka Ziemisławskiego, a nawet jego fanem. Dlatego na ten wyjątkowo długo wyczekiwany trzeci album czekałem z wielką niecierpliwością. Ale w końcu jest! "Valley of the Kings" to naprawdę pokaźna dawka muzyki, która wypełnia ten dwupłytowy album! Jak napisał na stronie sam zespół, to kolejna spójna opowieść, tym razem o życiu człowieka od narodzin do... no właśnie, dokąd? Do śmierci czy jednak dłużej...? A może zależy to tylko od tego, w co wierzymy? Zacznę może od końca, czyli najważniejszej kompozycji na tej płycie. Dwuczęściowej suicie "Traveller". Trwająca jedenaście minut część pierwsza zaczyna się od kosmicznie elektronicznych dźwięków, których nie powstydziłby się Gary Numan czy inni ambitniejsi, post-noworomantyczni artyści. To jednak tylko zaproszeni do niezwykłego, bardzo różnorodnego i niepokojącego dźwiękowego świata Hipgnosis. Intrygujący głos KUL (w cywilu Anny Batko, którą pamiętam jeszcze z lat dziewięćdziesiątych i występów w równie interesującej grupie Albion), jeszcze bardziej potęguje ten mroczny nastrój. Po chwili zaczyna się jednak instrumentalne szaleństwo, niczym połączenie el-muzycznej awangardy z prog-rockową mocą, którą pięknie dopełnia głos. Pod koniec pojawia się nieco gotyzujący nastrój, który mi kojarzy się z muzyką, jaką w swoich pamiętnych audycjach prezentował nieodżałowany Tomek Beksiński. Emocje aż rozsadzają słuchacza. A to przecież tylko ta krótsza część utworu Traveller. Ta druga trwa ponad 44 minuty! To jeden z takich utworów, przy słuchaniu którego same nasuwają się słowa Franka Zappy mówiące o "tańczeniu o architekturze". Trudno w każdym razie opisać słowami to co dzieje się, a właściwie to jak oddziałuje na słuchacza ten utwór. Po prostu hipnotyzująca, transowa magia. To właśnie za takie dźwięki pokochałem ich muzykę piętnaście lat temu. I to jeden z tych utworów, po wysłuchaniu którego trudno wrócić do rzeczywistości. Właściwie tylko dla tych dwóch kompozycji warto sięgnąć po "Valley of the Kings". A to przecież nie wszystko co znalazło się na tym wyjątkowym wydawnictwie. Wcześniej dostajemy sześć, równie niezwykłych kompozycji. Pierwsze dźwięki tej płyty, to utwór "Macbeth", rozpoczynający się niczym jakaś suita Tangerine Dream czy tego typu wykonawców, jednak po kilku chwilach utwór pokazuje bardziej piosenkowy charakter. Do momentu, gdy docieramy do niemal orkiestrowej wstawki, przeradzającej się w transowy, bardziej współcześnie elektronicznie brzmiący fragment. I tak ten utwór się rozwija, pozostawiając we mnie podobne odczucia jak te, które towarzyszyły mi gdy pierwszy raz usłyszałem na przykład utwór "Mantra". Niesamowite powitanie i zarazem pułapka. Bo po tych dźwiękach już wiemy, że staliśmy się zakładnikiem Hipgnosis i płyty "Valley of the Kings". Takich rozbudowanych utworów jest tu zresztą więcej. Jak bardziej spójny pod względem nastroju, przestrzenny "Hyde Park" (ze wspaniałą, trochę awangardową końcówką) czy zróżnicowany dynamicznie "Heavy". Tak, taki Hipgnosis lubię najbardziej! A co jak ktoś nie czuje się na siłach, by zaczynać przygodę z tym albumem od tak ambitnych i rozbudowanych dźwięków? Znajdziemy tutaj także krótsze formy. Jak utwór "Love" - klimat ten sam, ale w skondensowanej formie, nadającej ich muzyce bardziej przystępny, żeby nie powiedzieć wpadający w ucho charakter. "Puls Life" z kolei zaczyna się niczym - nota bene także wspaniała - muzyka do serialu "Stranger Things". Klasyczna muzyka elektroniczna, ale widziana z dzisiejszej perspektywy. Po prostu kolejna perła na tym albumie. W podobny nastrój wprowadza nas "Depart Like A Tree", spuentowany piękną - i nie jedyną na tej płycie - "moogową" solówką klawiszy i wzbogacony wyjątkową partią wokalną, pod koniec trochę odbiegającą od melodyki, do której nas przyzwyczaiła KUL. Ufff, dosyć tych peanów. Kiedyś Wiesiek Królikowski powiedział mi, że "pozycja na kolanach nie jest wygodna do pisania recenzji". Ale co ja mogę zrobić, jak wpadła mi w ręce płyta, która faktycznie sprawiła, że znalazłem się w takiej pozycji. Co mogę jeszcze dodać? Chyba tylko tyle, że jak dla mnie, to nie tylko jedna z najpiękniejszych polskich płyt ostatnich miesięcy, ale może i lat. Hipgnosis - wielki szacunek. Naprawdę warto było czekać. A teraz wracam do słuchania tych dźwięków, bo organizm sam się domaga, by dostarczyć mu kolejną dawkę tej używki, która się zowie "Valley of the Kings". Michał Kirmuć Powstała ponad piętnaście lat temu krakowska formacja Hipgnosis zawsze miała wokół siebie – przynajmniej w moich odczuciach - pewną aurę tajemniczości. I nie chodzi tu tylko o to, że muzycy od początku ukrywali się pod pseudonimami SEQ, KUL, THUG, PITU czy Przemo. Bo już w ich muzyce zawsze była jakaś niejednoznaczność i tajemnica. A i koncerty (miałem okazję widzieć formację sześć lat temu w Łodzi) miały w sobie coś z pełnego transu misterium, podkreślonego kluczową elektroniką, transową sekcją rytmiczną i introwertyczną na scenie KUL. Poprzez związki z krakowską sceną progresywnego rocka (choćby Anna Batko, wokalistka Albionu), czy udział w muzycznych wydarzeniach związanych z tą muzyczną szufladą, zawsze byli postrzegani przez pryzmat prog rocka. Czy słusznie? Raczej nie, chyba że odrzucimy w ich przypadku tradycyjne pojmowanie tego stylu i nazwiemy ich formację progresywną, bo poszukującą nieszablonowości i odchodzącą od artrockowych standardów i schematów. I pewnie dlatego ich każda płyta była artystycznym wydarzeniem w świecie ludzi poszukujących w muzyce czegoś więcej. Tak samo jest w przypadku, Valley Of The Kings, trzeciego studyjnego albumu grupy, na który trzeba było czekać aż dziesięć lat. To oczekiwanie oczywiście potęguje jego wartość już na starcie. Ale nie na wyrost. Zupełnie zasłużenie. Artyści w swojej twórczości zawsze byli bezkompromisowi i także w przypadku tego wydawnictwa pokazali, że lubią iść pod prąd. Choćby w zakresie dostępności płyty. Bo ta osiągalna jest na nośnikach fizycznych oraz wyłącznie na Bandcampie, nie zaś na innych portalach streamingowych, gdyż muzycy nie chcą wspierać nieuczciwego ich zdaniem sposobu traktowania twórców. Zamieścili zresztą wewnątrz gustownego digipaku wiele mówiące motto: streaming doesn't kill music - but it kills musicians! Na najnowszym dwupłytowym albumie, zawierającym ponad półtorej godziny muzyki, artyści ujawniają swoje nazwiska, jednak ich muzyka nic a nic nie traci ze swojej tajemniczej aury. Koncept, będący – według słów artystów – opowieścią o życiu człowieka od narodzin do … no właśnie, dokąd? Do śmierci, dłużej? - wraz z ciekawą szatą graficzną (po raz kolejny album zdobi obraz Tomasza Sętowskiego, tym razem zatytułowany Dolina Królów) i muzyką, tworzy spójną, jednorodną całość. I tak trzeba tej muzyki słuchać. Bez odrywania utworów od całości. Wszystkie spaja niezwykle ekspansywnie wykorzystywana elektronika, duża rola sekcji rytmicznej, chyba nieco mniejsza gitar i czasami chłodny, jakby „nieobecny”, innym razem pełen pasji i emocji, głos Anny Batko. Jest w tym wszystkim miejsce na złowieszczo brzmiące symfoniczne figury w Mackbeth, mnóstwo ambientowych rozwiązań (na przykład Puls Life) ale i space rockowe rozwiązania czy totalnie odjechaną psychodeliczność w znakomitym Hyde Park. A jak ktoś poszukuje dramatycznego i przejmującego piękna polecam finał 11 – minutowego Traveller Part 1, w którym wokalizy Batko, w połączeniu z potężnym brzmieniem, emocjonalnie rozsadzają. Formacja tak to sobie wymyśliła, że na pierwszym dysku umieściła siedem kompozycji, zaś na drugim tylko jedną. Za to trwająca aż trzy kwadranse Traveller Part 2. Odważna decyzja, bo to rzecz bazująca na klimacie, transie, hipnotyczności, czerpiąca z ducha psychodelii i muzyki etnicznej, a do tego jej początek mógłby posłużyć jako idealna ścieżka dźwiękowa do klasycznego, demonicznego horroru albo traumatycznego dramatu psychologicznego. Nie jest to oczywiście muzyka łatwa, z pięknymi solówkami i prostymi refrenami. Bardziej rzecz stymulująca naszą wyobraźnię, zmuszająca do zamyślenia i zatrzymania. I na swój sposób piękna w niejednoznaczności. Mariusz Danielak Krakowski zespół Hipgnosis po 10 latach od ostatniego wydawnictwa studyjnego „Relusion” powraca z nowym albumem. „Valley Of The Kings” to album dwupłytowy (z czego na drugim krążku znalazł się tylko jeden utwór) i jest on kolejną opowieścią o życiu człowieka od narodzin do… no właśnie, do kiedy? Do śmierci? Dłużej?… Wydawnictwo zostało udostępnione wyłącznie na fizycznych nośnikach oraz na Bandcampie. Nie będzie go na żadnym innym serwisie streamingowym, gdyż muzycy świadomie nie chcą wspierać nieuczciwego procederu traktowania twórców przez wspomniane serwisy (teoretycznie nowa dyrektywa unijna miała w zamyśle to zmienić, lecz nasz kraj nie kwapi się, by dostosować prawo autorskie do tego rozporządzenia). Okładkę nowej płyty stanowi obraz Tomasza Sętowskiego „Dolina Królów”. A jaka jest muzyka na tym albumie? Przede wszystkim jest na niej jeszcze mniej gitar w stosunku do poprzedniego albumu (na gitarze gościnnie zagrał Filip Wyrwa epizodycznie w utworach „Hyde Park”, „Heavy” i "Macbeth”; Filip już wcześniej był muzykiem tego zespołu do 2008 roku, a potem jeszcze gościnnie grywał na późniejszych koncertach). Klawiszy i elektroniki jest tu dużo, powiem nawet, że bardzo dużo. I to do tego stopnia, że elektroniczne brzmienia całkowicie zdominowały całe wydawnictwo spychając pozostałe instrumenty do roli dodatków. Skład zespołu jest dokładnie taki, w jakim grali swe ostatnie koncerty przed pandemią i, co ciekawe, członkowie Hipgnosis tym razem postanowili się ujawnić (na poprzednich płytach muzycy ukrywali się pod pseudonimami), przedstawiając się z imienia i nazwiska. Liderem zespołu jest SeQ (Sławek Ziemisławski – perkusja, klawisze, elektronika), na wokalu nieodmiennie KuL (Ania Batko znana z Albionu), na basie i dodatkowym wokalu PiTu (Piotr Nodzeński), na klawiszach ThuG (Radosław Czapka) oraz jako wokal growlujący/recytujący PRZEMO (Przemek Nodzeński – syn basisty). Przemek od 2012 roku okazjonalnie występował z zespołem dodając growle do starszych numerów podczas koncertów. Tu growli nie ma za wiele (pojawiają się jedynie w utworach „Macbeth” i „Depart Like A Tree”). Gościnnie na skrzypcach (w utworze "Traveler Pt. 2") gra Ewa Jabłońska, która doknała nie lada sztuki: nagrała swoje partie dwa razy po 45 minut pełnymi podejściami, bez cięć. Na płytę wybrano jedno pełne podejście. Rozpoczynający płytę dziesięciominutowy utwór „Macbeth” był grywany na ostatnich przed pandemią koncertach zespołu. I choć należy on do wyróżniających się tematów tego wydawnictwa, to musze stwierdzić, że początkowe utwory na płycie nie zrobiły na mnie dużego wrażenia (zapewne dlatego, że wolę bardziej dynamiczne numery, a klasyczny synth pop wolę w wykonaniu grup z lat 80.). Niektóre dość szybko i niezauważalnie przemijają (zwłaszcza instrumentalny „Puls Life”). Może z kolejnymi przesłuchaniami płyty bardziej się przekonam do jej początkowych fragmentów (przyznaję, tak było w przypadku albumu „Relusion”)? Ballada „Hyde Park” sprawia wrażenie nieco rozwleczonej. Ciekawiej zaczyna się dziać dopiero bliżej środka płyty, a ściślej od utworu „Heavy”. Na początku „Heavy” można usłyszeć fragment „On the Run” z repertuaru Pink Floyd. Wokal Ani Batko został tu bardzo wyeksponowany. Często zachwyca ona swą niesamowitą ekspresją, szczególnie w utworach umieszczonych pod koniec pierwszego krążka. Wstęp do „Depart Like A Tree” może trochę przypominać solową twórczość Petera Gabriela - zapewne dzięki melorecytacji bardzo przypominającej głos Petera. Prawdziwym magnum opus krążka jest kompozycja „The Traveller Part 1”: krystalicznie czyste wokale pełne ekspresji i niesamowity unoszący się w powietrzu klimat, który pamiętamy jeszcze z płyty „Relusion” jest tym, co z pewnością trafi do serc wiernych fanów Hipgnosis. Pierwsza płyta kończy się złowrogimi, zanikającymi elektronicznymi dźwiękami (podobne dźwięki pojawiały się już w utworze „Heavy”). Zakończenie trzymające w napięciu. Stan zawieszenia, niepewności… Może nawet dyskomfortu?... Na szczęście jest jeszcze dysk nr 2. Wypełnia go tylko jeden utwór - „The Traveller Part 2”. Zaczyna się dokładnie takimi samymi niepokojącymi dźwiękami, ale dalej mamy ponad 30 minut wielkiej elektronicznej impresji. Mroczne i kakofoniczne brzmienia mogą przywoływać na myśl na przykład „The Waiting Room” z repertuaru Genesis. Z każdą minutą robi się coraz bardziej tajemniczo i coraz bardziej intensywnie. Do elektroniki dołączają instrumenty perkusyjne, a potem cały zestaw perkusyjny. Robi się coraz bardziej hałaśliwie, a po około 32 minutach wszystko się uspokaja i do samego końca mamy już tylko wokalizę Ani Batko w towarzystwie klawiszy. Ta impresyjna część druga „Travellera” może trochę kojarzyć się z pamiętnym 22-minutowym utworem „Large Hadron Collider” z albumu „Relusion”, lecz w tym przypadku mamy o wiele bardziej zakręcony numer, w którym zdecydowanie więcej się dzieje (choć koncepcja utworu jest bardzo podobna). Zaś ostatnie 12 minut może się kojarzyć z „Mantra – Sky Is The Limit”, który kończył debiutancki krążek zespołu. Pomysł ten sam, lecz melodia inna. Na koniec następuje wyciszenie i w taki oto sposób kończy się najbardziej eksperymentalny utwór z tego wydawnictwa. Utwór udany, trudny i wymagający. Na miarę awangardowych kompozycji Klausa Schulze. Dziesięć lat czekania na kolejny album Hipgnosis i, pomimo drobnych uwag, uważam, że warto było tyle czekać. Płyta „Valley Of The Kings”, choć różna od poprzednich, posiada jednak z nimi wiele wspólnych cech. Podobnie jak na poprzednim wydawnictwie mamy dwa utwory instrumentalne i podobnie jak wcześniej płytę kończy rozbudowany utwór instrumentalny. Jest bardziej mrocznie w stosunku do wcześniejszych wydawnictw i zdecydowanie mniej tutaj chwytliwych i wpadających w ucho numerów. Całość jest mimo to w miarę spójna. Brzmi bardzo przestrzennie i zawiera tak dużo muzyki, że z pewnością nikt nie pozostanie na nią obojętny. Lecz…wydaje mi się, że chyba nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak „Sky Is The Limit” czy „Relusion”. Choć, tak jak już zastrzegłem się powyżej, być może wraz z kolejnymi przesłuchaniami przekonam się bardziej. Paweł Świrek Przerwa pomiędzy „Sky Is the Limit” a „Relusion” trwała 5 lat. Tym razem przyszło nam czekać aż 10. Czy to oznacza, ze kolejna płyta ukaże się za lat 20? Zostawmy tę kwestię i przejdźmy do najnowszego wydawnictwa nietuzinkowej formacji zwanej HIPGNOSIS. Uwagę zwraca już okładka zdobiąca elegancki digipack. Obraz Tomasza Sętowskiego, jak większość jago prac, które miałem okazję zobaczyć, po prostu powala . Abstrakcyjne światy przez niego tworzone, hybrydy budowli i ludzi są oszałamiające i obok Zbigniewa Bielaka jest on obecnie jednym z najbardziej intrygujących polskim artystów grafików. Muzycznie? Powiedzieć o tej płycie, że to ogromna dźwiękowa piguła to jakby nic nie powiedzieć. Album został podzielony na dwa krążki CD, z czego ten drugi to trwający ponad 40 min transowy, niemal ambientowy i pozbawiony wokali „Traveller Part 2”. Płyta numer jeden ma nieco bardziej klasyczny układ, to 7 utworów, choć w przypadku HIPGNOSIS nigdy nie mieliśmy do czynienia z typowymi piosenkami. Króluje to dość spokojna i klimatyczna muzyka oparta w dużej mierze o brzmienia instrumentów klawiszowych i nieziemskie wokale KuL. Pulsujący bas, niespieszna melodia, odrobina zdecydowanych klawiszowych uderzeń, i (UWAGA) growle to cechy charakteryzujące otwierający krążek utwór „Macbeth”. Następujący po nim „Love” rozpoczyna się nastrojowo, ale z czasem nabiera dynamiki ocierając się o zimnofalowe klimaty. Niezwykle przekonująco wypada „Hyde Park”, w którym KuL śpiewa delikatnie a zakończenie to gitarowy, psychodeliczny odlot. Lubicie serial Stranger Things? Ja lubię, a instrumentalny “Puls Life” nieodparcie kojarzy mi się ze ścieżką filmową tego hitu Netflixa. W „Heavy” pojawia się coś co nazywam kontrolowanym chaosem kontrastującym z dziewczęcym, niemal dziecięcym głosem KuL. Zaskakująco prezentuje się „Depart Like a Tree”, gdyż w otwarciu słyszymy męski wokal a oniryczny klimat jest przetykany czymś na kształt… reggae? Utwór zamykający ten krążek to „Traveller Part 1” I stanowi on jedynie przygrywkę do płyty drugiej. Jest mocno elektroniczny, podszyty ambientem i zachęca do odpalenia kolejnego krążka. HIPGNOSOS nagrali trudną płytę. Nie jest to album, który masowo trafi pod strzechy. Nie znajdziecie go też na platformach streamingowych, bo jak głosi zespół „Streaming doesn’t kill music – but it kills musicians”. Tu ważna jest całość, grafika, teksty i muzyka, jedno nie może istnieć bez pozostałych. „Valley of the Kings” to kilkadziesiąt minut wysmakowanej sztuki i jeśli jesteście otwarci na nowe doznania to płyta dla Was. Piotr Michalski Hipgnosis is this group founded in 2004 tinged with Floydian sounds at the start. In 2011 'Relusion' was released on a neo prog planing base, on the border between Pink Floyd and Tangerine Dream, a little post and with a superb feminine voice. This 3rd album is a double, including a single track on the second, recounting the full life of a man like a musical theater play. This is also the first time that the musicians have revealed their names, so I can say that Anna has a very beautiful voice enveloped in electronic sounds and various keys and a violin piloted by Ewa; the growls are not from Donald Cardwell but from the bassist's son. "Macbeth" begins the album, the only track played before pandemic for a symphonic entry, a melting pot between advanced new age and dance breaks, yes you read that right; the synths give their touches, Anna des Albion her organ and a final on the 'Ushuaia' to show the diversity. Love 'for a short, sung, rhythmic piece, giving space to synths and metronomic drums. 'Hyde Park' on a latent track, an atmospheric ballad at the beginning that will start with Schulze sounds and then a Peter Gabriel finale where gripping percussions combine with a squirting guitar. "Puls Life" on a Tangerine Dream base, an atmosphere of the 70s merging synths and bringing on Schulze, a more revival track. 'Heavy' on Look for the Boy 'just for the key, plus prog on On The Run' by Pink Floyd; we approach the dark wave, a sound that leads to trance; 3 minutes and Anna finally appears her voice, beautiful, a bit on Lisa Gerrard, that's telling you the tone, the vibrations! A brutal finale with percussions, synths coming out all over the place. "Depart Like A Tree" and a soaring intro, male voice, come on we rock to a tune Peter Gabriel could have created; Anna then comes to push the song on an air of musical comedy, cabaret genre, the most pop title in the end; Anna then returns as a liberator for this swing ballad. 'Traveler Part 1' and the return to the electronic / psychedelic atmosphere, a bit on Quantum Fantay and of course the fathers Ozric Tentacles, a bit new age / dark age for this long sequel which finally deposits and descales. The ardor of the record and its dark, lugubrious side engages in the 2nd part on the same tune "Traveler Part 2", well there it is "Atem", "Zeit", "Black Dance", oppressive and regressive atmosphere; 30 minutes to donf for a hypnosis without drugs, without suspect spirits, those which make you see the purple night; a cacophony orchestrated on a long explosive crescendo by the contribution of the drums; the last quarter of an hour with that ultimate break, soaring where Anna's voice is magnified; a sort of mantra of the new millennium, where Schulze recalls his association with Lisa Gerrard, here it is Anna who orchestrates and melts the most recalcitrant of you. Hipgnosis continues its slow definition of cosmic, electronic rock and religious limit with their latest avant-garde opus. Slawek took 10 years to release this long, dark, bewitching and symphonic opus; 10 years to take you to scorched lands where every sound can no longer be stopped, an album without concession where you have to be able to still love traveling for a long time. Alain PP ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Macbeth 10:26 2. Love 3:39 3. Hyde Park 9:15 4. Puls Life 5:22 5. Heavy 8:21 6. Depart Like A Tree 4:24 7. Traveller Part 1 10:58 CD 2: 1. Traveller Part 2 44:17 ..::OBSADA::.. Sławek SEQ Ziemisławski - drums ,keyboards, sequencers, virtual synthesizers, Anna KUL Batko - lead vocal, vocals Piotr PITU Nodzeński - bass, vocals Radosław THUG Czapka - keyboards Przemek PRZEMO Nodzeński - vocals in 'Macbeth' & 'Depart Like A Tree' Guests: Ewa Jabłońska - electric violin Filip GODDARD Wyrwa - electric guitar https://www.youtube.com/watch?v=EmP5rgXCpyQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 16:39:08
Rozmiar: 226.07 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z muzyką krakowskiego Hipgnosis. Do redakcji czasopisma, w którym wówczas pracowałem, przyszła płyta "Sky is the Limit", a że wszelakie progresywne dźwięki trafiały do mnie niemal z automatu i tym razem to ja miałem zrecenzować wspomniany album. Widząc nazwę zespołu, pomyślałem sobie szyderczo: No tak, kolejny młody zespół zafascynowany Pink Floyd. Gdy jednak płyta trafiła do odtwarzacza, stopniowo szyderczy uśmiech zmieniał się w wyraz zachwytu. Zwłaszcza, że grupa mocno korzystała z elektronicznego instrumentarium (elektroniczna perkusja, syntezatory gitarowe…), co bardzo odpowiadało moim dźwiękowym fascynacjom. Najważniejsza jednak była sama muzyka. A ta wciągnęła mnie bez reszty. I dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że za pseudonimami kryją się muzycy, których debiutantami trudno byłoby nazwać. Reasumując ten przydługi wstęp, od tego czasu stałem się bacznym obserwatorem działań zespołu Sławka Ziemisławskiego, a nawet jego fanem. Dlatego na ten wyjątkowo długo wyczekiwany trzeci album czekałem z wielką niecierpliwością. Ale w końcu jest! "Valley of the Kings" to naprawdę pokaźna dawka muzyki, która wypełnia ten dwupłytowy album! Jak napisał na stronie sam zespół, to kolejna spójna opowieść, tym razem o życiu człowieka od narodzin do... no właśnie, dokąd? Do śmierci czy jednak dłużej...? A może zależy to tylko od tego, w co wierzymy? Zacznę może od końca, czyli najważniejszej kompozycji na tej płycie. Dwuczęściowej suicie "Traveller". Trwająca jedenaście minut część pierwsza zaczyna się od kosmicznie elektronicznych dźwięków, których nie powstydziłby się Gary Numan czy inni ambitniejsi, post-noworomantyczni artyści. To jednak tylko zaproszeni do niezwykłego, bardzo różnorodnego i niepokojącego dźwiękowego świata Hipgnosis. Intrygujący głos KUL (w cywilu Anny Batko, którą pamiętam jeszcze z lat dziewięćdziesiątych i występów w równie interesującej grupie Albion), jeszcze bardziej potęguje ten mroczny nastrój. Po chwili zaczyna się jednak instrumentalne szaleństwo, niczym połączenie el-muzycznej awangardy z prog-rockową mocą, którą pięknie dopełnia głos. Pod koniec pojawia się nieco gotyzujący nastrój, który mi kojarzy się z muzyką, jaką w swoich pamiętnych audycjach prezentował nieodżałowany Tomek Beksiński. Emocje aż rozsadzają słuchacza. A to przecież tylko ta krótsza część utworu Traveller. Ta druga trwa ponad 44 minuty! To jeden z takich utworów, przy słuchaniu którego same nasuwają się słowa Franka Zappy mówiące o "tańczeniu o architekturze". Trudno w każdym razie opisać słowami to co dzieje się, a właściwie to jak oddziałuje na słuchacza ten utwór. Po prostu hipnotyzująca, transowa magia. To właśnie za takie dźwięki pokochałem ich muzykę piętnaście lat temu. I to jeden z tych utworów, po wysłuchaniu którego trudno wrócić do rzeczywistości. Właściwie tylko dla tych dwóch kompozycji warto sięgnąć po "Valley of the Kings". A to przecież nie wszystko co znalazło się na tym wyjątkowym wydawnictwie. Wcześniej dostajemy sześć, równie niezwykłych kompozycji. Pierwsze dźwięki tej płyty, to utwór "Macbeth", rozpoczynający się niczym jakaś suita Tangerine Dream czy tego typu wykonawców, jednak po kilku chwilach utwór pokazuje bardziej piosenkowy charakter. Do momentu, gdy docieramy do niemal orkiestrowej wstawki, przeradzającej się w transowy, bardziej współcześnie elektronicznie brzmiący fragment. I tak ten utwór się rozwija, pozostawiając we mnie podobne odczucia jak te, które towarzyszyły mi gdy pierwszy raz usłyszałem na przykład utwór "Mantra". Niesamowite powitanie i zarazem pułapka. Bo po tych dźwiękach już wiemy, że staliśmy się zakładnikiem Hipgnosis i płyty "Valley of the Kings". Takich rozbudowanych utworów jest tu zresztą więcej. Jak bardziej spójny pod względem nastroju, przestrzenny "Hyde Park" (ze wspaniałą, trochę awangardową końcówką) czy zróżnicowany dynamicznie "Heavy". Tak, taki Hipgnosis lubię najbardziej! A co jak ktoś nie czuje się na siłach, by zaczynać przygodę z tym albumem od tak ambitnych i rozbudowanych dźwięków? Znajdziemy tutaj także krótsze formy. Jak utwór "Love" - klimat ten sam, ale w skondensowanej formie, nadającej ich muzyce bardziej przystępny, żeby nie powiedzieć wpadający w ucho charakter. "Puls Life" z kolei zaczyna się niczym - nota bene także wspaniała - muzyka do serialu "Stranger Things". Klasyczna muzyka elektroniczna, ale widziana z dzisiejszej perspektywy. Po prostu kolejna perła na tym albumie. W podobny nastrój wprowadza nas "Depart Like A Tree", spuentowany piękną - i nie jedyną na tej płycie - "moogową" solówką klawiszy i wzbogacony wyjątkową partią wokalną, pod koniec trochę odbiegającą od melodyki, do której nas przyzwyczaiła KUL. Ufff, dosyć tych peanów. Kiedyś Wiesiek Królikowski powiedział mi, że "pozycja na kolanach nie jest wygodna do pisania recenzji". Ale co ja mogę zrobić, jak wpadła mi w ręce płyta, która faktycznie sprawiła, że znalazłem się w takiej pozycji. Co mogę jeszcze dodać? Chyba tylko tyle, że jak dla mnie, to nie tylko jedna z najpiękniejszych polskich płyt ostatnich miesięcy, ale może i lat. Hipgnosis - wielki szacunek. Naprawdę warto było czekać. A teraz wracam do słuchania tych dźwięków, bo organizm sam się domaga, by dostarczyć mu kolejną dawkę tej używki, która się zowie "Valley of the Kings". Michał Kirmuć Powstała ponad piętnaście lat temu krakowska formacja Hipgnosis zawsze miała wokół siebie – przynajmniej w moich odczuciach - pewną aurę tajemniczości. I nie chodzi tu tylko o to, że muzycy od początku ukrywali się pod pseudonimami SEQ, KUL, THUG, PITU czy Przemo. Bo już w ich muzyce zawsze była jakaś niejednoznaczność i tajemnica. A i koncerty (miałem okazję widzieć formację sześć lat temu w Łodzi) miały w sobie coś z pełnego transu misterium, podkreślonego kluczową elektroniką, transową sekcją rytmiczną i introwertyczną na scenie KUL. Poprzez związki z krakowską sceną progresywnego rocka (choćby Anna Batko, wokalistka Albionu), czy udział w muzycznych wydarzeniach związanych z tą muzyczną szufladą, zawsze byli postrzegani przez pryzmat prog rocka. Czy słusznie? Raczej nie, chyba że odrzucimy w ich przypadku tradycyjne pojmowanie tego stylu i nazwiemy ich formację progresywną, bo poszukującą nieszablonowości i odchodzącą od artrockowych standardów i schematów. I pewnie dlatego ich każda płyta była artystycznym wydarzeniem w świecie ludzi poszukujących w muzyce czegoś więcej. Tak samo jest w przypadku, Valley Of The Kings, trzeciego studyjnego albumu grupy, na który trzeba było czekać aż dziesięć lat. To oczekiwanie oczywiście potęguje jego wartość już na starcie. Ale nie na wyrost. Zupełnie zasłużenie. Artyści w swojej twórczości zawsze byli bezkompromisowi i także w przypadku tego wydawnictwa pokazali, że lubią iść pod prąd. Choćby w zakresie dostępności płyty. Bo ta osiągalna jest na nośnikach fizycznych oraz wyłącznie na Bandcampie, nie zaś na innych portalach streamingowych, gdyż muzycy nie chcą wspierać nieuczciwego ich zdaniem sposobu traktowania twórców. Zamieścili zresztą wewnątrz gustownego digipaku wiele mówiące motto: streaming doesn't kill music - but it kills musicians! Na najnowszym dwupłytowym albumie, zawierającym ponad półtorej godziny muzyki, artyści ujawniają swoje nazwiska, jednak ich muzyka nic a nic nie traci ze swojej tajemniczej aury. Koncept, będący – według słów artystów – opowieścią o życiu człowieka od narodzin do … no właśnie, dokąd? Do śmierci, dłużej? - wraz z ciekawą szatą graficzną (po raz kolejny album zdobi obraz Tomasza Sętowskiego, tym razem zatytułowany Dolina Królów) i muzyką, tworzy spójną, jednorodną całość. I tak trzeba tej muzyki słuchać. Bez odrywania utworów od całości. Wszystkie spaja niezwykle ekspansywnie wykorzystywana elektronika, duża rola sekcji rytmicznej, chyba nieco mniejsza gitar i czasami chłodny, jakby „nieobecny”, innym razem pełen pasji i emocji, głos Anny Batko. Jest w tym wszystkim miejsce na złowieszczo brzmiące symfoniczne figury w Mackbeth, mnóstwo ambientowych rozwiązań (na przykład Puls Life) ale i space rockowe rozwiązania czy totalnie odjechaną psychodeliczność w znakomitym Hyde Park. A jak ktoś poszukuje dramatycznego i przejmującego piękna polecam finał 11 – minutowego Traveller Part 1, w którym wokalizy Batko, w połączeniu z potężnym brzmieniem, emocjonalnie rozsadzają. Formacja tak to sobie wymyśliła, że na pierwszym dysku umieściła siedem kompozycji, zaś na drugim tylko jedną. Za to trwająca aż trzy kwadranse Traveller Part 2. Odważna decyzja, bo to rzecz bazująca na klimacie, transie, hipnotyczności, czerpiąca z ducha psychodelii i muzyki etnicznej, a do tego jej początek mógłby posłużyć jako idealna ścieżka dźwiękowa do klasycznego, demonicznego horroru albo traumatycznego dramatu psychologicznego. Nie jest to oczywiście muzyka łatwa, z pięknymi solówkami i prostymi refrenami. Bardziej rzecz stymulująca naszą wyobraźnię, zmuszająca do zamyślenia i zatrzymania. I na swój sposób piękna w niejednoznaczności. Mariusz Danielak Krakowski zespół Hipgnosis po 10 latach od ostatniego wydawnictwa studyjnego „Relusion” powraca z nowym albumem. „Valley Of The Kings” to album dwupłytowy (z czego na drugim krążku znalazł się tylko jeden utwór) i jest on kolejną opowieścią o życiu człowieka od narodzin do… no właśnie, do kiedy? Do śmierci? Dłużej?… Wydawnictwo zostało udostępnione wyłącznie na fizycznych nośnikach oraz na Bandcampie. Nie będzie go na żadnym innym serwisie streamingowym, gdyż muzycy świadomie nie chcą wspierać nieuczciwego procederu traktowania twórców przez wspomniane serwisy (teoretycznie nowa dyrektywa unijna miała w zamyśle to zmienić, lecz nasz kraj nie kwapi się, by dostosować prawo autorskie do tego rozporządzenia). Okładkę nowej płyty stanowi obraz Tomasza Sętowskiego „Dolina Królów”. A jaka jest muzyka na tym albumie? Przede wszystkim jest na niej jeszcze mniej gitar w stosunku do poprzedniego albumu (na gitarze gościnnie zagrał Filip Wyrwa epizodycznie w utworach „Hyde Park”, „Heavy” i "Macbeth”; Filip już wcześniej był muzykiem tego zespołu do 2008 roku, a potem jeszcze gościnnie grywał na późniejszych koncertach). Klawiszy i elektroniki jest tu dużo, powiem nawet, że bardzo dużo. I to do tego stopnia, że elektroniczne brzmienia całkowicie zdominowały całe wydawnictwo spychając pozostałe instrumenty do roli dodatków. Skład zespołu jest dokładnie taki, w jakim grali swe ostatnie koncerty przed pandemią i, co ciekawe, członkowie Hipgnosis tym razem postanowili się ujawnić (na poprzednich płytach muzycy ukrywali się pod pseudonimami), przedstawiając się z imienia i nazwiska. Liderem zespołu jest SeQ (Sławek Ziemisławski – perkusja, klawisze, elektronika), na wokalu nieodmiennie KuL (Ania Batko znana z Albionu), na basie i dodatkowym wokalu PiTu (Piotr Nodzeński), na klawiszach ThuG (Radosław Czapka) oraz jako wokal growlujący/recytujący PRZEMO (Przemek Nodzeński – syn basisty). Przemek od 2012 roku okazjonalnie występował z zespołem dodając growle do starszych numerów podczas koncertów. Tu growli nie ma za wiele (pojawiają się jedynie w utworach „Macbeth” i „Depart Like A Tree”). Gościnnie na skrzypcach (w utworze "Traveler Pt. 2") gra Ewa Jabłońska, która doknała nie lada sztuki: nagrała swoje partie dwa razy po 45 minut pełnymi podejściami, bez cięć. Na płytę wybrano jedno pełne podejście. Rozpoczynający płytę dziesięciominutowy utwór „Macbeth” był grywany na ostatnich przed pandemią koncertach zespołu. I choć należy on do wyróżniających się tematów tego wydawnictwa, to musze stwierdzić, że początkowe utwory na płycie nie zrobiły na mnie dużego wrażenia (zapewne dlatego, że wolę bardziej dynamiczne numery, a klasyczny synth pop wolę w wykonaniu grup z lat 80.). Niektóre dość szybko i niezauważalnie przemijają (zwłaszcza instrumentalny „Puls Life”). Może z kolejnymi przesłuchaniami płyty bardziej się przekonam do jej początkowych fragmentów (przyznaję, tak było w przypadku albumu „Relusion”)? Ballada „Hyde Park” sprawia wrażenie nieco rozwleczonej. Ciekawiej zaczyna się dziać dopiero bliżej środka płyty, a ściślej od utworu „Heavy”. Na początku „Heavy” można usłyszeć fragment „On the Run” z repertuaru Pink Floyd. Wokal Ani Batko został tu bardzo wyeksponowany. Często zachwyca ona swą niesamowitą ekspresją, szczególnie w utworach umieszczonych pod koniec pierwszego krążka. Wstęp do „Depart Like A Tree” może trochę przypominać solową twórczość Petera Gabriela - zapewne dzięki melorecytacji bardzo przypominającej głos Petera. Prawdziwym magnum opus krążka jest kompozycja „The Traveller Part 1”: krystalicznie czyste wokale pełne ekspresji i niesamowity unoszący się w powietrzu klimat, który pamiętamy jeszcze z płyty „Relusion” jest tym, co z pewnością trafi do serc wiernych fanów Hipgnosis. Pierwsza płyta kończy się złowrogimi, zanikającymi elektronicznymi dźwiękami (podobne dźwięki pojawiały się już w utworze „Heavy”). Zakończenie trzymające w napięciu. Stan zawieszenia, niepewności… Może nawet dyskomfortu?... Na szczęście jest jeszcze dysk nr 2. Wypełnia go tylko jeden utwór - „The Traveller Part 2”. Zaczyna się dokładnie takimi samymi niepokojącymi dźwiękami, ale dalej mamy ponad 30 minut wielkiej elektronicznej impresji. Mroczne i kakofoniczne brzmienia mogą przywoływać na myśl na przykład „The Waiting Room” z repertuaru Genesis. Z każdą minutą robi się coraz bardziej tajemniczo i coraz bardziej intensywnie. Do elektroniki dołączają instrumenty perkusyjne, a potem cały zestaw perkusyjny. Robi się coraz bardziej hałaśliwie, a po około 32 minutach wszystko się uspokaja i do samego końca mamy już tylko wokalizę Ani Batko w towarzystwie klawiszy. Ta impresyjna część druga „Travellera” może trochę kojarzyć się z pamiętnym 22-minutowym utworem „Large Hadron Collider” z albumu „Relusion”, lecz w tym przypadku mamy o wiele bardziej zakręcony numer, w którym zdecydowanie więcej się dzieje (choć koncepcja utworu jest bardzo podobna). Zaś ostatnie 12 minut może się kojarzyć z „Mantra – Sky Is The Limit”, który kończył debiutancki krążek zespołu. Pomysł ten sam, lecz melodia inna. Na koniec następuje wyciszenie i w taki oto sposób kończy się najbardziej eksperymentalny utwór z tego wydawnictwa. Utwór udany, trudny i wymagający. Na miarę awangardowych kompozycji Klausa Schulze. Dziesięć lat czekania na kolejny album Hipgnosis i, pomimo drobnych uwag, uważam, że warto było tyle czekać. Płyta „Valley Of The Kings”, choć różna od poprzednich, posiada jednak z nimi wiele wspólnych cech. Podobnie jak na poprzednim wydawnictwie mamy dwa utwory instrumentalne i podobnie jak wcześniej płytę kończy rozbudowany utwór instrumentalny. Jest bardziej mrocznie w stosunku do wcześniejszych wydawnictw i zdecydowanie mniej tutaj chwytliwych i wpadających w ucho numerów. Całość jest mimo to w miarę spójna. Brzmi bardzo przestrzennie i zawiera tak dużo muzyki, że z pewnością nikt nie pozostanie na nią obojętny. Lecz…wydaje mi się, że chyba nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak „Sky Is The Limit” czy „Relusion”. Choć, tak jak już zastrzegłem się powyżej, być może wraz z kolejnymi przesłuchaniami przekonam się bardziej. Paweł Świrek Przerwa pomiędzy „Sky Is the Limit” a „Relusion” trwała 5 lat. Tym razem przyszło nam czekać aż 10. Czy to oznacza, ze kolejna płyta ukaże się za lat 20? Zostawmy tę kwestię i przejdźmy do najnowszego wydawnictwa nietuzinkowej formacji zwanej HIPGNOSIS. Uwagę zwraca już okładka zdobiąca elegancki digipack. Obraz Tomasza Sętowskiego, jak większość jago prac, które miałem okazję zobaczyć, po prostu powala . Abstrakcyjne światy przez niego tworzone, hybrydy budowli i ludzi są oszałamiające i obok Zbigniewa Bielaka jest on obecnie jednym z najbardziej intrygujących polskim artystów grafików. Muzycznie? Powiedzieć o tej płycie, że to ogromna dźwiękowa piguła to jakby nic nie powiedzieć. Album został podzielony na dwa krążki CD, z czego ten drugi to trwający ponad 40 min transowy, niemal ambientowy i pozbawiony wokali „Traveller Part 2”. Płyta numer jeden ma nieco bardziej klasyczny układ, to 7 utworów, choć w przypadku HIPGNOSIS nigdy nie mieliśmy do czynienia z typowymi piosenkami. Króluje to dość spokojna i klimatyczna muzyka oparta w dużej mierze o brzmienia instrumentów klawiszowych i nieziemskie wokale KuL. Pulsujący bas, niespieszna melodia, odrobina zdecydowanych klawiszowych uderzeń, i (UWAGA) growle to cechy charakteryzujące otwierający krążek utwór „Macbeth”. Następujący po nim „Love” rozpoczyna się nastrojowo, ale z czasem nabiera dynamiki ocierając się o zimnofalowe klimaty. Niezwykle przekonująco wypada „Hyde Park”, w którym KuL śpiewa delikatnie a zakończenie to gitarowy, psychodeliczny odlot. Lubicie serial Stranger Things? Ja lubię, a instrumentalny “Puls Life” nieodparcie kojarzy mi się ze ścieżką filmową tego hitu Netflixa. W „Heavy” pojawia się coś co nazywam kontrolowanym chaosem kontrastującym z dziewczęcym, niemal dziecięcym głosem KuL. Zaskakująco prezentuje się „Depart Like a Tree”, gdyż w otwarciu słyszymy męski wokal a oniryczny klimat jest przetykany czymś na kształt… reggae? Utwór zamykający ten krążek to „Traveller Part 1” I stanowi on jedynie przygrywkę do płyty drugiej. Jest mocno elektroniczny, podszyty ambientem i zachęca do odpalenia kolejnego krążka. HIPGNOSOS nagrali trudną płytę. Nie jest to album, który masowo trafi pod strzechy. Nie znajdziecie go też na platformach streamingowych, bo jak głosi zespół „Streaming doesn’t kill music – but it kills musicians”. Tu ważna jest całość, grafika, teksty i muzyka, jedno nie może istnieć bez pozostałych. „Valley of the Kings” to kilkadziesiąt minut wysmakowanej sztuki i jeśli jesteście otwarci na nowe doznania to płyta dla Was. Piotr Michalski Hipgnosis is this group founded in 2004 tinged with Floydian sounds at the start. In 2011 'Relusion' was released on a neo prog planing base, on the border between Pink Floyd and Tangerine Dream, a little post and with a superb feminine voice. This 3rd album is a double, including a single track on the second, recounting the full life of a man like a musical theater play. This is also the first time that the musicians have revealed their names, so I can say that Anna has a very beautiful voice enveloped in electronic sounds and various keys and a violin piloted by Ewa; the growls are not from Donald Cardwell but from the bassist's son. "Macbeth" begins the album, the only track played before pandemic for a symphonic entry, a melting pot between advanced new age and dance breaks, yes you read that right; the synths give their touches, Anna des Albion her organ and a final on the 'Ushuaia' to show the diversity. Love 'for a short, sung, rhythmic piece, giving space to synths and metronomic drums. 'Hyde Park' on a latent track, an atmospheric ballad at the beginning that will start with Schulze sounds and then a Peter Gabriel finale where gripping percussions combine with a squirting guitar. "Puls Life" on a Tangerine Dream base, an atmosphere of the 70s merging synths and bringing on Schulze, a more revival track. 'Heavy' on Look for the Boy 'just for the key, plus prog on On The Run' by Pink Floyd; we approach the dark wave, a sound that leads to trance; 3 minutes and Anna finally appears her voice, beautiful, a bit on Lisa Gerrard, that's telling you the tone, the vibrations! A brutal finale with percussions, synths coming out all over the place. "Depart Like A Tree" and a soaring intro, male voice, come on we rock to a tune Peter Gabriel could have created; Anna then comes to push the song on an air of musical comedy, cabaret genre, the most pop title in the end; Anna then returns as a liberator for this swing ballad. 'Traveler Part 1' and the return to the electronic / psychedelic atmosphere, a bit on Quantum Fantay and of course the fathers Ozric Tentacles, a bit new age / dark age for this long sequel which finally deposits and descales. The ardor of the record and its dark, lugubrious side engages in the 2nd part on the same tune "Traveler Part 2", well there it is "Atem", "Zeit", "Black Dance", oppressive and regressive atmosphere; 30 minutes to donf for a hypnosis without drugs, without suspect spirits, those which make you see the purple night; a cacophony orchestrated on a long explosive crescendo by the contribution of the drums; the last quarter of an hour with that ultimate break, soaring where Anna's voice is magnified; a sort of mantra of the new millennium, where Schulze recalls his association with Lisa Gerrard, here it is Anna who orchestrates and melts the most recalcitrant of you. Hipgnosis continues its slow definition of cosmic, electronic rock and religious limit with their latest avant-garde opus. Slawek took 10 years to release this long, dark, bewitching and symphonic opus; 10 years to take you to scorched lands where every sound can no longer be stopped, an album without concession where you have to be able to still love traveling for a long time. Alain PP ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Macbeth 10:26 2. Love 3:39 3. Hyde Park 9:15 4. Puls Life 5:22 5. Heavy 8:21 6. Depart Like A Tree 4:24 7. Traveller Part 1 10:58 CD 2: 1. Traveller Part 2 44:17 ..::OBSADA::.. Sławek SEQ Ziemisławski - drums ,keyboards, sequencers, virtual synthesizers, Anna KUL Batko - lead vocal, vocals Piotr PITU Nodzeński - bass, vocals Radosław THUG Czapka - keyboards Przemek PRZEMO Nodzeński - vocals in 'Macbeth' & 'Depart Like A Tree' Guests: Ewa Jabłońska - electric violin Filip GODDARD Wyrwa - electric guitar https://www.youtube.com/watch?v=EmP5rgXCpyQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 16:35:33
Rozmiar: 609.33 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. BEAT: Former King Crimson members ADRIAN BELEW and TONY LEVIN band together with guitar virtuoso STEVE VAI and explosive Tool drummer DANNY CAREY for the first time to create BEAT, a creative reinterpretation of the three iconic 80s KING CRIMSON albums – Discipline, Beat, and Three Of A Perfect Pair. ADRIAN BELEW “The 1981 through 1984 King Crimson created a music all its own. Timeless. Beautiful. Complex. Fierce. For the fans who lived through it then, and the ones who never got to witness it, our aim is to bring it to life again. A monumental task but we’re going for it! There are not enough exclamation points to express my excitement!” STEVE VAI “Being a part of this ensemble is an extraordinary privilege and opportunity to perform some of the most beloved, timeless, and monumental music of the 80’s (and beyond) with truly inspired musicians. This music resonates deeply with me. Adrian, Tony and Danny are unique musicians with an otherworldly insight into presenting rich musical complexities in a very accessible way, and I am looking forward to searching each other’s musical minds in real time on stage. I’m sure sparks will fly.” He continues, “Father Robert Fripp is one of our historical geniuses. His highly specific and exceptionally brilliant guitar technique is studied and revered. His contribution to the quality of my musical life, and so many others is supreme. I can assure the fans of KC that I will be putting my best foot forward to respect this great music with the care and intensity it deserves. Did I say ‘sparks will fly?’” TONY LEVIN “This is going to be quite a tour. Revisiting some of my favorite music is a treat in itself, but in company of this stellar lineup, I expect to have my musical butt kicked! And it’s also great that we’re not just playing a few shows, we’re hitting it hard. So, Road Dogs are coming to your area soon.” DANNY CAREY “I am very excited to share the stage with three of my favorite musicians on the planet. Tony, Steve and Adrian have always been a source of inspiration for me since the beginning of my career, and now to be able to share a bit of my musical journey with them is a dream come true. There’s nothing better to make some sparks fly and light a fire under your ass than getting out of your musical comfort zone, and I can’t think of any other three guys I’d rather do this with. I think I can speak for all of us when I say I hope all of our fans are as excited as we are about this tour.” “A truly virtuosic and deeply musical homage to King Crimson’s legacy – hugely entertaining”: BEAT LIVE captures the joy of Adrian Belew, Steve Vai, Tony Levin and Danny Carey reviving and evolving the 80s" In 2017, as they were working on the live production of Celebrating David Bowie, Adrian Belew and the show’s producer Angelo Bundini got chatting. Wouldn’t it be great, Bundini enthused, if Belew could put together a live band performing songs from Discipline, Beat and Three Of A Perfect Pair, the celebrated King Crimson triptych of the 1980s? Founding member Robert Fripp was consulted. He eventually declined involvement, but gave Belew his blessing to proceed. The pandemic and the conflicting tour schedules of eminent in-demand musicians further stalled proceedings, but by 2024 Belew’s dream line-up was good to go. Tony Levin would revive his position on Chapman stick, Tool’s resident Bill Bruford aficionado Danny Carey would handle drums, and Steve Vai – a big fan of Fripp’s 1979 solo LP Exposure – would step up on second guitar alongside frontman Belew. “Crimson’s music has a complexity that scratches an itch I have,” Vai said in 2024, chatting about the challenges of nailing Fripp’s “relentless” riffage on Discipline and other releases. Documenting the band’s September 2024 show at The Theater On Broadway, Los Angeles, BEAT LIVE is a truly virtuosic and deeply musical homage to Crimson’s legacy. The deluxe Blu-ray version has beautifully filmed footage of the entire show – hugely entertaining from the moment a grinning Belew appears in a salmon-pink suit and pork pie hat. Buzzing on the live resurrection of such deliciously tricksy tunes as Neal And Jack And Me – not to mention Three Of A Perfect Pair material that was never played live back in the day – BEAT also sound supremely relaxed here, as can be garnered from Belew’s banter with the crowd. He and Vai coax alien love secrets from their guitars, while Carey pounds on Bruford’s old rototoms, given to him by Belew. There’s an audible joy in their live performance, which, together with their ability to segue from pachyderm-impersonating dissonance (Elephant Talk) to languorous ambience (Matte Kudasai), ensures they never sound remotely indulgent. The quartet’s combined chops are next level, but it’s all done in the service of some wonderfully daring and unique music that Belew’s articulate, stream-of- consciousness lyrics pull in a more art-rock direction. And Vai, we’re reminded, is often at his very best while serving the music of others. Belew is clearly in his element here, thrilled that he and Levin’s work with Crimson is alive, kicking and evolving. ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Neurotica 2. Neal And Jack And Me 3. Heartbeat 4. Sartori In Tangier 5. Model Man 6. Dig Me 7. Man With An Open Heart 8. Industry 9. Larks' Tongues In Aspic Part III CD 2: 1. Waiting Man 2. The Sheltering Sky 3. Sleepless 4. Frame By Frame 5. Matte Kudasai 6. Elephant Talk 7. Three Of A Perfect Pair 8. Indiscipline 9. Red 10. Thela Hun Ginjeet ..::OBSADA::.. Adrian Belew - guitar & vocals Tony Levin - bass, chapman stick, keyboards, backing vocals Steve Vai - guitar Danny Carey - drums https://www.youtube.com/watch?v=Z3A0HtMbq1A SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 17:42:20
Rozmiar: 260.16 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. BEAT: Former King Crimson members ADRIAN BELEW and TONY LEVIN band together with guitar virtuoso STEVE VAI and explosive Tool drummer DANNY CAREY for the first time to create BEAT, a creative reinterpretation of the three iconic 80s KING CRIMSON albums – Discipline, Beat, and Three Of A Perfect Pair. ADRIAN BELEW “The 1981 through 1984 King Crimson created a music all its own. Timeless. Beautiful. Complex. Fierce. For the fans who lived through it then, and the ones who never got to witness it, our aim is to bring it to life again. A monumental task but we’re going for it! There are not enough exclamation points to express my excitement!” STEVE VAI “Being a part of this ensemble is an extraordinary privilege and opportunity to perform some of the most beloved, timeless, and monumental music of the 80’s (and beyond) with truly inspired musicians. This music resonates deeply with me. Adrian, Tony and Danny are unique musicians with an otherworldly insight into presenting rich musical complexities in a very accessible way, and I am looking forward to searching each other’s musical minds in real time on stage. I’m sure sparks will fly.” He continues, “Father Robert Fripp is one of our historical geniuses. His highly specific and exceptionally brilliant guitar technique is studied and revered. His contribution to the quality of my musical life, and so many others is supreme. I can assure the fans of KC that I will be putting my best foot forward to respect this great music with the care and intensity it deserves. Did I say ‘sparks will fly?’” TONY LEVIN “This is going to be quite a tour. Revisiting some of my favorite music is a treat in itself, but in company of this stellar lineup, I expect to have my musical butt kicked! And it’s also great that we’re not just playing a few shows, we’re hitting it hard. So, Road Dogs are coming to your area soon.” DANNY CAREY “I am very excited to share the stage with three of my favorite musicians on the planet. Tony, Steve and Adrian have always been a source of inspiration for me since the beginning of my career, and now to be able to share a bit of my musical journey with them is a dream come true. There’s nothing better to make some sparks fly and light a fire under your ass than getting out of your musical comfort zone, and I can’t think of any other three guys I’d rather do this with. I think I can speak for all of us when I say I hope all of our fans are as excited as we are about this tour.” “A truly virtuosic and deeply musical homage to King Crimson’s legacy – hugely entertaining”: BEAT LIVE captures the joy of Adrian Belew, Steve Vai, Tony Levin and Danny Carey reviving and evolving the 80s" In 2017, as they were working on the live production of Celebrating David Bowie, Adrian Belew and the show’s producer Angelo Bundini got chatting. Wouldn’t it be great, Bundini enthused, if Belew could put together a live band performing songs from Discipline, Beat and Three Of A Perfect Pair, the celebrated King Crimson triptych of the 1980s? Founding member Robert Fripp was consulted. He eventually declined involvement, but gave Belew his blessing to proceed. The pandemic and the conflicting tour schedules of eminent in-demand musicians further stalled proceedings, but by 2024 Belew’s dream line-up was good to go. Tony Levin would revive his position on Chapman stick, Tool’s resident Bill Bruford aficionado Danny Carey would handle drums, and Steve Vai – a big fan of Fripp’s 1979 solo LP Exposure – would step up on second guitar alongside frontman Belew. “Crimson’s music has a complexity that scratches an itch I have,” Vai said in 2024, chatting about the challenges of nailing Fripp’s “relentless” riffage on Discipline and other releases. Documenting the band’s September 2024 show at The Theater On Broadway, Los Angeles, BEAT LIVE is a truly virtuosic and deeply musical homage to Crimson’s legacy. The deluxe Blu-ray version has beautifully filmed footage of the entire show – hugely entertaining from the moment a grinning Belew appears in a salmon-pink suit and pork pie hat. Buzzing on the live resurrection of such deliciously tricksy tunes as Neal And Jack And Me – not to mention Three Of A Perfect Pair material that was never played live back in the day – BEAT also sound supremely relaxed here, as can be garnered from Belew’s banter with the crowd. He and Vai coax alien love secrets from their guitars, while Carey pounds on Bruford’s old rototoms, given to him by Belew. There’s an audible joy in their live performance, which, together with their ability to segue from pachyderm-impersonating dissonance (Elephant Talk) to languorous ambience (Matte Kudasai), ensures they never sound remotely indulgent. The quartet’s combined chops are next level, but it’s all done in the service of some wonderfully daring and unique music that Belew’s articulate, stream-of- consciousness lyrics pull in a more art-rock direction. And Vai, we’re reminded, is often at his very best while serving the music of others. Belew is clearly in his element here, thrilled that he and Levin’s work with Crimson is alive, kicking and evolving. ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Neurotica 2. Neal And Jack And Me 3. Heartbeat 4. Sartori In Tangier 5. Model Man 6. Dig Me 7. Man With An Open Heart 8. Industry 9. Larks' Tongues In Aspic Part III CD 2: 1. Waiting Man 2. The Sheltering Sky 3. Sleepless 4. Frame By Frame 5. Matte Kudasai 6. Elephant Talk 7. Three Of A Perfect Pair 8. Indiscipline 9. Red 10. Thela Hun Ginjeet ..::OBSADA::.. Adrian Belew - guitar & vocals Tony Levin - bass, chapman stick, keyboards, backing vocals Steve Vai - guitar Danny Carey - drums https://www.youtube.com/watch?v=Z3A0HtMbq1A SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 17:38:59
Rozmiar: 751.76 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 9 - In The Court Of The Crimson King, Alternate Album, Expanded: 1. Wind Session 4:27 2. 21st Century Schizoid Man (Morgan Studio Version With Overdubs) 6:46 3. I Talk To The Wind (Alt 2019 Mix) 6:35 4. I Talk To The Wind (Duo Version 2019 Mix) 7:17 5. Epitaph (Isolated Vocal 2019 Mix) 5:44 6. Epitaph (Alt Take 2019 Mix) 9:30 7. Moonchild (Take One 2019 Mix) 2:21 8. The Court Of The Crimson King (Take 3 2019 Mix) 7:10 9. 21st Century Schizoid Man (Trio Version 2019 Mix) 7:05 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 17:36:06
Rozmiar: 131.76 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 9 - In The Court Of The Crimson King, Alternate Album, Expanded: 1. Wind Session 4:27 2. 21st Century Schizoid Man (Morgan Studio Version With Overdubs) 6:46 3. I Talk To The Wind (Alt 2019 Mix) 6:35 4. I Talk To The Wind (Duo Version 2019 Mix) 7:17 5. Epitaph (Isolated Vocal 2019 Mix) 5:44 6. Epitaph (Alt Take 2019 Mix) 9:30 7. Moonchild (Take One 2019 Mix) 2:21 8. The Court Of The Crimson King (Take 3 2019 Mix) 7:10 9. 21st Century Schizoid Man (Trio Version 2019 Mix) 7:05 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 17:22:01
Rozmiar: 311.34 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 8 - In The Court Of The Crimson King, Original Master Edition, Expanded: 1. 21st Century Schizoid Man 7:22 2. I Talk To The Wind 6:05 3. Epitaph 8:48 4. Moonchild 12:13 5. The Court Of The Crimson King 9:28 Additional Material: 6. 21st Century Schizoid Man 6:46 7. I Talk To The Wind 4:15 8. Epitaph 9:06 9. The Court of the Crimson King (Single A Side) 3:23 10. The Court Of The Crimson King (Single B Side) 4:30 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 17:03:31
Rozmiar: 166.17 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 8 - In The Court Of The Crimson King, Original Master Edition, Expanded: 1. 21st Century Schizoid Man 7:22 2. I Talk To The Wind 6:05 3. Epitaph 8:48 4. Moonchild 12:13 5. The Court Of The Crimson King 9:28 Additional Material: 6. 21st Century Schizoid Man 6:46 7. I Talk To The Wind 4:15 8. Epitaph 9:06 9. The Court of the Crimson King (Single A Side) 3:23 10. The Court Of The Crimson King (Single B Side) 4:30 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 16:59:45
Rozmiar: 423.65 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 7 - Live At The Fillmore West, December 13 & 14, 1969: December 13 1. Mantra 3:46 2. Travel Weary Capricorn 3:17 3. Improv Travel Bleary Capricorn 2:23 4. Mars 8:57 December 14 5. The Court Of The Crimson King 7:00 6. Announcement 0:23 7. Drop In 5:15 8. A Man, A City 11:20 9. Announcement 0:24 10. Epitaph 7:31 11. Announcement 0:50 12. 21st Century Schizoid Man 7:37 13. Announcement 0:25 14. Mars 9:44 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 16:47:16
Rozmiar: 159.55 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli ktoś wyczekiwał, że w 2020 roku na rynku reedycji pojawi się jakiś prawdziwy ‘killer’ to bez wątpienia wiadomość, która dotarła do nas już jakiś czas temu spełniła te oczekiwania w co najmniej 200 %. No ale nie może być inaczej, jeśli jedna z najwybitniejszych płyt w historii muzyki zostaje wydana w wersji 26 (!!!) dyskowej. Album In The Court Of The Crimson King o którym już pisałem na naszym blogu nie wymaga żadnej rekomendacji. Powiedziano o nim chyba wszystko i nie sądzę, aby ktokolwiek, kto zagląda na Rockową płytotekę mógł go nie znać na pamięć. Dlatego zamiast filozofować od razu skupimy się na zawartości najnowszego wydawnictwa legendarnych – King Crimson. Właściwie box nazywać się będzie The Complete 1969 Recordings, ale ponieważ w tym roku zespół nagrał tylko jeden (debiutancki) album i tak wszystko w tym pudełku kręcić się będzie wokół jego zawartości. Oczywiście opisanie i przeanalizowanie całej zawartości boxu wymagało by co najmniej habilitacji, dlatego zerkniemy na wszystko w nieco bardziej powierzchowny i przystępny sposób. Zaznaczmy jednak od razu, że w zestawie mają się znaleźć WSZYSTKIE nagrania sesyjne oraz mixy (o jakich wiadomo że istnieją), komplet zachowanych rejestracji koncertowych i radiowych z 1969 roku oraz wybór nagrań z okresu przed wydaniem legendarnego debiutu. Wydawnictwo rozpoczynają albumy live. Na siedmiu dyskach zamieszczono wydawane już wcześniej w różnych seriach i konfiguracjach legendarne występy zespołu m.in. w Hyde Parku czy Fillmore West i East. Ponoć specjalnie dla tej edycji wykonano nowe masteringi i zgranie materiałów z nośników źródłowych, co zauważalnie poprawiło ich jakość. Kolejne pięć kompaktów do wszelkie warianty zasadniczego albumu. A więc zremasterowana wersja z 1969 roku, remixy z lat 2009 i 2019 oraz masa dodatków, zawartych w poprzednich edycjach. Wreszcie to co chyba najciekawsze, czyli ostatnie 7 dysków. Zawierają one na nowo zmiksowane do stereo wszystkie istniejące zapisy z sesji nagraniowej. Z jednej strony słuchanie np. 11 podejść do i Epitaph może być nieco nużące, ale z drugiej przecież wszyscy od zawsze marzymy, aby poznać jak najwięcej zachowanych outtake’ów naszych ukochanych zespołów. Dodatkowe dwie płyty audio to wybór na nowo zgranych i zremasterowanych nagrań zespołu Giles, Giles & Fripp z 1968 roku oraz CD z kapitalnymi rejestracjami dla Radia BBC (szkoda, że zachowało się ich tylko pięć). W pudełku znajdziemy jeszcze dwa DVD i cztery Blu-Raye – z masą nagrań zamieszczonych już na opisywanych kompaktach z tym, że podanych w innych formatach dźwiękowych (pliki stereo w wysokiej rozdzielczości, miksy przestrzenne w wielu wariantach, itp). Prawdziwą ucztą może okazać się nowy mix Stevena Wilsona wykonany w technologii Dolby Atmos (podobno solówki i mellotrony „krążą tam nad głową”, a instrumentalna sekcja w Moonchild, otrzymuje całkiem nową jakość). Posłuchamy – ocenimy. Całość zapakowano w pudło wielkości winylu, obok płyt zawierające oczywiście gruba 40-stronicowa książkę z wszelkimi informacjami i notkami o zamieszczonych w boxie nagraniach. Moją pierwszą reakcją na wieść o przygotowywanym zestawie była myśl: super, ale na pewno nie kupię, bo i tak nigdy nie będę słuchał. Ale że wydawnictwo dotyczy, kto wie czy nie najważniejszej płyty w historii rocka progresywnego powoli zaczynam się przełamywać. Paweł Nawara The complete audio history of one of the most important debut albums of all time is presented across 26 discs in this boxed set. Featuring a new Dolby Atmos mix by Steven Wilson, 6 CDs' worth of session material on CD & Blu-Ray for the first time (fully mixed by David Singleton), a further disc of newly compiled studio material, the box also includes the original studio album, every alternate take known to exist, every mix known to exist, all live recordings known to exist & a selection of pre/Crimson 1968 recordings. As with the previous seven boxed sets in the series, The Complete 1969 Recordings is housed in a vinyl sized box complete with a booklet featuring an introduction by Robert Fripp, notes about the source tapes from David Singleton, sleeve-notes by King Crimson biographer Sid Smith, previously unseen photos from the recordings sessions, additional memorabilia and a protective outer sleeve. Having done 5.1 Surround Sound mixes for both the 40th & 50th-anniversary editions of the album, Steven Wilson was able to take full advantage of the opportunities offered by Atmos mixing, allowing for far greater movement within the mix itself. As he put it: "I've definitely had a bit more fun with the Atmos mix, watch out for solos and mellotrons circling overhead!" While the improv section of 'Moonchild' is a particular beneficiary of this approach, the mix is very active, with plenty of ear-catching moments to offer to listeners. Likewise, significant work on the multi-track tapes was undertaken by David Singleton - who mixed all of the existing multi-track sessions recordings to stereo as well as running the single track CD length 'Let's Make a Hit Waxing' - from those same tapes. "Listening to the original recording sessions was astonishing. Time collapses and you are suddenly there in the studio with a young band, just starting out, as they experiment with recording their first album. It is not so much listening to a slick product, more witnessing a process. You are present at the birth.” ..::TRACK-LIST::.. CD 7 - Live At The Fillmore West, December 13 & 14, 1969: December 13 1. Mantra 3:46 2. Travel Weary Capricorn 3:17 3. Improv Travel Bleary Capricorn 2:23 4. Mars 8:57 December 14 5. The Court Of The Crimson King 7:00 6. Announcement 0:23 7. Drop In 5:15 8. A Man, A City 11:20 9. Announcement 0:24 10. Epitaph 7:31 11. Announcement 0:50 12. 21st Century Schizoid Man 7:37 13. Announcement 0:25 14. Mars 9:44 https://www.youtube.com/watch?v=0EslOt4njQc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 16:43:28
Rozmiar: 395.91 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Atrakcyjnie wydana, limitowana kompilacja rzadkich nagrań z wczesnych singli oraz taśm demo, zarejestrowanych w latach 1967-1973. Ten blisko 80-minutowy CD zawiera wszystkie znane/dostępne nagrania zarejestrowanie przez najwcześniejszy Genesis (Gabriel/Banks/Rutherford/Phillips/Silver) do czasu debiutanckiego LP "From Genesis To Revelation", m.in. doskonały, niepublikowany "Build Me A Mountain", który byłby chyba najlepszym kawałkiem na debiucie! Poza tym zamieszczono oryginalne, singlowe, winylowe miksy takich nagrań, jak "Twilight Alehouse", "Happy The Man" oraz skróconej wersji (z alternatywnym zakończeniem) "Watcher Of The Skies". Poza tym zmieściły się także dwie wersje demo z perkusistą Johnem Mayhew, z sierpnia 1969: "Going Out To Get You" oraz "Dusk". Wszystkie nagrania były profesjonalnie zarejestrowane i brzmią po prostu doskonale! Proszę zwrócić też uwagę na bardzo atrakcyjną, fantazyjną okładkę autorstwa Paula Whiteheada (twórcy okładek do "Trespass", "Nursery Cryme" i "Foxtrot") + kilka rzadkich zdjęć, w tym jedno przedstawiające Genesis w towarzystwie włoskiego tria Le Orme (w 1972 roku)!!! ..::TRACK-LIST::.. 1. Twilight Alchouse [UK single B-side, 1973] 7:40 2. Watcher of the Skies [German single version, 1972] 3:41 3. Happy the Man [UK single, 1972] 4. Going Out to Get You [August 1969 demo] 5. Dusk [August 1969 demo] 6. Build Me a Mountain 4:09 7. Image Blown Out 2:11 8. In the Wilderness [without strings] 2:57 9. One Day [without strings] 3:06 10. A Winter's Tale [UK single A-side, 1968] 11. One-Eyed Hound [UK single B-side, 1968] 12. That's Me [UK single B-side, 1968] 13. Where The Sour Turns To Sweet 3:12 14. In the Beginning 3:29 15. The Magic of Time 1:58 16. Hey! 2:26 17. Hidden in the World of Dawn 3:08 18. Sea Bee 3:02 19. The Mystery of the Flannan Isle Lighthouse 2:32 20. Hair on the Arms and Legs 2:40 21. She is Beautiful 3:17 22. Try a Little Sadness 3:17 23. Patricia (instrumental) 3:02 ..::OBSADA::.. Peter Gabriel - lead vocals, tambourine, flute Tony Banks - hammond organ, piano, acoustic guitars, vocals Mike Rutherford - bass guitar, acoustic guitars, vocals Anthony Phillips - acoustic & electric guitars, vocals (tracks 4-23) Chris Stewart - drums (tracks 12, 15, 22) Steve Hackett - acoustic & electric guitars (tracks 1-3) John Silver - drums (tracks 6-11, 13, 14, 16) Phil Collins - drums, percussion (tracks 1-3) https://www.youtube.com/watch?v=Ii0eCtVl-is SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 45
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-28 11:02:41
Rozmiar: 191.11 MB
Peerów: 26
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Atrakcyjnie wydana, limitowana kompilacja rzadkich nagrań z wczesnych singli oraz taśm demo, zarejestrowanych w latach 1967-1973. Ten blisko 80-minutowy CD zawiera wszystkie znane/dostępne nagrania zarejestrowanie przez najwcześniejszy Genesis (Gabriel/Banks/Rutherford/Phillips/Silver) do czasu debiutanckiego LP "From Genesis To Revelation", m.in. doskonały, niepublikowany "Build Me A Mountain", który byłby chyba najlepszym kawałkiem na debiucie! Poza tym zamieszczono oryginalne, singlowe, winylowe miksy takich nagrań, jak "Twilight Alehouse", "Happy The Man" oraz skróconej wersji (z alternatywnym zakończeniem) "Watcher Of The Skies". Poza tym zmieściły się także dwie wersje demo z perkusistą Johnem Mayhew, z sierpnia 1969: "Going Out To Get You" oraz "Dusk". Wszystkie nagrania były profesjonalnie zarejestrowane i brzmią po prostu doskonale! Proszę zwrócić też uwagę na bardzo atrakcyjną, fantazyjną okładkę autorstwa Paula Whiteheada (twórcy okładek do "Trespass", "Nursery Cryme" i "Foxtrot") + kilka rzadkich zdjęć, w tym jedno przedstawiające Genesis w towarzystwie włoskiego tria Le Orme (w 1972 roku)!!! ..::TRACK-LIST::.. 1. Twilight Alchouse [UK single B-side, 1973] 7:40 2. Watcher of the Skies [German single version, 1972] 3:41 3. Happy the Man [UK single, 1972] 4. Going Out to Get You [August 1969 demo] 5. Dusk [August 1969 demo] 6. Build Me a Mountain 4:09 7. Image Blown Out 2:11 8. In the Wilderness [without strings] 2:57 9. One Day [without strings] 3:06 10. A Winter's Tale [UK single A-side, 1968] 11. One-Eyed Hound [UK single B-side, 1968] 12. That's Me [UK single B-side, 1968] 13. Where The Sour Turns To Sweet 3:12 14. In the Beginning 3:29 15. The Magic of Time 1:58 16. Hey! 2:26 17. Hidden in the World of Dawn 3:08 18. Sea Bee 3:02 19. The Mystery of the Flannan Isle Lighthouse 2:32 20. Hair on the Arms and Legs 2:40 21. She is Beautiful 3:17 22. Try a Little Sadness 3:17 23. Patricia (instrumental) 3:02 ..::OBSADA::.. Peter Gabriel - lead vocals, tambourine, flute Tony Banks - hammond organ, piano, acoustic guitars, vocals Mike Rutherford - bass guitar, acoustic guitars, vocals Anthony Phillips - acoustic & electric guitars, vocals (tracks 4-23) Chris Stewart - drums (tracks 12, 15, 22) Steve Hackett - acoustic & electric guitars (tracks 1-3) John Silver - drums (tracks 6-11, 13, 14, 16) Phil Collins - drums, percussion (tracks 1-3) https://www.youtube.com/watch?v=Ii0eCtVl-is SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-28 10:58:43
Rozmiar: 447.53 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. „Perpetual” jest już czwartym albumem projektu o nazwie Loonypark, na którego czele stoi keyboardzista i kompozytor Krzysztof Lepiarczyk. Album nagrany został w tym samym składzie, co poprzednie wydawnictwo „Unbroken Spirit Lives In Us”. Rozszerzone zostało tylko trochę instrumentarium, zaś gościnnie w kilku fragmentach na skrzypcach zagrała Sylwia „Maya” Majka. Album zawiera dziewięć ciekawych kompozycji. Dają się w nich wyczuć różnorakie wpływy i echa dokonań innych artystów. Piękne brzmienia skrzypiec słyszymy już w otwierającym album utworze „Something To Forget”. Znakomicie wkomponowują się one pomiędzy wokal Sabiny Goduli-Zając, a klawisze Krzysztofa Lepiarczyka (zwracam uwagę na chwytliwy motyw grany na syntezatorze). Środkowe fragmenty nagrania „Train of Life” mogą się nieco kojarzyć z „Białą flagą” Republiki, a ściślej z końcowymi frazami tej kompozycji. W „Don’t Say A Word” można z kolei wychwycić wyraźny wpływ twórczości zespołu Millenium – da się zauważyć delikatne podobieństwo do „Everything About Her” – czyżby to zaznaczenie Lynx Music - jednego z dwóch studiów nagraniowych, w którym płyta była nagrywana? W „In The Name…” po zadziornych riffach gitarowych słyszymy bardzo przejmujący śpiew Sabiny. Robi on naprawdę niezłe wrażenie. Na płycie można znaleźć sporo świetnych melodyjnych rozwiązań, jak na przykład początek utworu „New Begining”, a większość płyty pokazuje raczej typowy styl dla tego projektu, doskonale zresztą znany z wcześniejszych albumów. Po pięknym „New Beginning” zagrany na sam koniec „December” wydaje się być niejako pieczęcią stemplującą tę płytę. Jest to nagranie dedykowane zmarłemu niedawno Piotrowi Grudzińskiemu. Automat perkusyjny kojarzy się nieco z dokonaniami Genesis z przełomu lat 70. i 80. czy nawet wczesną twórczością solową Phila Collinsa, zaś całości dopełnia szlachetne brzmienie fortepianu wspaniale harmonicznie współgrające z głosem Sabiny, podobnie jak miało to miejsce na poprzednich płytach Loonyparku. Ogólnie płyta „Perpetual”, choć może chwilami wydawać się słabsza od poprzedniej, ale na pewno można o niej powiedzieć, że to udana pozycja w dyskografii Loonyparku. Poza „New Begining” brakuje mi tu jeszcze co najmniej jednego-dwóch charakterystycznych i wybijających się na tle innych, numerów. Fakt, może jeszcze „Something To Forget”, „Train Of Life” czy „Don’t Say A Word” wyróżniają się na płycie, ale nie aż tak bardzo. Reszta tworzy jedną muzyczną całość, która acz równa, raczej nie spowoduje, że o albumie „Perpetual” będziemy pamiętać przez długie lata. Jako ciekawostkę dodam, iż bardziej spójne dzieło niemal w tym samym czasie wydał twórca tego projektu, Krzysztof Lepiarczyk, ale zawarł tam zupełnie inne pomysły. Zobaczymy co będzie dalej i w którą stronę podąży ten utalentowany twórca. Czy doczekamy się kolejnej płyty Loonyparku, czy też Krzysztof skoncentruje się teraz na realizacji solowych pomysłów?... Paweł Świrek Rozpoczynając tę recenzję chciałem napisać, że oto mamy kolejny, czwarty już album ukochanego muzycznego dziecka Krzysztofa Lepiarczyka, projektu Loonypark, ale… tego samego dnia miał również swoją premierę solowy album artysty zatytułowany Art Therapy, który najpewniej ma wyjątkowy charakter dla tego, związanego także z Liquid Shadow, Nemezis czy Meteopatą, muzyka. Ale o tym solowym przedsięwzięciu będzie jeszcze czas napisać. Dziś poświęćmy kilka słów nowemu dokonaniu Loonypark. Perpetual na pierwszy rzut oka nie powinien zaskoczyć miłośników twórczości tego projektu. Bo i zdobi go okładka z obowiązkową pracą Leszka Kostuja, a sam album nagrali dokładnie ci sami muzycy, którzy rejestrowali poprzednie dwa krążki. Przypomnę, że tylko na debiucie mieliśmy innego perkusistę i drugiego gitarzystę. Tak przy okazji, biorąc pod uwagę ową stabilność, chyba niezręcznie Loonypark nazywać projektem. Tym bardziej, że jak ćwierkają wróbelki, formacja już niebawem uaktywni się koncertowo. I dobrze, bo materiału ma sporo i to naprawdę dobrego. Także na najnowszej płycie, która do wizerunku zespołu może nie wnosi jakichś wielu zaskakujących elementów, jednak przynosi przynajmniej kilka udanych kompozycji. Zacznijmy od „stałych – niezmiennych”. Loonypark oczywiście w dalszym ciągu eksploruje rejony neoprogresywnego rocka w tej jego bardziej nastrojowej odmianie. Dosyć zwarte utwory, zazwyczaj pięciominutowe (przy okazji, krążek nie nuży długością mieszcząc się w winylowych trzech kwadransach), nie uderzają szybką rytmiką, za to przykuwają uwagę specyficznym i wyrazistym wokalem Sabiny Goduli-Zając. Mamy naturalnie trochę solowych form instrumentalnych, jednak nie one kształtują obraz albumu. Tu bardziej chodzi o wytworzenie pewnego klimatu. Mimo, że lider jest klawiszowcem, wcale nie epatuje słuchacza swoimi popisami, dba raczej o tła, ciekawą przestrzeń, melodykę. Takie przynajmniej ogólne wrażenie sprawia Perpetual. Nie oznacza to wcale, że płycie brakuje rockowego pazura. Train Of Life zawiera mocniejszy gitarowy riff, zaś w In The Name znajdziemy wręcz trochę grunge’owego brudu. Od razu dodajmy, że dla pewnej równowagi, we wspomnianym Train Of Life ocieramy się o jazz. Główną „nowością” na Perpetual są skrzypce. Ich piękne figury autorstwa gościnnie pojawiającej się Sylwii Majki stanowią o sile Something To Forget i Face In The Mirror. To, oprócz Don’t Say A Word i December, najpiękniejsze fragmenty płyty, której całościowo słucha się bardzo dobrze. Może to nie album na słoneczne, wakacyjne dni, ale już jako uzupełnienie do jesiennej zadumy wydaje się idealny. Mariusz Danielak Loonypark have long been one of my favourite Polish progressive rock bands, and one with an incredibly stable line- up. This 2016 release was their fourth album, and apart from the replacement of drummer Jakub Grzeslo after 2008's debut, 'Egoist', it was the same as it was since the beginning namely singer Sabina Godula-Zając, Piotr Grodecki (guitar, double bass, banjo), Krzysztof Lepiarczyk (keyboards, programming, composer & arranger), Piotr Lipka (bass) and Grzegorz Fieber (drums). What we have here is extremely strong neo prog, but the band refuse to sit still so while opener "Something To Forget" is bombastic with great guitar lines, hooks and simple but effective keyboards leads, the follow-up "Face In The Mirror" is far more laid-back. This even features violin from guest Sylwia 'Maya' Majka until Piotr decides to ensure everyone is still awake as he crunches through. Arrangements aren't overly complex, and although this is progressive, at the heart is a rock band which is being controlled by the keyboard player who is happy to rely on piano as he is on other keyboards. Sabina has a warm rock voice which works well within the music as she sings in clear un-accented English. The result is a very approachable release, that contains some very strong moments indeed, although they do seem to be treading water at times when they slow it down. The band is definitely most in their element when they up the tempo, introduce more rock elements into their music, and there are times when they come across as a modern Simple Minds with guitar making inroads here and there as opposed to all the time. The use of banjo is surprisingly effective, as long as the intent is for the listener to smile when they hear it. Another solid album. Kev Rowland ..::TRACK-LIST::.. 1. Something to Forget 5:10 2. Face in the Mirror 4:20 3. Train of Life 5:11 4. Don't Say a Word 4:35 5. In the Name... 4:24 6. Catch and Release 5:16 7. Secrets to Hide 5:39 8. New Begining 5:56 9. December 5:33 ..::OBSADA::.. Sabina Godula - Zając - lead vocals Piotr Grodecki - guitar, double bass, banjo Krzysztof Lepiarczyk - keyboards, programming, composer & arranger Piotr Lipka - bass Grzegorz Fieber - drums With: Sylwia Majka Maya - violin https://www.youtube.com/watch?v=JsXVYzlPLpA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-25 17:08:49
Rozmiar: 107.21 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. „Perpetual” jest już czwartym albumem projektu o nazwie Loonypark, na którego czele stoi keyboardzista i kompozytor Krzysztof Lepiarczyk. Album nagrany został w tym samym składzie, co poprzednie wydawnictwo „Unbroken Spirit Lives In Us”. Rozszerzone zostało tylko trochę instrumentarium, zaś gościnnie w kilku fragmentach na skrzypcach zagrała Sylwia „Maya” Majka. Album zawiera dziewięć ciekawych kompozycji. Dają się w nich wyczuć różnorakie wpływy i echa dokonań innych artystów. Piękne brzmienia skrzypiec słyszymy już w otwierającym album utworze „Something To Forget”. Znakomicie wkomponowują się one pomiędzy wokal Sabiny Goduli-Zając, a klawisze Krzysztofa Lepiarczyka (zwracam uwagę na chwytliwy motyw grany na syntezatorze). Środkowe fragmenty nagrania „Train of Life” mogą się nieco kojarzyć z „Białą flagą” Republiki, a ściślej z końcowymi frazami tej kompozycji. W „Don’t Say A Word” można z kolei wychwycić wyraźny wpływ twórczości zespołu Millenium – da się zauważyć delikatne podobieństwo do „Everything About Her” – czyżby to zaznaczenie Lynx Music - jednego z dwóch studiów nagraniowych, w którym płyta była nagrywana? W „In The Name…” po zadziornych riffach gitarowych słyszymy bardzo przejmujący śpiew Sabiny. Robi on naprawdę niezłe wrażenie. Na płycie można znaleźć sporo świetnych melodyjnych rozwiązań, jak na przykład początek utworu „New Begining”, a większość płyty pokazuje raczej typowy styl dla tego projektu, doskonale zresztą znany z wcześniejszych albumów. Po pięknym „New Beginning” zagrany na sam koniec „December” wydaje się być niejako pieczęcią stemplującą tę płytę. Jest to nagranie dedykowane zmarłemu niedawno Piotrowi Grudzińskiemu. Automat perkusyjny kojarzy się nieco z dokonaniami Genesis z przełomu lat 70. i 80. czy nawet wczesną twórczością solową Phila Collinsa, zaś całości dopełnia szlachetne brzmienie fortepianu wspaniale harmonicznie współgrające z głosem Sabiny, podobnie jak miało to miejsce na poprzednich płytach Loonyparku. Ogólnie płyta „Perpetual”, choć może chwilami wydawać się słabsza od poprzedniej, ale na pewno można o niej powiedzieć, że to udana pozycja w dyskografii Loonyparku. Poza „New Begining” brakuje mi tu jeszcze co najmniej jednego-dwóch charakterystycznych i wybijających się na tle innych, numerów. Fakt, może jeszcze „Something To Forget”, „Train Of Life” czy „Don’t Say A Word” wyróżniają się na płycie, ale nie aż tak bardzo. Reszta tworzy jedną muzyczną całość, która acz równa, raczej nie spowoduje, że o albumie „Perpetual” będziemy pamiętać przez długie lata. Jako ciekawostkę dodam, iż bardziej spójne dzieło niemal w tym samym czasie wydał twórca tego projektu, Krzysztof Lepiarczyk, ale zawarł tam zupełnie inne pomysły. Zobaczymy co będzie dalej i w którą stronę podąży ten utalentowany twórca. Czy doczekamy się kolejnej płyty Loonyparku, czy też Krzysztof skoncentruje się teraz na realizacji solowych pomysłów?... Paweł Świrek Rozpoczynając tę recenzję chciałem napisać, że oto mamy kolejny, czwarty już album ukochanego muzycznego dziecka Krzysztofa Lepiarczyka, projektu Loonypark, ale… tego samego dnia miał również swoją premierę solowy album artysty zatytułowany Art Therapy, który najpewniej ma wyjątkowy charakter dla tego, związanego także z Liquid Shadow, Nemezis czy Meteopatą, muzyka. Ale o tym solowym przedsięwzięciu będzie jeszcze czas napisać. Dziś poświęćmy kilka słów nowemu dokonaniu Loonypark. Perpetual na pierwszy rzut oka nie powinien zaskoczyć miłośników twórczości tego projektu. Bo i zdobi go okładka z obowiązkową pracą Leszka Kostuja, a sam album nagrali dokładnie ci sami muzycy, którzy rejestrowali poprzednie dwa krążki. Przypomnę, że tylko na debiucie mieliśmy innego perkusistę i drugiego gitarzystę. Tak przy okazji, biorąc pod uwagę ową stabilność, chyba niezręcznie Loonypark nazywać projektem. Tym bardziej, że jak ćwierkają wróbelki, formacja już niebawem uaktywni się koncertowo. I dobrze, bo materiału ma sporo i to naprawdę dobrego. Także na najnowszej płycie, która do wizerunku zespołu może nie wnosi jakichś wielu zaskakujących elementów, jednak przynosi przynajmniej kilka udanych kompozycji. Zacznijmy od „stałych – niezmiennych”. Loonypark oczywiście w dalszym ciągu eksploruje rejony neoprogresywnego rocka w tej jego bardziej nastrojowej odmianie. Dosyć zwarte utwory, zazwyczaj pięciominutowe (przy okazji, krążek nie nuży długością mieszcząc się w winylowych trzech kwadransach), nie uderzają szybką rytmiką, za to przykuwają uwagę specyficznym i wyrazistym wokalem Sabiny Goduli-Zając. Mamy naturalnie trochę solowych form instrumentalnych, jednak nie one kształtują obraz albumu. Tu bardziej chodzi o wytworzenie pewnego klimatu. Mimo, że lider jest klawiszowcem, wcale nie epatuje słuchacza swoimi popisami, dba raczej o tła, ciekawą przestrzeń, melodykę. Takie przynajmniej ogólne wrażenie sprawia Perpetual. Nie oznacza to wcale, że płycie brakuje rockowego pazura. Train Of Life zawiera mocniejszy gitarowy riff, zaś w In The Name znajdziemy wręcz trochę grunge’owego brudu. Od razu dodajmy, że dla pewnej równowagi, we wspomnianym Train Of Life ocieramy się o jazz. Główną „nowością” na Perpetual są skrzypce. Ich piękne figury autorstwa gościnnie pojawiającej się Sylwii Majki stanowią o sile Something To Forget i Face In The Mirror. To, oprócz Don’t Say A Word i December, najpiękniejsze fragmenty płyty, której całościowo słucha się bardzo dobrze. Może to nie album na słoneczne, wakacyjne dni, ale już jako uzupełnienie do jesiennej zadumy wydaje się idealny. Mariusz Danielak Loonypark have long been one of my favourite Polish progressive rock bands, and one with an incredibly stable line- up. This 2016 release was their fourth album, and apart from the replacement of drummer Jakub Grzeslo after 2008's debut, 'Egoist', it was the same as it was since the beginning namely singer Sabina Godula-Zając, Piotr Grodecki (guitar, double bass, banjo), Krzysztof Lepiarczyk (keyboards, programming, composer & arranger), Piotr Lipka (bass) and Grzegorz Fieber (drums). What we have here is extremely strong neo prog, but the band refuse to sit still so while opener "Something To Forget" is bombastic with great guitar lines, hooks and simple but effective keyboards leads, the follow-up "Face In The Mirror" is far more laid-back. This even features violin from guest Sylwia 'Maya' Majka until Piotr decides to ensure everyone is still awake as he crunches through. Arrangements aren't overly complex, and although this is progressive, at the heart is a rock band which is being controlled by the keyboard player who is happy to rely on piano as he is on other keyboards. Sabina has a warm rock voice which works well within the music as she sings in clear un-accented English. The result is a very approachable release, that contains some very strong moments indeed, although they do seem to be treading water at times when they slow it down. The band is definitely most in their element when they up the tempo, introduce more rock elements into their music, and there are times when they come across as a modern Simple Minds with guitar making inroads here and there as opposed to all the time. The use of banjo is surprisingly effective, as long as the intent is for the listener to smile when they hear it. Another solid album. Kev Rowland ..::TRACK-LIST::.. 1. Something to Forget 5:10 2. Face in the Mirror 4:20 3. Train of Life 5:11 4. Don't Say a Word 4:35 5. In the Name... 4:24 6. Catch and Release 5:16 7. Secrets to Hide 5:39 8. New Begining 5:56 9. December 5:33 ..::OBSADA::.. Sabina Godula - Zając - lead vocals Piotr Grodecki - guitar, double bass, banjo Krzysztof Lepiarczyk - keyboards, programming, composer & arranger Piotr Lipka - bass Grzegorz Fieber - drums With: Sylwia Majka Maya - violin https://www.youtube.com/watch?v=JsXVYzlPLpA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-25 17:03:37
Rozmiar: 312.03 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Supertramp - Breakfast In America --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Supertramp Album................: Breakfast In America Genre................: Pop/Art/Progressive Rock Source...............: CD Year.................: 1979 - 1993 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 64 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: A&M Records, POLYDOR K.K. - Japan Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Supertramp - Gone Hollywood [05:18] 2. Supertramp - The Logical Song [04:11] 3. Supertramp - Goodbye Stranger [05:50] 4. Supertramp - Breakfast In America [02:39] 5. Supertramp - Oh Darling [03:48] 6. Supertramp - Take The Long Way Home [05:08] 7. Supertramp - Lord Is It Mine [04:10] 8. Supertramp - Just Another Nervous Wreck [04:25] 9. Supertramp - Casual Conversations [02:58] 10. Supertramp - Child Of Vision [07:26] Playing Time.........: 45:58 Total Size...........: 298,01 MB ![]()
Seedów: 161
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-24 18:52:57
Rozmiar: 323.80 MB
Peerów: 82
Dodał: rajkad
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Chyba nie ma potrzeby rozpisywania się na temat tego wydawnictwa. Tytuł mówi wszystko. Każdy kto zna dorobek Steve’a Hacketta wie o jakiego Baranka chodzi. Każdy muzyczny koneser wie czym jest londyńska Royal Albert Hall. Każdy kto miał okazję uczestniczyć w polskich koncertach tego artysty na początku maja br. wie czego się spodziewać. Natomiast ci, którzy nie mieli okazji być w Toruniu ani w Gliwicach, niechaj szybciutko biegną do dobrego sklepu z płytami i zaopatrzą się w ten wspaniały album. „The Lamb Stands Up Live At The Royal Albert Hall” to absolutnie zachwycający zapis audiowizualny występu Steve’a Hacketta oraz towarzyszącego mu zespołu na kultowej londyńskiej scenie zarejestrowany w październiku 2024 roku. W taki właśnie sposób Steve Hackett świętował 50. rocznicę wydania legendarnego konceptu grupy Genesis pt. „The Lamb Lies Down On Broadway” i zaprezentował na żywo sporą porcję utworów z tego albumu. Zanim jednak przeszedł do muzycznego meritum zespół Hacketta zaprezentował wybór jego nagrań solowych (z fenomenalnie wykonanym „Shadow Of The Hierophant” na czele), a pod koniec koncertu – także kilka innych klasyków z repertuaru Genesis (m.in. „Dancing With The Moonlit Knight”, „The Cinema Show” oraz zagrane na bis „Firth Of Fifth” i „Los Endos”). W porównaniu z polskimi koncertami w programie płyty brakło miejsca na „Supper’s Ready”, ale trudno się dziwić – nośniki audio mają swoje ograniczenia czasowe. Jeżeli mówimy już o różnicach pomiędzy zapisem październikowego koncertu opublikowanego na albumie a majowymi występami w Polsce, to na scenie, obok samego mistrza oraz towarzyszącego mu zespołu (Roger King – instrumenty klawiszowe, Nad Sylvan – wokal, Jonas Reingold – gitara basowa i Rob Townsend – instrumenty dęte i perkusyjne) nastąpiła jedna istotna zmiana: w Londynie na perkusji zagrał Craig Blundell, a w Polsce – Felix Lehrmann. Ponadto na scenie Royal Albert Hall pojawili się wspaniali goście. Ray Wilson zaśpiewał w „Carpet Crawlers”, a Steve Rothery (Marillion) zagrał na gitarze we „Fly On A Windsheld”, tworząc ze swoim imiennikiem fenomenalny gitarowy duet. Dodatkowo John Hackett zagrał na flecie w „These Passing Clouds" i oprócz tego można usłyszeć również jego grę na mandolinie, harmonijce ustnej, a także partie perkusji i basu. W kilku utworach pojawiła się też (wokalnie i na gitarze) Amanda Lehmann. Występy gości niewątpliwie wpłynęły na podniesienie poziomu atrakcyjności tego widowiska. Album „The Lamb Stands Up Live At The Royal Albert Hall” ukazał się w formie limitowanego wydania 2CD+Blu-ray Digipak oraz limitowanego wydania 4LP 180g-Vinyl Boxset (zawierającego 12-stronicową książeczkę). Ścieżka dźwiękowa została zmiksowana przez Chrisa Lorda-Alge, a za oprawę wizualną odpowiadał Paul Green. Wspaniały album koncertowy z fantastycznym repertuarem i ze wspaniałymi muzykami na scenie. Warto! Artur Chachlowski I have said it before, and will say it again, but my favourite period of Genesis was the one which contained Steve Hackett, and since his departure he has done much more to keep the original style alive than any of his ex-bandmates, even when they were still called Genesis. Anyone who has seen him perform in recent years will be comfortable with the way he spends roughly half the set performing songs from his solo albums, and the other playing Genesis material with which he was originally involved. There is no doubt it is always a magical night out, and he has been one of the few prog musicians to find Aoteaora on a map, so I have been fortunate enough to see him twice in the last decade or so. I would still like to hear him perform a complete set of his own songs, as when I first saw him some 30 years ago that was what he was concentrating on, but I fully understand why he feels he needs to keep the Genesis flame burning. Captured at The Royal Albert Hall last year, he was accompanied by his regular band of Roger King (keyboards), Craig Blundell (drums), Nad Sylvan (vocals), Jonas Reingold (bass, variax, 12-string, vocals) and Rob Townsend (saxophone, woodwind, percussion, vocals, keyboards, bass pedals) along with contributions from a few guests in the shape of Steve Rothery, Ray Wilson, John Hackett and Amanda Lehman. For those thinking this might have been a full-blown reinterpretation of what is seen by many as Genesis’s finest album (I don’t), then you may be disappointed as there are only nine tracks from ‘Lamb’, with “In The Cage” being notable by its absence. But before we get to that we have songs from his own albums, starting with three from the then new release, ‘The Circus and the Nightwhale’. I was not a huge fan of that, but they sound much better in this environment so will probably go back and listen again, while songs such as “Every Day” and “Shadow of the Hierophant” are an absolute delight, with Amanda providing wonderful vocals on the latter, with the acoustic guitar giving way to the melodic lead we all know so well. When the introduction commences to “The Cinema Show” there is recognition from the audience which quickly subsides as everyone settles down ready to be treated and Nad comes to the stage to more applause. “Aisle of Plenty” follows to complete the first disc, and then we are onto the second, and as soon as the piano starts the crowd react to the title cut of their 1974 concept. I haven’t seen the film of this, but I can imagine Jonas with a huge smile on his face as he replicates the heavy-duty bassline. We may not get the full album, but given this disc also includes “Dancing With The Moonlit Knight”, “Firth of Fifth” and “Los Endos” no-one can really complain. Hackett shows no sign at all of slowing down, even though he is now well into his seventies, and we can only hope he long continues with both new studio albums and touring not only with his own music but with the classic cuts we all know so very well indeed. Indispensable. Kev Rowland ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. People of the Smoke (4:47) 2. Circo Inferno (3:12) 3. These Passing Clouds (3:08) 4. The Devil's Cathedral (5:33) 5. Every Day (6:37) 6. Hands of the Priestess (3:52) 7. A Tower Struck Down (4:42) 8. Low Notes and High Hopes (3:16) 9. Camino Royale (10:11) 10. Shadow of the Hierophant (10:58) 11. The Cinema Show (11:03) 12. Aisle of Plenty (1:35) CD 2: 1. The Lamb Lies Down on Broadway (5:18) 2. Fly on a Windshield (8:42) 3. Broadway Melody of 1974 (2:28) 4. Hairless Heart (2:30) 5. Carpet Crawlers (6:02) 6. The Chamber of 32 Doors (5:38) 7. Lilywhite Lilith (3:07) 8. The Lamia (7:27) 9. It (4:40) 10. Dancing with the Moonlit Knight (8:28) 11. Firth of Fifth (10:15) 12. Los Endos (12:53) ..::OBSADA::.. Vocals - Nad Sylvan Guitar, Vocals - Steve Hackett Keyboards - Roger King Saxophone, Woodwind, Keyboards, Percussion, Vocals - Rob Townsend Drums - Craig Blundell Bass Guitar, Vocals - Jonas Reingold Guest: Flute - John Hackett Guitar - Steve Rothery Guitar, Vocals - Amanda Lehmann Vocals - Ray Wilson https://www.youtube.com/watch?v=rHd8aVWwmhs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-23 16:35:28
Rozmiar: 341.70 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Chyba nie ma potrzeby rozpisywania się na temat tego wydawnictwa. Tytuł mówi wszystko. Każdy kto zna dorobek Steve’a Hacketta wie o jakiego Baranka chodzi. Każdy muzyczny koneser wie czym jest londyńska Royal Albert Hall. Każdy kto miał okazję uczestniczyć w polskich koncertach tego artysty na początku maja br. wie czego się spodziewać. Natomiast ci, którzy nie mieli okazji być w Toruniu ani w Gliwicach, niechaj szybciutko biegną do dobrego sklepu z płytami i zaopatrzą się w ten wspaniały album. „The Lamb Stands Up Live At The Royal Albert Hall” to absolutnie zachwycający zapis audiowizualny występu Steve’a Hacketta oraz towarzyszącego mu zespołu na kultowej londyńskiej scenie zarejestrowany w październiku 2024 roku. W taki właśnie sposób Steve Hackett świętował 50. rocznicę wydania legendarnego konceptu grupy Genesis pt. „The Lamb Lies Down On Broadway” i zaprezentował na żywo sporą porcję utworów z tego albumu. Zanim jednak przeszedł do muzycznego meritum zespół Hacketta zaprezentował wybór jego nagrań solowych (z fenomenalnie wykonanym „Shadow Of The Hierophant” na czele), a pod koniec koncertu – także kilka innych klasyków z repertuaru Genesis (m.in. „Dancing With The Moonlit Knight”, „The Cinema Show” oraz zagrane na bis „Firth Of Fifth” i „Los Endos”). W porównaniu z polskimi koncertami w programie płyty brakło miejsca na „Supper’s Ready”, ale trudno się dziwić – nośniki audio mają swoje ograniczenia czasowe. Jeżeli mówimy już o różnicach pomiędzy zapisem październikowego koncertu opublikowanego na albumie a majowymi występami w Polsce, to na scenie, obok samego mistrza oraz towarzyszącego mu zespołu (Roger King – instrumenty klawiszowe, Nad Sylvan – wokal, Jonas Reingold – gitara basowa i Rob Townsend – instrumenty dęte i perkusyjne) nastąpiła jedna istotna zmiana: w Londynie na perkusji zagrał Craig Blundell, a w Polsce – Felix Lehrmann. Ponadto na scenie Royal Albert Hall pojawili się wspaniali goście. Ray Wilson zaśpiewał w „Carpet Crawlers”, a Steve Rothery (Marillion) zagrał na gitarze we „Fly On A Windsheld”, tworząc ze swoim imiennikiem fenomenalny gitarowy duet. Dodatkowo John Hackett zagrał na flecie w „These Passing Clouds" i oprócz tego można usłyszeć również jego grę na mandolinie, harmonijce ustnej, a także partie perkusji i basu. W kilku utworach pojawiła się też (wokalnie i na gitarze) Amanda Lehmann. Występy gości niewątpliwie wpłynęły na podniesienie poziomu atrakcyjności tego widowiska. Album „The Lamb Stands Up Live At The Royal Albert Hall” ukazał się w formie limitowanego wydania 2CD+Blu-ray Digipak oraz limitowanego wydania 4LP 180g-Vinyl Boxset (zawierającego 12-stronicową książeczkę). Ścieżka dźwiękowa została zmiksowana przez Chrisa Lorda-Alge, a za oprawę wizualną odpowiadał Paul Green. Wspaniały album koncertowy z fantastycznym repertuarem i ze wspaniałymi muzykami na scenie. Warto! Artur Chachlowski I have said it before, and will say it again, but my favourite period of Genesis was the one which contained Steve Hackett, and since his departure he has done much more to keep the original style alive than any of his ex-bandmates, even when they were still called Genesis. Anyone who has seen him perform in recent years will be comfortable with the way he spends roughly half the set performing songs from his solo albums, and the other playing Genesis material with which he was originally involved. There is no doubt it is always a magical night out, and he has been one of the few prog musicians to find Aoteaora on a map, so I have been fortunate enough to see him twice in the last decade or so. I would still like to hear him perform a complete set of his own songs, as when I first saw him some 30 years ago that was what he was concentrating on, but I fully understand why he feels he needs to keep the Genesis flame burning. Captured at The Royal Albert Hall last year, he was accompanied by his regular band of Roger King (keyboards), Craig Blundell (drums), Nad Sylvan (vocals), Jonas Reingold (bass, variax, 12-string, vocals) and Rob Townsend (saxophone, woodwind, percussion, vocals, keyboards, bass pedals) along with contributions from a few guests in the shape of Steve Rothery, Ray Wilson, John Hackett and Amanda Lehman. For those thinking this might have been a full-blown reinterpretation of what is seen by many as Genesis’s finest album (I don’t), then you may be disappointed as there are only nine tracks from ‘Lamb’, with “In The Cage” being notable by its absence. But before we get to that we have songs from his own albums, starting with three from the then new release, ‘The Circus and the Nightwhale’. I was not a huge fan of that, but they sound much better in this environment so will probably go back and listen again, while songs such as “Every Day” and “Shadow of the Hierophant” are an absolute delight, with Amanda providing wonderful vocals on the latter, with the acoustic guitar giving way to the melodic lead we all know so well. When the introduction commences to “The Cinema Show” there is recognition from the audience which quickly subsides as everyone settles down ready to be treated and Nad comes to the stage to more applause. “Aisle of Plenty” follows to complete the first disc, and then we are onto the second, and as soon as the piano starts the crowd react to the title cut of their 1974 concept. I haven’t seen the film of this, but I can imagine Jonas with a huge smile on his face as he replicates the heavy-duty bassline. We may not get the full album, but given this disc also includes “Dancing With The Moonlit Knight”, “Firth of Fifth” and “Los Endos” no-one can really complain. Hackett shows no sign at all of slowing down, even though he is now well into his seventies, and we can only hope he long continues with both new studio albums and touring not only with his own music but with the classic cuts we all know so very well indeed. Indispensable. Kev Rowland ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. People of the Smoke (4:47) 2. Circo Inferno (3:12) 3. These Passing Clouds (3:08) 4. The Devil's Cathedral (5:33) 5. Every Day (6:37) 6. Hands of the Priestess (3:52) 7. A Tower Struck Down (4:42) 8. Low Notes and High Hopes (3:16) 9. Camino Royale (10:11) 10. Shadow of the Hierophant (10:58) 11. The Cinema Show (11:03) 12. Aisle of Plenty (1:35) CD 2: 1. The Lamb Lies Down on Broadway (5:18) 2. Fly on a Windshield (8:42) 3. Broadway Melody of 1974 (2:28) 4. Hairless Heart (2:30) 5. Carpet Crawlers (6:02) 6. The Chamber of 32 Doors (5:38) 7. Lilywhite Lilith (3:07) 8. The Lamia (7:27) 9. It (4:40) 10. Dancing with the Moonlit Knight (8:28) 11. Firth of Fifth (10:15) 12. Los Endos (12:53) ..::OBSADA::.. Vocals - Nad Sylvan Guitar, Vocals - Steve Hackett Keyboards - Roger King Saxophone, Woodwind, Keyboards, Percussion, Vocals - Rob Townsend Drums - Craig Blundell Bass Guitar, Vocals - Jonas Reingold Guest: Flute - John Hackett Guitar - Steve Rothery Guitar, Vocals - Amanda Lehmann Vocals - Ray Wilson https://www.youtube.com/watch?v=rHd8aVWwmhs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-23 16:28:16
Rozmiar: 973.46 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
[Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom] ..::OPIS::.. Rzadki, limitowany dwupłytowy CD zawierający trwający 138-minut, doskonały występ z 17 czerwca 1975 roku - obok występu z Los Angeles z kwietnia 1975 bez wątpienia najlepiej brzmiący koncert z trasy promującej 'Wish You Were Here'. O dziwo, będący wówczas u szczytu popularności zespół (ani wytwórnia), nie zarejestrował profesjonalnie żadnego koncertu w 1975 roku, podobnie jak żadne radio nie transmitowało występów grupy. Na szczęście zarejestrowany wśród publiczności ('audience recording') na profesjonalnym sprzęcie koncert brzmi lepiej niż zdecydowana większość nagrań ze stołu mikserskiego. Biorąc pod uwagę okoliczności powstania, jakość dźwięku jest naprawdę świetna i słuchanie tej płyty jest po prostu ogromną przyjemnością! Prawdopodobnie nic lepszego floydowskiego z 1975 roku nigdy się nie pojawi na rynku! Dodatkowo fajna oprawa graficzna. CD brzmi jakieś 10% lepiej niż załączony materiał z YouTube. ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Raving and Drooling [early 'Sheep'] 2. You've Got to Be Crazy [early 'Dogs'] 3. Shine On You Crazy Diamond (Parts I-V) 4. Have a Cigar 5. Shine On You Crazy Diamond (Parts VI-IX) 6. Speak to Me 7. Breathe 8. On the Run CD 2: 1. Time/Breathe (Reprise) 2. The Great Gig in the Sky 3. Money 4. Us and Them 5. Any Colour You Like 6. Brain Damage 7. Eclipse 8. Echoes ..::OBSADA::.. David Gilmour - vocals, guitar Roger Waters - bass, vocals Richard Wright - keyboards, vocals Nick Mason - drums + Dick Perry - saxophone Venetta Fields - backing vocals Carlena Williams - backing vocals youtube.com/watch?si=Q9wtD4Cu3NyE6v1L&v=Hb0f_UPcpUk&feature=youtu.be SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-18 17:34:14
Rozmiar: 322.23 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
[Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom] ..::OPIS::.. Rzadki, limitowany dwupłytowy CD zawierający trwający 138-minut, doskonały występ z 17 czerwca 1975 roku - obok występu z Los Angeles z kwietnia 1975 bez wątpienia najlepiej brzmiący koncert z trasy promującej 'Wish You Were Here'. O dziwo, będący wówczas u szczytu popularności zespół (ani wytwórnia), nie zarejestrował profesjonalnie żadnego koncertu w 1975 roku, podobnie jak żadne radio nie transmitowało występów grupy. Na szczęście zarejestrowany wśród publiczności ('audience recording') na profesjonalnym sprzęcie koncert brzmi lepiej niż zdecydowana większość nagrań ze stołu mikserskiego. Biorąc pod uwagę okoliczności powstania, jakość dźwięku jest naprawdę świetna i słuchanie tej płyty jest po prostu ogromną przyjemnością! Prawdopodobnie nic lepszego floydowskiego z 1975 roku nigdy się nie pojawi na rynku! Dodatkowo fajna oprawa graficzna. CD brzmi jakieś 10% lepiej niż załączony materiał z YouTube. ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Raving and Drooling [early 'Sheep'] 2. You've Got to Be Crazy [early 'Dogs'] 3. Shine On You Crazy Diamond (Parts I-V) 4. Have a Cigar 5. Shine On You Crazy Diamond (Parts VI-IX) 6. Speak to Me 7. Breathe 8. On the Run CD 2: 1. Time/Breathe (Reprise) 2. The Great Gig in the Sky 3. Money 4. Us and Them 5. Any Colour You Like 6. Brain Damage 7. Eclipse 8. Echoes ..::OBSADA::.. David Gilmour - vocals, guitar Roger Waters - bass, vocals Richard Wright - keyboards, vocals Nick Mason - drums + Dick Perry - saxophone Venetta Fields - backing vocals Carlena Williams - backing vocals youtube.com/watch?si=Q9wtD4Cu3NyE6v1L&v=Hb0f_UPcpUk&feature=youtu.be SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-18 17:30:17
Rozmiar: 931.83 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. O pochodzącej z Birmingham grupie BACHDENKEL szacowny 'Rolling Stone' napisał, że '...jest to największy z zapomnianych zespołów z Wysp Brytyjskich tamtych lat!'. I trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić… Drugi album BACHDENKEL nagrany jesienią, pomiędzy wrześniem a listopadem 1975 roku w paryskim Damiens Studios pod okiem tego samego producenta został wydany… dwa lata później. No cóż, jak pech to pech. Czasy się zmieniły, zmieniła się też muzyka BACHDENKEL. Album „Stalingrad” (na okładce pisany cyrylicą) różnił się zdecydowanie od swego poprzednika. Mariaż psychodelii z hard rockiem i rockiem progresywnym w połowie lat 70-tych to już zamierzchła przeszłość. Przede wszystkim muzyka złagodniała, poszła w kierunku gitarowego grania z „miękką” odmianą melodyjnego prog-rocka. Takie skrzyżowanie Barclay James Harvest z jednej strony, z Wishbone Ash (ale z jedną gitarą) z drugiej. Osiem dość krótkich nagrań – żadne nie przekracza pięciu minut. Na uwagę zasługuje tytułowa bardzo ambitna dwuczęściowa kompozycja, która moim zdaniem najbardziej wyróżnia się na tym albumie. Partie gitary bardzo ładnie współbrzmią z delikatnymi rozmytymi klawiszami. Jest w tym dostojność, powaga, ale bez zbytniego epatowania emocjami. Część pierwsza otwierająca płytę jest instrumentalna. Druga, z cudownym, rozmarzonym wokalem zamyka album. Gitarowy i refleksyjny jest także „The Whole World”. Idealny do słuchania we dwoje w późną jesienną noc. Gdyby utwór ten zaśpiewał Jon Anderson, można by go uznać za perełkę starego Yes. „The Tournament” to z kolei niespokojny, trochę połamany rytmicznie kawałek, który burzy kruchy, atmosferyczny klimat całej płyty. Czuję w nim pazur King Crimson. Szkoda, że jest tak krótki, trwa bowiem niecałe trzy minuty. Muszę też pochwalić mocno rozkołysany, niemal hardrockowym „(It’s Always) Easy To Be Hard” z jak zawsze świetną partią gitary i doskonałą sekcją rytmiczną. Szkoda, że wielki potencjał zespołu BACHDENKEL pozostał do samego końca nieodkryty. Obie płyty grupy śmiało można dziś postawić na półce obok klasycznych albumów Yes, Genesis, czy ELP. Być może nie są to pozycje, które uderzają i powalają od pierwszego przesłuchania, ale też nie pozostawiają obojętnym. Niewątpliwie będą ozdobą każdej szanującej się płytowej kolekcji. Z drugiej zaś strony, patrząc na to humorystycznie i z lekkim przymrużeniem oka, to BACHDENKEL tak na zdrowy rozum nie mógł osiągnąć w epoce sukcesu. Bo proszę sobie pomyśleć: angielski zespół, niemiecka nazwa, nagrywali we Francji, pierwszy album wychodzi po trzech latach od nagrania w studio, drugi zaś po dwóch! Cóż, ci to dopiero mieli zezowate szczęście... Zibi ..::TRACK-LIST::.. 1. The Whole World (Looking Over My Shoulder) 2. After The Fall 3. Seven Times Tomorrow 4. For You To Live With Me 5. The Tournament 6. (It's Always) Easy To Be Hard 7. Xenophon 8. Сталинград 9. Stalingrad Bonus Tracks: 10. 7 x 2morrow (Live) 11. Easy To Be Partial 12. Bo Bo's Party (Melanie Safka cover) 13. Donna Jam 14. Happiness Is A Warm Gun / Come Together (The Beatles cover) 15. Bye Bye Johnny ..::OBSADA::.. Colin Swinburne - lead & rhythm guitars, electric mandolin (9), piano (7), bell tree, vocals Peter Kimberley - 4 & 6-string basses, Moog bass (3), Wurlitzer (9), vocals Brian Smith - drums, percussion, vocals With: Irv Mowrey - vocals (7) Karel Beer - electric 12-string (2-5,8) & slide (2) guitars, co-producer Andy Scott - ARP synthesizer (8), co-producer https://www.youtube.com/watch?v=r5ayYKoiLnc Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-15 17:51:27
Rozmiar: 168.20 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. O pochodzącej z Birmingham grupie BACHDENKEL szacowny 'Rolling Stone' napisał, że '...jest to największy z zapomnianych zespołów z Wysp Brytyjskich tamtych lat!'. I trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić… Drugi album BACHDENKEL nagrany jesienią, pomiędzy wrześniem a listopadem 1975 roku w paryskim Damiens Studios pod okiem tego samego producenta został wydany… dwa lata później. No cóż, jak pech to pech. Czasy się zmieniły, zmieniła się też muzyka BACHDENKEL. Album „Stalingrad” (na okładce pisany cyrylicą) różnił się zdecydowanie od swego poprzednika. Mariaż psychodelii z hard rockiem i rockiem progresywnym w połowie lat 70-tych to już zamierzchła przeszłość. Przede wszystkim muzyka złagodniała, poszła w kierunku gitarowego grania z „miękką” odmianą melodyjnego prog-rocka. Takie skrzyżowanie Barclay James Harvest z jednej strony, z Wishbone Ash (ale z jedną gitarą) z drugiej. Osiem dość krótkich nagrań – żadne nie przekracza pięciu minut. Na uwagę zasługuje tytułowa bardzo ambitna dwuczęściowa kompozycja, która moim zdaniem najbardziej wyróżnia się na tym albumie. Partie gitary bardzo ładnie współbrzmią z delikatnymi rozmytymi klawiszami. Jest w tym dostojność, powaga, ale bez zbytniego epatowania emocjami. Część pierwsza otwierająca płytę jest instrumentalna. Druga, z cudownym, rozmarzonym wokalem zamyka album. Gitarowy i refleksyjny jest także „The Whole World”. Idealny do słuchania we dwoje w późną jesienną noc. Gdyby utwór ten zaśpiewał Jon Anderson, można by go uznać za perełkę starego Yes. „The Tournament” to z kolei niespokojny, trochę połamany rytmicznie kawałek, który burzy kruchy, atmosferyczny klimat całej płyty. Czuję w nim pazur King Crimson. Szkoda, że jest tak krótki, trwa bowiem niecałe trzy minuty. Muszę też pochwalić mocno rozkołysany, niemal hardrockowym „(It’s Always) Easy To Be Hard” z jak zawsze świetną partią gitary i doskonałą sekcją rytmiczną. Szkoda, że wielki potencjał zespołu BACHDENKEL pozostał do samego końca nieodkryty. Obie płyty grupy śmiało można dziś postawić na półce obok klasycznych albumów Yes, Genesis, czy ELP. Być może nie są to pozycje, które uderzają i powalają od pierwszego przesłuchania, ale też nie pozostawiają obojętnym. Niewątpliwie będą ozdobą każdej szanującej się płytowej kolekcji. Z drugiej zaś strony, patrząc na to humorystycznie i z lekkim przymrużeniem oka, to BACHDENKEL tak na zdrowy rozum nie mógł osiągnąć w epoce sukcesu. Bo proszę sobie pomyśleć: angielski zespół, niemiecka nazwa, nagrywali we Francji, pierwszy album wychodzi po trzech latach od nagrania w studio, drugi zaś po dwóch! Cóż, ci to dopiero mieli zezowate szczęście... Zibi ..::TRACK-LIST::.. 1. The Whole World (Looking Over My Shoulder) 2. After The Fall 3. Seven Times Tomorrow 4. For You To Live With Me 5. The Tournament 6. (It's Always) Easy To Be Hard 7. Xenophon 8. Сталинград 9. Stalingrad Bonus Tracks: 10. 7 x 2morrow (Live) 11. Easy To Be Partial 12. Bo Bo's Party (Melanie Safka cover) 13. Donna Jam 14. Happiness Is A Warm Gun / Come Together (The Beatles cover) 15. Bye Bye Johnny ..::OBSADA::.. Colin Swinburne - lead & rhythm guitars, electric mandolin (9), piano (7), bell tree, vocals Peter Kimberley - 4 & 6-string basses, Moog bass (3), Wurlitzer (9), vocals Brian Smith - drums, percussion, vocals With: Irv Mowrey - vocals (7) Karel Beer - electric 12-string (2-5,8) & slide (2) guitars, co-producer Andy Scott - ARP synthesizer (8), co-producer https://www.youtube.com/watch?v=r5ayYKoiLnc Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-15 17:47:13
Rozmiar: 457.55 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. '...Tworzenie materiału na album "The 7th dew" przypadło na trudny czas. Treści spowodowane są osobistymi przeżyciami, przemyśleniami i nadzieją, że wszystko wróci do normalności. Jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że pozwolił mi wrócić do tego co kocham, do dźwięków, które czuję całą sobą.' Sabina Odpocząłem przy tej płycie. Lekkość, melodia i czad. Tak można by ją podsumować. Loonypark proponuje tradycyjny art rock, choć nie bez wpływów hard rocka, jazzu i ambientu. Robi to z niezwykłą mocą i świeżością. Biegłość instrumentalistów i niesamowity wokal Sabiny Goduli-Zając stanowią znakomity punkt wyjścia do naprawdę jakichś kompozycji. Albo odwrotnie. Brzmieniowo Loonypark buduje pomost pomiędzy współczesnością a latami 80. XX wieku. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że formuła, jaką zespół przedstawia, nie zahacza o współcześnie źle rozumiany rock progresywny, który dawno się zmienił w progresywny hałas. Mocniejsze wątki mają tu znaczenie głównie w kontekście napięcia, jakie Loonypark potrafi zbudować. Ale prócz owego napięcia jest tu też sporo przestrzeni. W tym przestrzeni dla wokalu, co nie zawsze jest oczywiste. Paradoksalnie, ten nie miałby najmniejszego problemu z przebiciem się przez ścianę dźwięku, ale instrumentaliści zachowują się kulturalnie, co świadczy o klasie i wysmakowaniu wydawnictwa. „The 7th Dew” to płyta nie tylko dla zwolenników gatunku. Dla mnie to prawdziwa „polska alternatywa”. Bo w przeciwieństwie do grona wykonawców, którzy tak są oficjalnie określani, Loonypark naprawdę na nic się nie ogląda. Robi swoje i robi to dobrze. Bez dotacji, bez sponsorów, bez znanych kolegów i bez podlizywania się publiczności. Michał Dziadosz Gdyby ktoś kazał mi jak najkrócej opisać muzykę Loonypark, powtórzyłbym to, co napisałem już w recenzji poprzedniego albumu, wydanego w 2019 roku Deep Space Eight. Że to szeroko rozumiany neoprogresywny rock z ciepłymi klawiszowymi tłami, nienachalną gitarą, żeńskim wokalem i ogólnym nastrojem niespieszności i melancholii. I ta nowa płyta też oczywiście sporymi fragmentami taka jest. Przykładem niech będą kończące album dwie kompozycje: The Embarce i The Truth. Bardzo klimatyczne, nastrojowe, z ładnymi solowymi figurami klawiszowymi i gitarowymi. Jednak nie tylko takimi brzmieniami ten album stoi, bo sporo w nim różnorodności, głównie gitarowej. Powiedziałbym nawet, że to rzecz bardziej odważna pod tym względem od poprzedników. Ale po kolei. Szósty album projektu Krzysztofa Lepiarczyka przynosi pewne zmiany i roszady – powiedzmy to – natury technicznej. Po pierwsze, do zespołu powróciła po krótkiej przerwie oryginalna wokalistka Loonypark, Sabina Godula-Zając. Przypomnę, że na Deep Space Eight zaśpiewała Magda Grodecka. Nie wolno jednak zapomnieć, że śpiewała ona teksty… Goduli-Zając. Zatem pani Sabina była jak najbardziej blisko Loonypark. A skoro o tekstach mowa. Wokalistka tak powiedziała o lirykach na tym albumie: Tworzenie materiału na album "The 7th Dew" przypadło na trudny czas. Treści spowodowane są osobistymi przeżyciami, przemyśleniami i nadzieją, że wszystko wróci do normalności. Jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że pozwolił mi wrócić do tego co kocham, do dźwięków, które czuję całą sobą. I faktycznie, mają one tę specyficzną melancholię, wrażliwość i są w istocie na swój sposób intymne. Choć czasami w dosyć oczywisty sposób przypominają o ważnych w naszym życiu zasadach („bądź dobry, miły, twardy, mądry, miej otwarte serce, otwarty umysł” w tytułowym The 7th Dew, czy „kiedy idziemy razem, jesteśmy silni” w The Tree Of Life). Inną zmianę przynosi okładka – jak to zwykle w Loonypark niebanalna. Tym razem po okresie prac Leszka Kostuja i dziele Rafała Barnasia na Deep Space Eight przyszedł czas na pracę niemieckiego grafika i fotografa, Stefana Kellera. No i co wreszcie z pozostałą muzyką? Wszak we wstępie było tylko o dwóch utworach. Mam wrażenie, że ta płyta jest mocniejsza. Mimo że Lepiarczyk jest klawiszowcem oddaje pole Piotrowi Grodeckiemu. Jego gitara króluje na The 7th Dew i to w różnych kolorach. Sporo jest ciekawych gitarowych solówek (The Earth, The Fever, Virtuality, wspomniane The Embarce i The Truth). Ta w The Fever, z efektem wah-wah, ma lekko psychodeliczny wymiar. Cała zresztą ta kompozycja ma mroczny klimat dzięki brudnym, gitarowym riffom. Z kolei w Toxic Unity gitarowe formy mają coś blues rockowego (co ciekawe, początek tej kompozycji jest taki… quasi jazzowy). Struktura niektórych utworów jest wielowątkowa pod względem rytmicznym. Taki The Earth rozpoczyna się istną galopadką, by później zwolnić, wyciszyć się bez wykorzystania rytmu i wreszcie powrócić do początkowego rozpędzenia. A mój ulubiony na albumie The 7th Dew przynosi ciekawie budowane napięcie w zwrotce (pewna marszowość), które nagle ucina się i przechodzi w piękny harmonicznie wykonany refren. Uroku płycie dodaje jak zwykle emocjonalny, mający w sobie sporo dramatyzmu śpiew Goduli-Zając oraz wyraziście słyszalne w miksie partie basu Piotra Lipki. Bardzo udana płyta. Mariusz Danielak Szósty album Loonypark, zespołu prowadzonego przez Krzysztofa Lepiarczyka, przyniósł dwie zmiany. Pierwsza to powrót po krótkim niebycie Sabiny Goduli-Zając za mikrofon (na poprzedniej płycie, „Deep Space Eight”, jej miejsce zajęła Magda Grodecka). Druga zmiana, już bardziej kosmetyczna, dotyczy autora okładki. Muzycznie na płycie „The 7th Dew” zespół porusza się w podobnych klimatach jak na poprzednim krążku. Jest może ciut ciężej, gdyż bardziej eksponowane miejsce zajmuje teraz gitara. Krzysztof Lepiarczyk dał więcej przestrzeni Piotrowi Grodeckiemu, który rozwinął skrzydła i w kilku momentach naprawdę zachwycił. Nieźle współpracuje ze sobą sekcja Piotr Lipka (bg) – Grzegorz Fieber (dr). Co ważne, na nowym albumie nie brakuje przebojowych momentów, jak na przykład w tytułowym numerze, w którym wspaniałe solo gitarowe wykonał gościnnie pojawiający się w tym jednym nagraniu Jacek Szczepaniak. Ale i tak zdecydowanie najmocniejszymi punktami płyty są dwa ostatnie utwory, czyli „The Embrace” oraz „The Truth”. W „The Embrace” zachwyca długie, wspaniałe solo gitarowe w końcówce, zaś w ostatnim na płycie „The Truth” może podobać się wspaniała współpraca pomiędzy Krzysztofem Lepiarczykiem (klawisze), a Piotrem Grodeckim (gitara). Ten, jakby nie było, nieco krótszy utwór (4:44) całkiem dobrze nadaje się do radia. Nie wszystko jest jednak na „The 7th Dew” idealne. W niektórych momentach wokal Sabiny nuży, a czasem drażni swoją manierycznością. Daje się to zauważyć chociażby w kompozycji „The Fever” (a może Sabina celowo zaśpiewała tak, jakby miała gorączkę?). Nie wszystkie utwory do końca przekonują, jak „The Tree of Life” - to taki taniec-przytulaniec. Tylko po części ciekawą pozycją wydaje się najdłuższy na płycie „Virtuality”. Początek – ciekawa linia basu, trochę intrygujących rozwiązań melodycznych w środku, lecz nieco nuży jednostajna perkusja w tym ewoluującym w kierunku pop kawałku. Na szczęście większość kompozycji wypada pozytywnie, sporo jest na tej płycie materiału, który raczej nie zginie przy słuchaniu. Dlatego przy albumie „The 7th Dew” należy postawić plus, ale czy stanie się on przełomowym w karierze Loonypark i zapisze się złotymi zgłoskami w historii tego zespołu? Raczej w to wątpię, choć czas muzycznych podsumowań 2021 roku nastąpi dopiero za sześć miesięcy. Paweł Świrek The 7th Dew is, asymmetrically, the 6th release from this quintet of experienced Polish musicians from Krakow, following on from 2019s Deep Space Eight (see review), plus numerous side and solo projects which have kept the band busy during these last troubled years. This time around Sabina Godula-Zając steps in behind the microphone and the line-up is bolstered by Jacek Szczepaniak who takes a lead guitar role on the title track. All pieces are composed by founding member and keyboard player Krzysztof Lepiarczyk fresh from his own enjoyable solo outing. The whole affair announces itself with a fanfare of racing riffing, although those who know Loonypark will be aware that the brakes can come on quite suddenly. The Earth which opens is typical of what you can expect. High flying moments of virtuosity interspersed with a brand of crossover light rock and unassuming power ballads with pleasing sing-along festival friendly choruses. Whether the balance is quite right is a matter for taste. While prog purists will likely complain that their share is more like the currants scattered around the teacake, it is still fair to say that there are plenty of moments to savour when things really take flight driven by Piotr Grodecki's coruscating guitar work. The same tricks are repeated in the title track, heavy riffs, slow it down, a spoken word section (yawn) and a binding guitar solo. In Sabina Godula-Zając we have another powerful female vocalist who is perfectly suited to the delivery of expansive, melodic rock. In Virtuality I thought the band had found the essence a really good single which would grace any drivetime show, but, like much in this album, it lost its way and couldn't resist some tedious posturing. It's the longest song of the collection, but seemed longer when an edited version could have taken the roof off most venues. The Tree Of Life is pleasant if lightweight with a trite pop chorus that will send most prog fans to the bar. Having said which, Loonypark are probably at their best keeping it straightforward and getting down and dirty. They are clearly having a blast on Toxic Unity with its funky grinding guitar work - although even here they can't help themselves from noodling around with some changes of pace which distract rather than enhance. There is much to admire in this collection and I enjoyed the performances of all the musicians and they get extra bonus points for keeping things to a disciplined and well structured length. Unusually for a prog critic, I actually felt that they would benefit from keeping some of the songs to a simpler structure, there are a lot of good ideas which get lost somewhere in the constant meddling and harsh transitions which tend to get a bit irritating. Nonetheless, I think most prog fans will complain that there is too much lightweight filler between the moment of real magic. Andrew Cottrell ..::TRACK-LIST::.. 1.The Earth 2.The 7th Dew 3.The Fever 4.Virtuality 5.The Tree Of Life 6.Toxic Unity 7.The Embarce 8.The Truth ..::OBSADA::.. Sabina Godula - Zając- vocal Piotr Grodecki - guitars Krzysztof Lepiarczyk - keyboards Piotr Lipka - bass Grzegorz Fieber - drums https://www.youtube.com/watch?v=vVIRPWAZ4SQ Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-14 11:27:11
Rozmiar: 113.47 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. '...Tworzenie materiału na album "The 7th dew" przypadło na trudny czas. Treści spowodowane są osobistymi przeżyciami, przemyśleniami i nadzieją, że wszystko wróci do normalności. Jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że pozwolił mi wrócić do tego co kocham, do dźwięków, które czuję całą sobą.' Sabina Odpocząłem przy tej płycie. Lekkość, melodia i czad. Tak można by ją podsumować. Loonypark proponuje tradycyjny art rock, choć nie bez wpływów hard rocka, jazzu i ambientu. Robi to z niezwykłą mocą i świeżością. Biegłość instrumentalistów i niesamowity wokal Sabiny Goduli-Zając stanowią znakomity punkt wyjścia do naprawdę jakichś kompozycji. Albo odwrotnie. Brzmieniowo Loonypark buduje pomost pomiędzy współczesnością a latami 80. XX wieku. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że formuła, jaką zespół przedstawia, nie zahacza o współcześnie źle rozumiany rock progresywny, który dawno się zmienił w progresywny hałas. Mocniejsze wątki mają tu znaczenie głównie w kontekście napięcia, jakie Loonypark potrafi zbudować. Ale prócz owego napięcia jest tu też sporo przestrzeni. W tym przestrzeni dla wokalu, co nie zawsze jest oczywiste. Paradoksalnie, ten nie miałby najmniejszego problemu z przebiciem się przez ścianę dźwięku, ale instrumentaliści zachowują się kulturalnie, co świadczy o klasie i wysmakowaniu wydawnictwa. „The 7th Dew” to płyta nie tylko dla zwolenników gatunku. Dla mnie to prawdziwa „polska alternatywa”. Bo w przeciwieństwie do grona wykonawców, którzy tak są oficjalnie określani, Loonypark naprawdę na nic się nie ogląda. Robi swoje i robi to dobrze. Bez dotacji, bez sponsorów, bez znanych kolegów i bez podlizywania się publiczności. Michał Dziadosz Gdyby ktoś kazał mi jak najkrócej opisać muzykę Loonypark, powtórzyłbym to, co napisałem już w recenzji poprzedniego albumu, wydanego w 2019 roku Deep Space Eight. Że to szeroko rozumiany neoprogresywny rock z ciepłymi klawiszowymi tłami, nienachalną gitarą, żeńskim wokalem i ogólnym nastrojem niespieszności i melancholii. I ta nowa płyta też oczywiście sporymi fragmentami taka jest. Przykładem niech będą kończące album dwie kompozycje: The Embarce i The Truth. Bardzo klimatyczne, nastrojowe, z ładnymi solowymi figurami klawiszowymi i gitarowymi. Jednak nie tylko takimi brzmieniami ten album stoi, bo sporo w nim różnorodności, głównie gitarowej. Powiedziałbym nawet, że to rzecz bardziej odważna pod tym względem od poprzedników. Ale po kolei. Szósty album projektu Krzysztofa Lepiarczyka przynosi pewne zmiany i roszady – powiedzmy to – natury technicznej. Po pierwsze, do zespołu powróciła po krótkiej przerwie oryginalna wokalistka Loonypark, Sabina Godula-Zając. Przypomnę, że na Deep Space Eight zaśpiewała Magda Grodecka. Nie wolno jednak zapomnieć, że śpiewała ona teksty… Goduli-Zając. Zatem pani Sabina była jak najbardziej blisko Loonypark. A skoro o tekstach mowa. Wokalistka tak powiedziała o lirykach na tym albumie: Tworzenie materiału na album "The 7th Dew" przypadło na trudny czas. Treści spowodowane są osobistymi przeżyciami, przemyśleniami i nadzieją, że wszystko wróci do normalności. Jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że pozwolił mi wrócić do tego co kocham, do dźwięków, które czuję całą sobą. I faktycznie, mają one tę specyficzną melancholię, wrażliwość i są w istocie na swój sposób intymne. Choć czasami w dosyć oczywisty sposób przypominają o ważnych w naszym życiu zasadach („bądź dobry, miły, twardy, mądry, miej otwarte serce, otwarty umysł” w tytułowym The 7th Dew, czy „kiedy idziemy razem, jesteśmy silni” w The Tree Of Life). Inną zmianę przynosi okładka – jak to zwykle w Loonypark niebanalna. Tym razem po okresie prac Leszka Kostuja i dziele Rafała Barnasia na Deep Space Eight przyszedł czas na pracę niemieckiego grafika i fotografa, Stefana Kellera. No i co wreszcie z pozostałą muzyką? Wszak we wstępie było tylko o dwóch utworach. Mam wrażenie, że ta płyta jest mocniejsza. Mimo że Lepiarczyk jest klawiszowcem oddaje pole Piotrowi Grodeckiemu. Jego gitara króluje na The 7th Dew i to w różnych kolorach. Sporo jest ciekawych gitarowych solówek (The Earth, The Fever, Virtuality, wspomniane The Embarce i The Truth). Ta w The Fever, z efektem wah-wah, ma lekko psychodeliczny wymiar. Cała zresztą ta kompozycja ma mroczny klimat dzięki brudnym, gitarowym riffom. Z kolei w Toxic Unity gitarowe formy mają coś blues rockowego (co ciekawe, początek tej kompozycji jest taki… quasi jazzowy). Struktura niektórych utworów jest wielowątkowa pod względem rytmicznym. Taki The Earth rozpoczyna się istną galopadką, by później zwolnić, wyciszyć się bez wykorzystania rytmu i wreszcie powrócić do początkowego rozpędzenia. A mój ulubiony na albumie The 7th Dew przynosi ciekawie budowane napięcie w zwrotce (pewna marszowość), które nagle ucina się i przechodzi w piękny harmonicznie wykonany refren. Uroku płycie dodaje jak zwykle emocjonalny, mający w sobie sporo dramatyzmu śpiew Goduli-Zając oraz wyraziście słyszalne w miksie partie basu Piotra Lipki. Bardzo udana płyta. Mariusz Danielak Szósty album Loonypark, zespołu prowadzonego przez Krzysztofa Lepiarczyka, przyniósł dwie zmiany. Pierwsza to powrót po krótkim niebycie Sabiny Goduli-Zając za mikrofon (na poprzedniej płycie, „Deep Space Eight”, jej miejsce zajęła Magda Grodecka). Druga zmiana, już bardziej kosmetyczna, dotyczy autora okładki. Muzycznie na płycie „The 7th Dew” zespół porusza się w podobnych klimatach jak na poprzednim krążku. Jest może ciut ciężej, gdyż bardziej eksponowane miejsce zajmuje teraz gitara. Krzysztof Lepiarczyk dał więcej przestrzeni Piotrowi Grodeckiemu, który rozwinął skrzydła i w kilku momentach naprawdę zachwycił. Nieźle współpracuje ze sobą sekcja Piotr Lipka (bg) – Grzegorz Fieber (dr). Co ważne, na nowym albumie nie brakuje przebojowych momentów, jak na przykład w tytułowym numerze, w którym wspaniałe solo gitarowe wykonał gościnnie pojawiający się w tym jednym nagraniu Jacek Szczepaniak. Ale i tak zdecydowanie najmocniejszymi punktami płyty są dwa ostatnie utwory, czyli „The Embrace” oraz „The Truth”. W „The Embrace” zachwyca długie, wspaniałe solo gitarowe w końcówce, zaś w ostatnim na płycie „The Truth” może podobać się wspaniała współpraca pomiędzy Krzysztofem Lepiarczykiem (klawisze), a Piotrem Grodeckim (gitara). Ten, jakby nie było, nieco krótszy utwór (4:44) całkiem dobrze nadaje się do radia. Nie wszystko jest jednak na „The 7th Dew” idealne. W niektórych momentach wokal Sabiny nuży, a czasem drażni swoją manierycznością. Daje się to zauważyć chociażby w kompozycji „The Fever” (a może Sabina celowo zaśpiewała tak, jakby miała gorączkę?). Nie wszystkie utwory do końca przekonują, jak „The Tree of Life” - to taki taniec-przytulaniec. Tylko po części ciekawą pozycją wydaje się najdłuższy na płycie „Virtuality”. Początek – ciekawa linia basu, trochę intrygujących rozwiązań melodycznych w środku, lecz nieco nuży jednostajna perkusja w tym ewoluującym w kierunku pop kawałku. Na szczęście większość kompozycji wypada pozytywnie, sporo jest na tej płycie materiału, który raczej nie zginie przy słuchaniu. Dlatego przy albumie „The 7th Dew” należy postawić plus, ale czy stanie się on przełomowym w karierze Loonypark i zapisze się złotymi zgłoskami w historii tego zespołu? Raczej w to wątpię, choć czas muzycznych podsumowań 2021 roku nastąpi dopiero za sześć miesięcy. Paweł Świrek The 7th Dew is, asymmetrically, the 6th release from this quintet of experienced Polish musicians from Krakow, following on from 2019s Deep Space Eight (see review), plus numerous side and solo projects which have kept the band busy during these last troubled years. This time around Sabina Godula-Zając steps in behind the microphone and the line-up is bolstered by Jacek Szczepaniak who takes a lead guitar role on the title track. All pieces are composed by founding member and keyboard player Krzysztof Lepiarczyk fresh from his own enjoyable solo outing. The whole affair announces itself with a fanfare of racing riffing, although those who know Loonypark will be aware that the brakes can come on quite suddenly. The Earth which opens is typical of what you can expect. High flying moments of virtuosity interspersed with a brand of crossover light rock and unassuming power ballads with pleasing sing-along festival friendly choruses. Whether the balance is quite right is a matter for taste. While prog purists will likely complain that their share is more like the currants scattered around the teacake, it is still fair to say that there are plenty of moments to savour when things really take flight driven by Piotr Grodecki's coruscating guitar work. The same tricks are repeated in the title track, heavy riffs, slow it down, a spoken word section (yawn) and a binding guitar solo. In Sabina Godula-Zając we have another powerful female vocalist who is perfectly suited to the delivery of expansive, melodic rock. In Virtuality I thought the band had found the essence a really good single which would grace any drivetime show, but, like much in this album, it lost its way and couldn't resist some tedious posturing. It's the longest song of the collection, but seemed longer when an edited version could have taken the roof off most venues. The Tree Of Life is pleasant if lightweight with a trite pop chorus that will send most prog fans to the bar. Having said which, Loonypark are probably at their best keeping it straightforward and getting down and dirty. They are clearly having a blast on Toxic Unity with its funky grinding guitar work - although even here they can't help themselves from noodling around with some changes of pace which distract rather than enhance. There is much to admire in this collection and I enjoyed the performances of all the musicians and they get extra bonus points for keeping things to a disciplined and well structured length. Unusually for a prog critic, I actually felt that they would benefit from keeping some of the songs to a simpler structure, there are a lot of good ideas which get lost somewhere in the constant meddling and harsh transitions which tend to get a bit irritating. Nonetheless, I think most prog fans will complain that there is too much lightweight filler between the moment of real magic. Andrew Cottrell ..::TRACK-LIST::.. 1.The Earth 2.The 7th Dew 3.The Fever 4.Virtuality 5.The Tree Of Life 6.Toxic Unity 7.The Embarce 8.The Truth ..::OBSADA::.. Sabina Godula - Zając- vocal Piotr Grodecki - guitars Krzysztof Lepiarczyk - keyboards Piotr Lipka - bass Grzegorz Fieber - drums https://www.youtube.com/watch?v=vVIRPWAZ4SQ Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-14 11:23:13
Rozmiar: 317.13 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pisaliśmy i konstruowaliśmy ten materiał mając za sobą kilka płyt, spektakli teatralnych i wiele koncertów formacji Bończyk/Krzywański, która kiedyś samoczynnie przeobraziła się w zespół Depresjoniści. Po naszym największym występie podczas Przystanku Woodstock w 2011 roku - gdzie zagraliśmy dla 700 tysięcy widzów - postanowiliśmy pomyśleć o nowej formule. Rozwiązaliśmy zespół, ale w składzie Bończyk/Krzywański/Nowak pracowaliśmy nieśpiesznie nad nowym materiałem, w którym chcieliśmy poczuć się na nowo jako muzycy, odchodząc od tekstów i brzmień naznaczonych depresją. Uznaliśmy, że już wystarczy. W ciągu kilku lat powstało kilkanaście nowych utworów, które w założeniu miały być felietonami dotyczącymi otaczającego nas świata oraz kilka osobistych rockowych ballad - wszystko w estetyce progresywnego rocka. ..::TRACK-LIST::.. 1. NIEWINNY (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 2. MIJA CZAS (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 3. KRÓL SŁOŃCE (muz. Zbigniew Krzywański, Jakub Nowak - sł. Jacek Bończyk) 4. FALA (muz. Zbigniew Krzywański, Jakub Nowak - sł. Jacek Bończyk) 5. GDYBYŚ MNIE WIDZIAŁA (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 6. CZEKAM (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 7. MACHINA (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 8. LAJK LUB HEJT (muz. Zbigniew Krzywański, Jakub Nowak - sł. Jacek Bończyk) 9. W MOICH SNACH (muz. Zbigniew Krzywański, Jakub Nowak. Grzegorz Bauer, Michał Dybowski – sł. Jacek Bończyk) ..::OBSADA::.. Grzegorz Bauer - perkusja, djembe (1) Jacek Bończyk - śpiew, chórki Michał Dybowski - organy Viscount, Rhodes piano, fortepian, chórki Zbigniew Krzywański - gitary, syntezator, programowanie, Rebirth, chórki Jakub Nowak - Warr guitar, Warr guitar lead (3) https://www.youtube.com/watch?v=dAfsVCwRE4E Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-09 19:13:09
Rozmiar: 108.76 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pisaliśmy i konstruowaliśmy ten materiał mając za sobą kilka płyt, spektakli teatralnych i wiele koncertów formacji Bończyk/Krzywański, która kiedyś samoczynnie przeobraziła się w zespół Depresjoniści. Po naszym największym występie podczas Przystanku Woodstock w 2011 roku - gdzie zagraliśmy dla 700 tysięcy widzów - postanowiliśmy pomyśleć o nowej formule. Rozwiązaliśmy zespół, ale w składzie Bończyk/Krzywański/Nowak pracowaliśmy nieśpiesznie nad nowym materiałem, w którym chcieliśmy poczuć się na nowo jako muzycy, odchodząc od tekstów i brzmień naznaczonych depresją. Uznaliśmy, że już wystarczy. W ciągu kilku lat powstało kilkanaście nowych utworów, które w założeniu miały być felietonami dotyczącymi otaczającego nas świata oraz kilka osobistych rockowych ballad - wszystko w estetyce progresywnego rocka. ..::TRACK-LIST::.. 1. NIEWINNY (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 2. MIJA CZAS (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 3. KRÓL SŁOŃCE (muz. Zbigniew Krzywański, Jakub Nowak - sł. Jacek Bończyk) 4. FALA (muz. Zbigniew Krzywański, Jakub Nowak - sł. Jacek Bończyk) 5. GDYBYŚ MNIE WIDZIAŁA (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 6. CZEKAM (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 7. MACHINA (muz. Zbigniew Krzywański - sł. Jacek Bończyk) 8. LAJK LUB HEJT (muz. Zbigniew Krzywański, Jakub Nowak - sł. Jacek Bończyk) 9. W MOICH SNACH (muz. Zbigniew Krzywański, Jakub Nowak. Grzegorz Bauer, Michał Dybowski – sł. Jacek Bończyk) ..::OBSADA::.. Grzegorz Bauer - perkusja, djembe (1) Jacek Bończyk - śpiew, chórki Michał Dybowski - organy Viscount, Rhodes piano, fortepian, chórki Zbigniew Krzywański - gitary, syntezator, programowanie, Rebirth, chórki Jakub Nowak - Warr guitar, Warr guitar lead (3) https://www.youtube.com/watch?v=dAfsVCwRE4E Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-09 19:07:51
Rozmiar: 318.51 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pierwszy raz na CD! Jedyny, bardzo dobry album brytyjskiej, jazz-progresywnej grupy czerpiącej również ze stylistyki soulu, nawiązującej do płyty Gass, Swegas, Demon Fuzz, Chicago i Lighthouse. Rozkołysane, wyrafinowane i bogato zaaranżowane granie z wokalem przypominającym Mike'a Patto. Gościnnie na pianinie pojawił się Don Shinn - znany nielicznym z fantastycznego, progresywnego LP 'Takes a Trip'! The mysterious British band Iguana was formed in Southampton in early 70's and released one excellent album originally in 1972 on label Polydor Records. and then disappear without a trace. The core of the band was guitarist/vocalist Bruce Roberts, bass-player John Cartwright and drummer Pete Hunt, The trio was augmented by strong dual brass-section - Ron Taylor on alto sax and tambourine and Chris Gower on trombone also piano played here by Don Shinn. Despite the album being released on the well-known Polydor label, it quickly became one of its most obscure items, since for some strange reason nobody was interested in the great blend of loud jazz-rock and energetic heavy rock stuffed with progressive elemenets. The sound of Iguana is rich and colorful, based on permanent juxtapositions of heavy, some what funky guitar sound and jazzy saxophone riffs – most of the songs are catchy and easy-to-get-into, in spit'e of their complex structures, alluding stylistics soul unique, sophisticated and richly orchestrated with vocals reminiscent of Mike Patto. Though most of the tracks are vocal-driven, there are enough space for adventurous instrumental excursions, the band achieves a perfect balance between song-oriented as is the longest piece on the LP, almost 9-minute 'Price Of Love' reminding Colosseum, Mogul Thrash and other brass rockers of the 1970s. Actually Brainchild's 'Healing Of The Lunatic Owl' would be the closest comparison to Iguana’s. debut, only if Brainchild work was closer to progressive realms, Iguana veers more towards pure rocking sound, making the accent on sheer intensity of the early British rock music. Adamus67 ..::TRACK-LIST::.. 1. Iguana 3:33 2. Southampton Blues 1:48 3. Price Of Love 8:47 4. Power Of Love 3:44 5. I Don't Need No Buddy 3:15 6. Ron's Tune 4:23 7. Prostitute 3:31 8. Grey Day Lady 3:19 9. Celluloid Samba 3:24 ..::OBSADA::.. Alto Saxophone, Tambourine - Ron Taylor Bass Guitar, Drums [Finger] - John Cartwright Drums, Congas - Pete Hunt Guitar, Vocals - Bruce Roberts Trombone, Tambourine - Chris Gower + Piano - Don Shinn https://www.youtube.com/watch?v=hV1DekwLbkQ Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-07 14:16:43
Rozmiar: 83.94 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pierwszy raz na CD! Jedyny, bardzo dobry album brytyjskiej, jazz-progresywnej grupy czerpiącej również ze stylistyki soulu, nawiązującej do płyty Gass, Swegas, Demon Fuzz, Chicago i Lighthouse. Rozkołysane, wyrafinowane i bogato zaaranżowane granie z wokalem przypominającym Mike'a Patto. Gościnnie na pianinie pojawił się Don Shinn - znany nielicznym z fantastycznego, progresywnego LP 'Takes a Trip'! The mysterious British band Iguana was formed in Southampton in early 70's and released one excellent album originally in 1972 on label Polydor Records. and then disappear without a trace. The core of the band was guitarist/vocalist Bruce Roberts, bass-player John Cartwright and drummer Pete Hunt, The trio was augmented by strong dual brass-section - Ron Taylor on alto sax and tambourine and Chris Gower on trombone also piano played here by Don Shinn. Despite the album being released on the well-known Polydor label, it quickly became one of its most obscure items, since for some strange reason nobody was interested in the great blend of loud jazz-rock and energetic heavy rock stuffed with progressive elemenets. The sound of Iguana is rich and colorful, based on permanent juxtapositions of heavy, some what funky guitar sound and jazzy saxophone riffs – most of the songs are catchy and easy-to-get-into, in spit'e of their complex structures, alluding stylistics soul unique, sophisticated and richly orchestrated with vocals reminiscent of Mike Patto. Though most of the tracks are vocal-driven, there are enough space for adventurous instrumental excursions, the band achieves a perfect balance between song-oriented as is the longest piece on the LP, almost 9-minute 'Price Of Love' reminding Colosseum, Mogul Thrash and other brass rockers of the 1970s. Actually Brainchild's 'Healing Of The Lunatic Owl' would be the closest comparison to Iguana’s. debut, only if Brainchild work was closer to progressive realms, Iguana veers more towards pure rocking sound, making the accent on sheer intensity of the early British rock music. Adamus67 ..::TRACK-LIST::.. 1. Iguana 3:33 2. Southampton Blues 1:48 3. Price Of Love 8:47 4. Power Of Love 3:44 5. I Don't Need No Buddy 3:15 6. Ron's Tune 4:23 7. Prostitute 3:31 8. Grey Day Lady 3:19 9. Celluloid Samba 3:24 ..::OBSADA::.. Alto Saxophone, Tambourine - Ron Taylor Bass Guitar, Drums [Finger] - John Cartwright Drums, Congas - Pete Hunt Guitar, Vocals - Bruce Roberts Trombone, Tambourine - Chris Gower + Piano - Don Shinn https://www.youtube.com/watch?v=hV1DekwLbkQ Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-07 14:12:11
Rozmiar: 219.11 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Wydany w niewielkim, limitowanym nakładzie koncertowy, perfekcyjnie brzmiący (pochodzący ze stołu mikserskiego zespołu) materiał zarejestrowany w niemieckim Offenbach w maju 1979 roku, na trasie promującej LP 'Hemispheres'. Podobnie jak na koncercie z Tucson, AR (wydanym przez Top Gear jako 'Hemispheres In Concert, November 1978'), jest to Rush z najwyższej półki! W środku trasy po Europie zespół przestał wykonywać 'Something For Nothing' oraz 'Cygnus X-1', ale oba te nagrania (zarejestrowane w londyńskim Hammersmith kilka dni wcześniej) zostały wklejone do środka setlisty! Dodatkowo skromny, ale gustowny booklet z pięknymi koncertowymi zdjęciami z trasy. JL RECORDED LIVE DURING 'TOUR OF THE HEMISPHERES AT STADTHALLE, OFFENBACH, GERMANY ΟΝ 28ΤΗ ΜΑΥ 1979. 'SOMETHING FOR NOTHING' AND 'CYGNUS X-1' (NOT PERFORMED IN OFFENBACH) WERE RECORDED AT HAMMERSMITH ODEON, LONDON, UK ON 6TH MAY 1979. EXCELLENT QUALITY SOUNDBOARD RECORDINGS. ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Anthem 2. A Passage To Bangkok 3. By-Tor And The Snow Dog 4. Xanadu 5. Something For Nothing 6. The Trees 7. Cygnus X-1 8. Hemispheres CD 2: 1. Closer To The Heart 2. A Farewell To Kings 3. La Villa Strangiato 4. 2112 5. Working Man/Bastille Day/In The Mood/ Drum Solo ..::OBSADA::.. Drums - Neil Peart Guitar - Alex Lifeson Percussion - Neil Peart Vocals, Bass - Geddy Lee https://www.youtube.com/watch?v=UJgmabn-cv4 Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-07 13:39:20
Rozmiar: 276.05 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|